ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 września 2017

KAWIARENKA (99) ROZMOWA Z PROFESOREM W ROLI GŁÓWNEJ

- Założę się, przyjacielu, żeś się jeszcze takim nie widział i nie spodziewał zobaczyć - radca Krach spoglądał chyżym wzrokiem na kawiarennika przybijającego do ściany karykaturę pana doktora Koteńki, a słowa, jakimi się posłużył skierowane były, rzecz jasna, do pana doktora.
W ten sposób na ścianie przy stoliku, którego najstarsi kawiarenkowym doświadczeniem obywatele grodu nad Mętnicą, czyli pan radca Krach, inżynier Bek, mecenas Szydełko i właśnie pan doktor od pradawnych czasów zasiadali, zawisły paradne portrety tych panów, piórkiem i węglem stworzone przez artystów akademickich pierwszego i drugiego roku, którzy już szósty dzień na plenerze biesiadowali, „pikassząc”, karykaturując oraz w prawdziwym letnio-jesiennym, wyjazdowym plenerze szukając widoczków przez nie tylko miasto i powiat, ale i przez cały świat zapomnianych.
Panu doktorowi przypadło do gustu jego oblicze, albowiem zacny artysta przedstawił go zarówno ze spektroskopem przewieszonym przez ramię, jak i też instrumentem muzycznym zwanym pianinem.
Oczywiście nie mogło też zabraknąć „malowideł” przystojnych małżonek czterech panów, jak i też wielu, wielu pozostałych kawiarnianych gości, bo pan profesor akademik powiedział, że nie przepuści tym razem nikomu i karykatury zacnych postaci Różanowa zaistnieć muszą, a dotyczyło to również osób tak uduchowionych jak rodzone siostry zakonne i księża: Andrzej i Kącki.
Tegoroczną ciekawostką pleneru było to, że po raz pierwszy brała w nim udział jako akademicka artystka Dagmara, zeszłoroczna absolwentka różanowskiego ogólniaka, o której talencie pan profesor swego czasu dużo się rozpowiadał i, koniec końców, przyjął ją do żakowskiej społeczności. Ta z kolei w imię wdzięczności podjęła się poddać karykaturowej obróbce postać pana profesora i trzeba szczerze przyznać, że akademik wypadł w tym dziele niezwykle okazale, albowiem jeśli kto przypomina sobie wizerunek Pana Kleksa autorstwa bodajże Stannego, to w obrazku Dagmary doparzyć się można podobieństwa obu panów.
Pozostając przy karykaturach, należy zauważyć, że jedno ze stoisk społecznego marketu miało w ostatnich dniach powodzenie takie jak chrupiące bułeczki mistrza piekarniczego Adamczyka. Chodzi tu o antyramy, w które potem oprawiano kartonowe, zabawne i żartobliwe obrazki, a główna sala kawiarenki po tym najeździe dzieł sztuki udekorowana została niemal po sam sufit obrazami, bo trzeba pamiętać, że wisiały już na niej „Gauguiny” i miejskie widoczki w oleju, akrylu, akwareli, gwaszu i węglu.
Przy trzech połączonych stolikach siedziało teraz sześć par, bo oprócz wymienionych wyżej zacnych postaci obecni byli państwo profesorostwo oraz po skończonej pracy przytwierdzania do ściany obrazów kawiarennik Adam z Marią. Ci dodatkowo w objęciach swych, tudzież na kolanach trzymali swoje pociechy - trzyipółletnią Różę (Adam) i półrocznego Kubusia (Maria).
Delektowano się ciasteczkami, kawą i herbatą, a pan profesor jak zwykle zachwalał publiczność Różanowa, która odwiedzała artystów na rynku, a także dojeżdżała poza miasto, gdzie wyprawiali się wczesnym rankiem ci studenci, którzy nie ćwiczyli swego pędzla w mieście.
