ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

15 września 2017

Z DZIENNICZKA (7) PO FRANCJI

1.
Po licznych włóczęgach na trasie Brytania - Kontynent z 12-go na 13-ty września jadę z Herford w Niemczech do Servey koło Chalons w Burgundii, we Francji.
Trasa może nie taka daleka - zaledwie ponad 800 kilometrów, ale, co najważniejsze - do Francji, za którą mi się zatęskniło, tyle że z powodu wszystkich czarnych kotów w nocy, niewiele sobie obejrzałem, ot, jedynie widoczki w świetle reflektorów auta.
Początkowo zamierzałem sobie gdzieś po drodze uciąć dwugodzinną drzemkę, bo w odróżnieniu od Anglii we Francji miejsc na nocny przystanek nie brakuje. Jakoś jednak z powiekami na zapałkach dojechałem do „Rhenusa” za jednym „posunięciem” (z wyjątkiem tankowania) i nie żałuję, bo miejsce na parkingu przed firmą tak jakby na mnie czekało.
Rozładowano mnie godzinę po wjeździe do firmy, po czym uzupełniłem paliwo (lubię mieć pełen zbiornik). Wróciłem pod zakład w inne miejsce, aby dospać jeszcze, jak się uda, parę godzin i rzeczywiście - udało mi się, choć z przerwami pospać trochę, a w międzyczasie zjeść wczesny obiadek.
Tu w Burgundii znacznie cieplej niż ostatnio w Niemczech, Belgii i Anglii, ale silnie wieje. Zdaje się, że znalazłem się po ciepłej stronie jakiegoś niżowego frontu znad Atlantyku, a cała Europa Zachodnia prawdopodobnie tym wielkim niżu.
Kiedy już myślałem, że nie dostanę w tę środę kursu, otrzymuję wiadomość na komunikatorze, abym w te pędy przejechał do Laignes (też w Burgundii), bagatela 137 kilometrów, które dodatkowo muszę w połowie przejechać płatną autostradą. A zatem podjeżdżam do bankomatu i pod Chalons wjeżdżam na płatną trasę, mając pół godziny w zapasie. Pewnie uwinąłbym się szybciej, ale auto ma, jak wspomniałem chyba wcześniej, założony „kaganiec” na 110 km/h, więc nawet jadąc na „maksa” muszę tracić.
Po wyjeździe z autostrady trafiam wreszcie na drogę, jaką lubię: dosyć wąska, pagórkowata, kręta, z wachlarzykowymi zakrętami, które przejeżdża się skosem, słowem taka „rajdówka”, po której jeździ mi się doskonale i chociaż po autostradach jeżdżę w okolicach przepisów, to po takiej mniej uczęszczanej trasie, na której nie ma wielkich nieprzyjaciół kierowców - radarów, można sobie ciuteńko poszaleć (szkoda, że te pagórki nie nazbyt wysokie).
Ale za to jedzie się Burgundią, krainą zielonych pól (jakieś pastewne poplony), winorośli, schnących już słoneczników i jeszcze dumnie stojącej kukurydzy. A te wioski i sioła przydrożne! Wszędzie kamień. Kamienne domki w miejskim skupieniu. Tak brzydkie, że aż piękne, a brzydkie bo stare, zniszczone, tu i ówdzie kamień się sypie, dużo rzadziej kiedy - ruina. Ale tuż pod takim zrujnowanym domkiem widzę nagle gazon z wielkimi peoniami w kolorze pistacjowym… w ogóle wszędzie kwiaty: przy ulicach, na balkonikach, w oknach, za oknami… a dlaczego brzydko-piękne te domki? Jakżeż je wyremontować? Otynkować? Pomalować? Stary kamień? Jeżeli już to tylko spróbować umyć te kamienne elewacje ewentualnie pobielić. W żadnym wypadku nie można kamiennych domków obłożyć nową cegłą - to profanacja. I będą te domki przez lata i wieki niszczały, aż przyjdzie na nie kres, którego już, i dobrze, nie zobaczę….

[13/14.09.2017 Meaux, Seine-et-Marne we Francji

4 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że i trasa i pora jazdy pozwolą Ci na zwiedzanie choć trochę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... powiedzmy, że i ja mam taka nadzieję... :-)

      Usuń
  2. Te refleksje po przejeździe trasy najcenniejsze.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. ... a wynika to z tego, że podróżując, wiele się myśli...

    OdpowiedzUsuń