ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

07 września 2017

Z DZIENNICZKA (3)

1. KILOMETRY I SEN
Z niedzieli na poniedziałek mam kurs do Coventry. Tym razem towar odbieram w Dunkierce od Ukraińca. Podjazd do Dunkierki z Paryża jest niewiele krótszy od dalszej trasy do Anglii. Nie męczę się zbytnio, bo dobrze przespałem noc i melduję się dokładnie o godzinie ósmej rano.
Po rozładunku zbieram się do godzinki błogiego porannego snu, kiedy dostaję na komunikatorze informacje o załadunku w znanym mi dobrze Tiverton. Z balami folii mam jechać do Hanoweru w Niemczech. Jedzie mi się nawet nieźle, nie poganiam, choć tysiąc kilometrów to znowu nie tak mało. Po kilku przystankach na 15-30 minutowy sen po drodze, dojeżdżam do miejsca rozładunku dokładnie o godzinie dziesiątej, a więc zgodnie z planem.
Zanim jeszcze zdołałem się rozładować na komunikatorze wyświetla mi się kolejne miejsce załadunku - Hamburg. Podjeżdżam więc te 145 kilometrów, po drodze robię sobie obiadowy przystanek i przesypiam półtorej godziny.
W zakładach „Stila” jestem na pół godziny przed planowanym załadunkiem, czyli 16.30, ale okazuje się, że załadowany wyjadę dopiero parę minut po 19-tej.
Tym razem jedzie mi się nieskoro, bo, jakby nie patrzeć od niedzielnego popołudnia (licząc kilometry zrobione do Hamburga) przejechałem 2100 kilometrów, a z Hamburga do Basingstoke w Anglii mam jeszcze tysiąc… a snu niewiele.
Za Osnabruck przystaje na dłużej i przesypiam prawie trzy godziny, bo nie było sensu ryzykować zaśnięciem przy kierownicy. Oczywiście przez ten sen i opóźniony o dwie godziny załadunek nie docieram do Basingstoke na czas.
Tu czeka mnie miła wiadomość: kolejny załadunek mam nazajutrz, w czwartek o ósmej rano, tyle że muszę dojechać około 175 kilometrów, co robię późnym popołudniem i będę nocować pod zakładem. W taki to oto sposób w ósmym dniu kolejnej podróży mam za sobą przejechane około 6200 kilometrów, a przede mną następny tysiąc do Niemiec.
2. GENERAŁ W PRACOWNICZYM UNIFORMIE
Zastanawiałem się, jak o tym napisać. Myślę, że po pewnych przeróbkach wyjdzie z tego jakieś opowiadanie.
Kobieta dobrze po pięćdziesiątce, o urodzie… powiedzmy… powiedzmy, sprawna fizycznie, nachodzi się, energiczna, ciemne włosy spięte w jakiś koczek lub koczki w tyle głowy, ubrana w uniform pracowniczy i robocze botki z cholewami za kostki. Kobieta pracuje w zakładzie Contitech w Hanowerze, gdzie miałem rozładunek, pracuje jako… no właśnie, trudno powiedzieć… magazynier, „placowa”, a może połączenie obu słów. Zajmuje się informowaniem kierowców, gdzie mogą postawić auto przed załadunkiem lub rozładunkiem, przekazuje dyspozycje operatorom wózków widłowych, wskazuje gościom zakładu, gdzie powinni się udać, aby zobaczyć się z „szefostwem”. Mnie wskazała drogę do biura oraz pouczyła, abym poruszał się wyłącznie po afrykańskim stworzeniu zwanym „zebra”. W wydawaniu poleceń i udzielaniu informacji jest dokładna i bezkompromisowa. Nie uśmiecha się wprawdzie, ale też nie jest niegrzeczna. Nie wiem na jakim szczeblu hierarchii pracowniczych stanowisk się znajduje, ale na placu wokół magazynów zdaje się być jednocześnie i kapralem, i sierżantem, i generałem. W każdym jej geście i zachowaniu nietrudno zauważyć sumienność i pracowitość. Wydaje się, że to ona sama rządzi całym zakładem (stąd ten generał). Nie da się ukryć, że lubi swoją pracę. Nie chciałbym uogólniać, ale jeżeli myślę o niemieckiej dokładności, rzetelności i porządku, to ta kobieta posiada wymienione cechy, które jednych drażnią; dla innych zaś są godne podziwu.
Zastanawiam się nad tym, jaką ta kobieta jest żoną, matką, córką, sąsiadką. Jak wygląda jej życie? Czy w jej domu panuje porządek w rodzaju tego, którego przestrzega i który sama kreuje w zakładzie. Z większością problemów, jakie, jak sądzę, ma w miejscu pracy, radzi sobie doskonale - czy podobnie jest w jej prywatnym życiu? A może jest zupełnie inaczej. I tu otwiera się pole do wyobraźni - domyślna, zaobserwowaną rzeczywistość należałoby połączyć z wyobraźnią odnośnie życia prywatnego tej kobiety. Moja wyobraźnia spróbuje podsunąć jakieś rozwiązanie. Czy będzie prawdziwe, czy fałszywe?
3. WĄTEK ALKOHOLOWY
Był już wątek alkomatowy, a teraz czas na alkoholowy.
W „Heathcoat” w Tiverton skąd brałem towar do Niemiec natknąłem się przypadkowo na dwóch polskich busiarzy jadących jednym autem, którzy również przybyli na załadunek. 
Wkrótce okazało się, że jeden z panów to właściciel małej firmy transportowej. Czemu zjawił się na załadunku? Okazał się, że jego kierowca, który przed paroma dniami przyjechał do zakładu po towar popadł w niełaskę angielskiej policji, gdyż stwierdzono w jego organizmie alkohol (podobno policjanci rozpoznali to po sposobie, w jaki prowadził auto). Samochód odprowadzono na zakładowy parking, a jego kierowca został zabrany do aresztu.
Właścicielowi firmy jego auto nagle zniknęło z podglądu GPS-u (prawdopodobnie rozładował się akumulator), lecz od spedytora miał informację o tym, gdzie miał się stawić po towar i zdecydował się przyjechać z kraju z kolegą innym autem, aby poznać przyczynę nagłego zniknięcia kierowcy. Prawda okazała się bolesna. Najboleśniejsza dla nieszczęsnego kierowcy, który z pracą busiarza musi się pożegnać, lecz znacznie gorsze reperkusje spotkają go ze strony angielskiego wymiaru sprawiedliwości, gdyż w tolerancyjnej dla kierowców prywatnych aut Anglii, pijaństwo szofera - zawodowca to surowo karane przestępstwo.