- Tak, drodzy państwo. Nasze przedsięwzięcie z roku na rok się rozrasta - ośmielił się zauważyć pan profesor. - To bardzo dobrze, ale musimy mieć na uwadze to, że już w przyszłym roku  zamierzam zainteresować tą imprezą naszych przyjaciół z zagranicy i potrzeba nam będzie więcej miejsc noclegowych na ten czas. Nie powiem, to co dla nas przygotowaliście w tym ośrodku rekreacyjnym przeszło nasze oczekiwania. Wprawdzie to tylko namioty, ale jakie! Wojskowe, każdy z grzejącą w nocy „kozą”, obok zadaszony podest, bo studenci lubią sobie przy okazji pośpiewać i potańczyć, toalety i prysznice luksusowe, ale przy okazji ewentualnego przyszłorocznego spotkania z gośćmi z zagranicy trzeba pomyśleć o zakwaterowaniu profesorów i, jak sądzę, towarzyszącej im już „nie młodzieży”.
- Panie profesorze, ja wiem, że hotelik w mieście mały i zwykle przepełniony - odezwał się pan inżynier Bek - ale postaramy się zdążyć z tym nowym hotelem. Widział pan już rosnące mury, a przecież ruszyliśmy dopiero co we wrześniu. Całą sprawę traktujemy priorytetowo.
- A ja pana profesora choćby jutro zaproszę do Ciżemek. Tam u mojej córki i zięcia wznosi się już podmiejski kurort - nie omieszkał przypomnieć pan radca Krach.
- Owszem, ja to wszystko rozumiem i naprawdę doceniam państwa starania. Myślę, że dla studenckiej młodzieży, także zagranicznej, takie namiotowe miasteczko, jeszcze powiększone, to atrakcja sama w sobie. W końcu to młodzi ludzie i nie straszne im te warunki. W dodatku boiska do gry w piłkę blisko, korty tenisowe, tuż obok market, do centrum miasta niedaleko… ale ja tu jeszcze o jednym chciałem z państwem porozmawiać - głos pana profesora przycichł nagle, jakby z konieczności dla sprawy, którą zapragnął w zacnym towarzystwie kawiarenkowych gości przedstawić - Wszystko się wzięło z tego, że moi studenci za poszeptem waszej Dagmary, której służyłem jako model do karykatury, trafiliśmy do pobliskiej Woli Dąbrowskiej, gdzie, jak państwo się orientują mieści się zapuszczony park z pałacem. To w tym właśnie miejscu część studenckiej braci obrała sobie miejsce plenerowe. Nic to, że pałac w ruinie, że dróżki w parku zarośnięte chwastem, że naturalny nieporządek wkradł się w to, jeszcze nie tak dawno, cywilizowane miejsce. Otóż przebywałem w tej posiadłości ze znanym państwu profesorem Karbowiakiem, który wiele się swą pracą dla radia ”Weronika” zasłużył, a i na Uniwersytecie Trzeciego Wieku u państwa wykłada. Byli z nami też dwaj profesorowie uniwersyteccy, dwaj pisarze i prezes fundacji, która od lat kilkunastu wspiera naukowe towarzystwo. Moi drodzy - ciągnął pan profesor, a kawiarenkowicze w słuch na czas jego przemowy się pozmieniali - nie wiem, kto z nas wpadł na ten pomysł pierwszy, dość powiedzieć, że po wizycie w tym miejscu, doglądając malujących pejzaże, udaliśmy się z niezapowiedzianą wizytą do pana wójta wioski, na której terenie występuje ten park i pałac. Dopytywaliśmy się o jego obecny los, o perspektywy… i tak dalej. Albowiem… widzicie państwo, ten obiekt nadaje się na placówkę naukową, dom pracy twórczej czy jedno i drugie.
Czy ogarnęło słuchających zdumienie? Trudno orzec, bo kawiarenkowicze przywykli już do tego, że w tym prześwietnym lokalu rozgrywały się rozmowy na ważkie i ponadczasowe tematy. Nie inaczej było i tym razem: pan profesor, choć na co dzień nieobecny, przecież że był jak najmilej oczekiwanym w niej gościem, przedstawił niby swoje i swoich kolegów plany, ale wypowiedział je w tym właśnie miejscu, gdzie śmiałe pomysły miały już po wielokroć swoje szczęsne zakończenie.
Pan inżynier Bek, dziś obok pana profesora najrozmowniejszy, ośmielił się zauważyć, że…
- Remont tego obiektu, panie profesorze, a że odwiedzałem to miejsce wiem o czym mówię, finansowo jest do udźwignięcia, ale w rozłożeniu na lata, już to z tej racji, że to obiekt zabytkowy.
