CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

16 września 2017

Z DZIENNICZKA (10) KIEDY ODPOCZYWA SIĘ ZBYT DŁUGO

W Sarrebourgu w Alzacji doczekałem się długiego postoju, który potrwa zapewne do poniedziałku. Pisząc, że doczekałem się, nie oznacza, że tęskniłem do takiego długiego odpoczynku. Mimo wszelkich niewygód lubię jednak jeździć, a takie dłuższe „nicnierobienie” wcale nie jest korzystne dla organizmu. Niewątpliwym plusem jest to, że więcej czasu spędzam na czytaniu i pisaniu oraz, że mam półtora kilometra do McDonalda, gdzie łapię internetowe łącze.
W dalszym ciągu zaczytuję się w felietonach Iwaszkiewicza, śledząc jego spostrzeżenia i uwagi koncentrujące się nad życiem kulturalnym kraju, teraz w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Wspomina Gałczyńskiego, Tuwima, Dąbrowską, Gajcego, Piętaka, ale też korzystając z upływających rocznic, przypomina Słowackiego, Mickiewicza, Żeromskiego i Prusa. Dla Warszawiaków zapewne interesujące jest to, że sporo miejsca w swych tekstach poświęca odbudowującej się jeszcze stolicy. Pewnym zaskoczeniem dla mnie jest to, że felietonowe dokonania autora „Panien z Wilka” niewiele przypominają jego powieści i opowiadania. Felietony są inne, bardziej społecznie zaangażowane, na wskroś optymistyczne z dużą koncentracją ciepłych słów na temat młodzieży, nie tylko tej piszącej czy związanej bezpośrednio z literaturą. Może jeszcze dzisiaj sięgnę po „Późną miłość” Singera i będę w ten sposób czytał dwie książki jednocześnie. No cóż, warto nadrobić dany przez los i spedytorów czas błogiego lenistwa.
Dzisiaj wieczorem i, mam nadzieje także jutro, podjadę pod Donalda, aby nadrobić zaległości w czytaniu zaprzyjaźnionych blogów. Mógłbym podjechać wcześniej, ale nie lubię czynić wokół tej jadłodajni tłoku - niech się Francuzi rozerwą konsumując amerykańskie „junk food”, wybierając je zamiast całkiem dobrej i smacznej kuchni francuskiej.
Korzystając z internetowego łącza, przy okazji dostaję się na YouTuba i słucham muzyki jakiej lubię, choć z drugiej strony mam pod dostatkiem France Musique na radyjku, ale przecież nie można słuchać muzyki dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Kiedy mam łącze internetowe, wchodzę czasami na stronę Onetu lub Wirtualnej Polski, aby przynajmniej rzucić okiem na to, jak się w kraju sprawy mają, a że mają się nie najlepiej, więc otwieram trzy do pięciu wiadomości i to mi wystarczy dla oglądu całego rodzimego krajobrazu. Nie chcę się nadmiernie złościć, a tabletki na uspokojenie zostawiam sobie na inne okazje (zawsze może być gorzej).
No cóż, wiadomo, że PIS przegina, ale mimo tego na popularności, jak widzę, zyskuje. Ale jak ma PIS-owi nie rosnąć, skoro opozycji pełną gębą nie ma i nie wydaje się, aby skłóceni frustraci z PO wymyślili coś mądrego do wyborów municypalnych czy późniejszych parlamentarnych.
Czasami jest śmiesznie. Przeczytałem bowiem, że pan minister Waszczykowski proponuje światu pomoc w rozwiązaniu problemu północnokoreańskiego. Zdaje się będzie miał sojusznika w rządach odkrytego przez siebie państewka San Cristobal, czy jak tam mu na imię. Ale niedawna posłanka pani Nowacka, dziś rasowa opozycjonistka (to taka przystojna pani, która nic a nic na polityce się nie zna… ba, ale szyfr zastosowałem… na naszej cyrkowej arenie pełno takich), także zajęła się koreańskimi rakietami i zaapelowała do Phenianu, aby ten cokolwiek z tymi wystrzałami przyhamował. Chciałoby się powiedzieć w przypadku tych dwu okoliczności: gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie Szklarska Poręba, ale przynajmniej pośmiać się jest z czego.
Gorzej z tymi stosunkami z Francją i Niemcami. Pełne przegięcie. Ja nawet rozumiem, że łuk to takie stworzenie, co lubi się wyginać, a czasami wręcz jest to dla oddania strzału potrzebne, ale bez przesady - nadużyjesz siły, łóczysko pęknie i pędź potem do leszczynowego gaju, aby urwać jakąś sprężysta gałąź.
Wiadomo, że pan prezydent Francji, Macron też przesadza i wcale w tym co mówi i zamierza nie jest wiele tej europejskiej solidarności, natomiast obecny jest nadmiar troski o, za przeproszeniem, stan francuskiego, gospodarczego tyłka, ale też opowiadanie ze strony polskiej, że polska ekonomia ma się znacznie lepiej od francuskiej to przykład na to, jakie to żartobliwe pomysły krążą po głowach naszym rządzącym.
Z Niemcami (jestem ciekaw, czy nasza PIS-owska gospodarka już przegoniła niemiecką) to, mimo wszystko, radziłbym nie zaczynać, ale kto tam zechce moich rad wysłuchać. Trzeba było o tej kwestii rozmawiać na samym początku ustrojowej transformacji, nie zaś teraz, kiedy na Niemcy jesteśmy skazani, tak jak onegdaj na współpracę z ZSRR. 
Ale dość na temat polityki. Wrócę do kraju, to i tak się nią nasycę, by nie powiedzieć, obeżrę.
W Sarrebourgu za dnia pogoda nawet znośna, i słonecznie, i chmury; około 16 stopni w cieniu, ale kiedy noc zapada gwiaździsta a Celestynka chudziutka jak tasiemka, temperatura w sposób nieunikniony zmierza do zaledwie pięciu stopni w tej granatowej, roziskrzonej poświacie. Cóż, za pasem jesień.

[15.09.2017 Sarrebourg, Moselle we Francji]

1 komentarz:

  1. Z tym swoim czytaniem nieustannie wpędzasz mnie w kompleksy niedoczytania...taki paradoks - bibliotekarz, który nie ma czasu lub sił czytać, ale szewc także bez butów chodzi:-)
    Polityka, cóż? z naszą uwagą czy bez toczy się dalej...

    OdpowiedzUsuń