[06.09.2017, Park Farm Industrial Estate, Northants w Anglii]

8 komentarzy:

  1. Bardzo różne wątki, jak na jedną podróż...ciekawe, co ma w głowie taki kierowca, siadając za kółkiem.
    A panią generał widzę oczami wyobraźni ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zaręczam, że podczas jazdy myśli się dużo i ciekawie...pozdrawiam

      Usuń
  2. Najprawdopodobniej rozregulujesz sobie wszystkie funkcje życiowe, a przede wszystkim pory snu. Czasami przez okno widzę Tiry jadące na noc do Niemiec. Szczerze im współczuję, bo ja będę się kładła spać, a kierowcy będą jechać, dopóki sen ich nie zmorzy.
    Gdy przeczytałam o tej niemieckiej Frau generał, to przypomniała mi się rodzina Sonnenbruchów z dramatu "Niemcy" Leona Kruczkowskiego i aż mnie dreszcze przeszły.
    Nie pisz zbyt wcześnie na blogu o tym, dokąd jedziesz i gdzie zamierzasz nocować. Licho nie śpi.
    Miłej podróży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tirowcy maja określoną ilość godzin jazdy w każdym dniu i w tygodniu,m a wię są mniej zmęczeni. Na stare lata nie tylko silnik ma rozregulowane zawory :-)... mnie też się przypomniała... nie jestem przesądny, poza trzynastym w piątek i czarnym kotem... pozdrawiam

      Usuń
  3. Mogę nie zjeść, ale wyspać się muszę, bo po 3 godz. snu nie wiedziałabym, jak się nazywam.
    Pani "generał" podoba mi się, w domu pewnie też ma poukładane.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też jestem ciekawe, jak tam u niej jest w domu, a mimo wszystko spróbuję o tym napisać... niech zadziała moc wyobraźni.... pozdrawiam

      Usuń
  4. Już Ci pisałam, że Cię podziwiam, prawda?
    Bo ja nawet prawa jazdy nie mam.
    A jeśli chodzi o tę panią Generał, to nie zdziwiłabym się gdyby we własnym domu i w życiu prywatnym miała straszliwy bałagan.
    Powodzenia Smoothoperatorze :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no cóż, do wszystkiego mozna przywyknąć, choć czasami jest to trudne... a co do pani generał, patrz jak wyzej... dziekuje i tez pozdrawiam (znów ulewa)

      Usuń