- Pozostaję w jak najlepszych osobistych stosunkach z wojewódzkim konserwatorem zabytków, jak i też z paroma znaczniejszymi postaciami ze środowiska akademickiego - krótko a treściwie sprawę przedstawił pan profesor.
- Jeśli chodzi ośrodki finansowe - odezwał się pan radca Krach - to z przykrością pana informuję, że swego grosza ze stowarzyszenia niestety nie dołożymy, bośmy się zaangażowali w budowę hotelu.
- Tak i ja o pieniądze od państwa nie proszę. Wieleście już dla tego miasta swoimi inicjatywami i własnymi środkami zrobili, a mówię do was z tego powodu, że potrzebuję państwa duchowego wsparcia i ponadto jestem świadom tego, że zainicjowane tutaj, u pana Adama przedsięwzięcia, zwykle świetnie się udają.
- Miło mi to słyszeć - wyrzekł kawiarennik - ale rzeczywiście wymyślone tutaj plany zwykle się udają.
- Co zatem z tymi kosztami, panie profesorze? - zapytał milczący dotychczas mecenas Szydełko.
- Drodzy państwo… jest fundacja, są zagraniczne środki, istnieją pewne sumy dwóch uczelni, które gdyby połączyć w jedno źródło finansowania, można by zdziałać więcej, niż się państwu wydaje… jest wreszcie ministerstwo…
- A w ministerstwie od czasu do czasu zachodzą zmiany… i wizje się zmieniają tak szybko jak ludzie u steru władzy - zauważył ze sceptyczną nutką w głosie radca Krach.
- Spróbować jednak warto, bo, widzicie państwo, wśród profesorstwa opcje są różne, co nie przeszkadza w tym, że jeśli cel jest neutralny, to nie ma powodu wszczynać politycznych kłótni. Zresztą, ci ze świata nauki, którym polityczna kariera się zamarzyła, już ją wybrali, a pozostała reszta, proszę mi wierzyć, skupia się nad uczelnianą pracą.
- Jeśli ma być tak, jak pan mówi, profesorze - odezwał się ponownie pan radca Krach - to moje wróżby są pozytywne.
- Wiele już osób do tego przedsięwzięcia przekonałem, choć na razie przedstawiam całą sprawę w wersji szczątkowej. I jeszcze jedno chciałbym państwu powiedzieć - głos pana profesora znów przycichnął niepostrzeżenie. - Mam taką wizję, że niektóre, wcale nie najpodlejsze prace, zamierzam powierzyć studentom moim oraz uniwersyteckim z wydziału polonistyki, pedagogiki i kulturoznawstwa. W końcu to z myślą o nich ta inicjatywa: wyjazdowe konferencje, sympozja, warsztaty twórcze.
- A to mnie pan zaskoczył - nie na żarty zadziwił się pan radca. - Jednym słowem, wziął pan z nas przykład. Mówię o tym naszym osobistym zaangażowaniu w budowę hotelu… a tak przy okazji, panie Adamie, któż to zaczyna z nami dwoma w poniedziałek o ósmej rano?
- Pan redaktor Pokorski - oświadczył kawiarennik.
- No to ja państwu coś zagram pod tę sympatyczna rozmowę - niespodziewanie odezwał się pan doktor Koteńko.
- Będzie to Schubert, Chopin, a może Prokofiew? - zapytała pani Zosia w wielce żartobliwej tonacji swego głosu.
- A… to będzie moja kompozycja.
Doktor Koteńko opuścił przyjaciół, podszedł do pianina i zagrał, a kawiarenkowym gościom wydawało się, że to nie pan doktor wygrywał pasaże, ale że to echo Jana Sebastiana Bacha w uszach im zagrało.

[24.09.2017, Mayenne, Mayenne we Francji]

3 komentarze:

  1. Niestety, bez funduszy żadne dzieło sie nie powiedzie, ale że doktor Koteńko własną kompozycje? No, no...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... już nasz przyjaciel Koteńko jeszcze nasz czymś zaskoczy... :-)

      Usuń
  2. To jest ten świat, gdzie ludzie dla ludzi są ludźmi. Coraz bardziej mi się podoba, może uda się tam i mnie przenieść.

    OdpowiedzUsuń