ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

23 września 2017

NIEZAPALONE ŚWIATEŁKA

Oj, przydarzyło się, już, już panie władzo, światełka niezapalone, rozumiem, jak trzeba to trzeba. Jakie to szczęście, że pan sierżant nie zauważył, że pasów nie zapiąłem. Widział pan? No proszę, to wasze suszarki mają aż takie możliwości podglądania? No, widzę, jedynie trzydzieści siedem ponad normę. Kto by pomyślał, że to teren zabudowany? Gdybym to miał prawo jazdy. Może najpierw dowód rejestracyjny? No, widzi pan, nie musi być po kolei, a że przekroczyłem szybkość, to się do tego przyznaję, ale gdyby pan sierżant zechciał być na moim miejscu, to pewnie też by przekroczył. Bo jak tu nie być zdenerwowanym, skoro przed niecałą godziną rozjechało się staruszkę? To prawda, że przechodziła przez pasy, ale czy musiała to robić właśnie wtedy, gdy rozmawiałem przez komórkę? Czy próbowałem hamować? A jakże. Ale w tym aucie hamulec działa dopiero po trzykrotnym naciśnięciu pedału. Czasu nie starczyło, aby stanąć; pewnie szwagier znów nie dolał płynu, a pan sierżant zapewne domyśla się, że i wtedy miałem ciężką nogę do gazu. 
Lekka była. Przeleciała mi przez maskę i dach. Pan sierżant obserwując to zdarzenie, mógłby sobie pomyśleć: - a cóż to za ptaszysko przeleciało ponad autem? Czy się zatrzymałem? A na cóż, skoro ten co za mną jechał zaraz stanął i zajął się tą babcią. No, wie pan, może była chora, bo że stara to już o tym mówiłem. Tylko gdzie się podziała ta jej laska? Nawet jeśli potracenie było śmiertelne, to w przypadku tej babci - załóżmy, że była bardzo chora - to ja tylko skróciłem jej męki na tym ziemskim padole łez i narzekań. Obeszło mnie, a jakże. Prawdę mówiąc wzruszyłem się i zdenerwowałem jednocześnie. I co by pan zrobił na moim miejscu? Ja podjechałem pod najbliższą knajpę i po dopiero po drugiej setce mi przeszło, nie mówiąc o piwie, które wysączyłem pomiędzy setkami. Mówię panu, moje zdenerwowanie trafił szlag. Mogłem sobie spokojnie jechać dalej.
Kradziony? Ech, też macie informacje. Wiadomo - komputeryzacja, baza danych. Ale przysięgam, że to nie ja zwędziłem tę brykę, musi być szwagier. U mnie jest tylko „dziupla”, pan rozumie, mały warsztacik na dwa, trzy samochody. Szwagier sprowadza, obaj rozkręcamy, co się da, a potem ja rozprowadzam części dalej. A z tym bywa różnie. Nie więcej niż dwa - trzy w tygodniu. Oczywiście, że nie wszystkie idą na części. Niektórym numerki przebijamy. Gdyby pan sierżant reflektował na jakieś sprytne autko z niewielkim przebiegiem, to dam telefonik.
Pan znowu o tych hamulcach, o przeglądzie…. Założę się z panem, że od nowości to autko żadnego przeglądu nie widziało, to jak ma być o tym informacja na papierku? Polisa? O, proszę, tutaj jest… prawda, że na świetnym papierze? Tylko od razu mówię, żeby zaoszczędzić panu sprawdzania… jest trefna, ot tak, aby tylko pokazać… podobnie zresztą jak moje prawo jazdy… o, widzi pan… się znalazło. Jak pan ocenia ten falsyfikat? A, widzi pan, nie do odróżnienia, bo to moja robota. Z tymi trefnymi częściami samochodowymi to ja właściwie jedynie szwagrowi pomagam. Nie powiem rozliczamy się sprawiedliwie, po połowie. Do czego zmierzam? Panie władzo, ja osobiście mam taki własny warsztacik, a w nim…. Chce pan dowód, paszport albo jaki dyplom? Proszę bardzo. Gdyby pan sierżant był zainteresowany, to dostarczę panu takie papiery, po których okazaniu we właściwym miejscu stanie się pan generałem. Jeszcze do tego dostanie pan gratis zdjęcie, na którym pan prezydent wiesza na pańskiej szyi order państwowy (na ten order to musiałby pan trochę poczekać, bo robota w miedzi, srebrze i zlocie to domena mojego znajomego). Mówię panu, fachowa robota. Nie pożałuje pan. Pali pan? To tak jak ja - nerwy i stres. Widzę, że mocne. Gdyby pan palił słabe, to dziesięć kartonów mógłbym panu dostarczyć choćby dziś po cenie hurtowej. Pan się nie pyta skąd, ważne, że wypada o połowę taniej, oczywiście przy dużych partiach - od stu kartonów w górę. Zgadł pan. Też ze szwagrem bawię się w ten biznes. Firmę ma. Taki import-eksport. Słowem, handluje czym się da. Ale na pomysł niepłacenia vatu to ja wpadłem osobiście. Wystarczy, panie sierżancie, mieć te znajomości w skarbówce. No, trochę to mnie kosztuje, trudno, ale czego się nie robi dla rodziny. No niech pan zgadnie, kiedy to mój szwagier po raz ostatni zapłacił vat? Ha, ha… nie, niech już pan nie zgaduje.
Jakie to szczęście, żeśmy się spotkali, prawda?
A wedle tego mandatu, to jak, panie sierżancie, dogadamy się?

[23.09.2017, Neutchatel-en-Bray, Seine-Maritime we Francji]

2 komentarze:

  1. No po prostu tekściarz kabaretowy, uśmiałam się setnie:-)
    Ale na poważnie, to wielu kierowców jeździ bez świateł i przejeżdża na czerwonym, takie są moje obserwacje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja nie jestem zadowolony... mógłbym nabazgrolić ciut lepiej... a i owszem przejeżdżają, ale nie w Anglii i Francji

      Usuń