ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

02 września 2017

Z DZIENNICZKA (1)

Stało się to, co się stać musiało - zaczęła się kolejna podróż.
I tak, w środę, z Malanowa pod Turkiem do Koeln, dnia następnego z rana z Ense w Niemczech do „Astona  Martina” w Gaydon za Oxfordem, a po porannym rozładunku piątek podjazd do Wolverhampton, skąd zabieram czekoladki do Maidenhead też w Anglii i wreszcie jadę do Londynu, aby odebrać osobiste rzeczy młodego mężczyzny, który na sześć miesięcy wyjeżdża do pracy w Paryżu. I tak od środy do piątku przed północą dwa i pół tysiąca kilometrów, a ponieważ z Dover do Paryża nie jest tak daleko (a umówiliśmy się na rozładunek jutro na 14-tą), prawdopodobnie prześpię sobie w końcu „za jednym przysiadem” trzy a może i cztery godziny, na co dotychczas pozwolić sobie nie mogłem.
Ale przynajmniej czas szybko mija… no może poza jednym wyjątkiem. W Wolverhampton gościłem w firmie logistycznej „Culina” (zapamiętam). Nie dość, że musiałem się okazać licencja na przewóz towarów (biurokracja!) to na jedną paletę czekolady przyszło mi czekać niemal trzy godziny. Na domiar złego jakiś niekoniecznie sympatyczny Anglik z firmy zaproponował mi skorzystanie z alkomatu. Musiałem chyba niekorzystnie wyglądać, bo nie przypominam sobie, że się zataczałem. Biedny Anglik nie wiedział, bo i skąd, że „po kielichu” nie prowadzę i wyszło na to, że przez tę niewiedzę premii za mnie nie dostanie, bo alkomat się uparł i pokazał same zera; mnie z kolei pozostał niesmak. Polka, która towarzyszyła mojemu badaniu (w każdej firmie polski akcent się znajdzie, bo i wcześniej, w Gaydon spotkałem dwóch Polaków) mówiła wprawdzie, że „oni tak mają i robią to dla bezpieczeństwa” (własnego chyba), ale mimo wszystko mogło to się odbyć inaczej, a temu Anglikowi to wiewiórka złupiła z laskowych orzechów jedyne drzewo, które mu w czasie srogiej zimy nie przemarzło; złupiła i pochowała w takim miejscu, że ani ten Anglik, ani zastępy Anglików, co to myślą sobie, że skoro Polak to pijak i odwrotnie… pochowała w takim miejscu, że za Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną nie znajdzie, i dobrze mu, bo nie będzie miał orzechów ani do bakaliowych wypieków, ani do czekolady.
Natomiast ten ostatni klient, ten od sześciomiesięcznej przeprowadzki do Paryża to całkiem miły gość, a w dodatku poczęstował mnie (dwukrotnie) herbatą z mlekiem.
Na promie wykąpię się i ogolę… nie ma „domku”, nie ma, a sen przydybie gdzieś we Francji, w drodze do Paryża.

[01.09.2017, Dover, Kent w Anglii]

8 komentarzy:

  1. Krótki miałeś urlop, podróżniku...
    Czekoladki wiozłeś? Nie korciło, by spróbować?
    Jak piszesz, ludzie bywają różni...życzę Ci spotykać samych lepszych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... korciło i to jak, ale dla zachowania przyzwoitej nadwagi musiałem wziąć siebie w karby... pozdrawiam z Francji :-)

      Usuń
  2. No właśnie Andrzejku, jak ta paleta czekolady taka wyczekana i na dokładkę "alkomatem" zbadana, to trzeba było zażądać rekompensaty w postaci kilku tabliczek, żeby wiedzieć, czy twój trud się opłacał. Szerokiej drogi bez względu na to skąd i dokąd wiedzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. polska czekolada jest i tak najlepsza, więc nie żałuję... pozdrawiam z Francji :-)

      Usuń
  3. Ciężko pracujesz Smoothoperatorze miły.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... ciężko to by było, jakbym musiał ten swój samochodzik pchać albo ciągnąć po bezdrożach :-)... kwestia przyzwyczajenia... pozdrawiam z Francji

      Usuń
  4. Ja tam czekoladek bym nie dowiozła. Każdy stres, w tym badanie alkomatem, musiałabym sobie osłodzić. Kilka godzin snu, przerażające, mnie głowa przestałaby pracować.
    Serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... trafiłaś w "samo sedno tarczy": największym wrogiem w tej robocie jest niewyspanie, z którym, mimo wszystko, trzeba sobie poradzić... pozdrawiam z Francji

      Usuń