ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

03 września 2017

OKRUSZKI… STARUSZKI NA ŁAWECZCE

Może to kogoś zdziwi, ale ja lubię nawet te trzy staruszki wysiadujące na ławce przed domem swój czas, jaki im jeszcze do śmierci pozostał. Przechodząc mimo, kłaniam się im, nie żeby nisko, ale serdecznie i z szacunkiem. Zerkają na mnie i odpowiadają - właśnie w takiej kolejności - odpowiadają „dzień dobry” albo „a dzień dobry, dzień dobry” i chyba rzeczywiście życzą mi dobrego dnia, a jeśli niekoniecznie dobrego, to musiałyby się przed piątkową mszą wyspowiadać, bo wszystkie trzy to wzorowe katoliczki i wszystkie trzy w chórze śpiewają na chwałę Pana, choć głos już u nich nie ten, co dawniej, ale ksiądz proboszcz nie ma po prostu sumienia powiedzieć, że na ich występy w roli śpiewających anielic nastał już nieunikniony czas.
I co z tego, że ich powitaniom towarzyszą nierzadko komentarze:
Pierwsza: - a cóż to pan dzisiaj taki nieogolony, jakby niewyspany?
Druga: - oj, wy młodzi, całą noc bawić się i bawić, a jak głośno, a ja stara też chciałabym po ciężkim dniu odpocząć i zasnąć, a nie mogę.
Trzecia: - kiedyż to wreszcie pan się ustatkuje? Przychodziła taka jedna w zeszłym miesiącu do pana. Całkiem przystojna… a już nie przychodzi… bo ta, z którą teraz pan pod rękę się prowadza, to ubiera się, Panie Boże przeproś.
- Sąsiadeczki moje - w myślach formułuję wyjaśnienia - ta co do mnie przychodziła to moja cioteczna siostra, która do kuzynostwa przyjechała; nieogolony i niewyspany jestem, bo sobie robotę do domu przyniosłem, a te hałasy to z piętra wyżej - młodszy Nowicki pozapraszał ferajnę na osiemnastkę. 
A one to jakby moje myśli na wylot odgadnęły, bo ich oczy mówią:
- Ech, tylko winny się tłumaczy.
Razu pewnego, kiedym powrócił z pracy, pod wieczór się miało, stąd wiedziałem, że zastanę przed swym oknem moje panie rozłożone na ławeczce jak dorodnych winogron kiście, przyniosłem z sobą w papierowej torebce wystane w kolejce najprzedniejsze w mieście pączki.
- Czy mogę się przysiąść? - zapytałem.
Każda z nich baczek za boczkiem zwalniała dla mnie miejsce na ławce, a w spojrzeniach ich oczu dostrzegłem znak zapytania.
- Proszę, po jednym pączusiu dla moich miłych sąsiadeczek.
I wręczyłem każdej z osobna smakołyk z różanym nadzieniem. A wymawiały się, a zadręczały bólem wątroby, woreczkiem żółciowym i zgagą, ale dały się uwieść i w końcu musiałem im służyć chusteczkami na ten lukier, co to na przemalowanych na karminowo wargach im pozostał.
Pożegnałem trzy staruszki, wbiegłem na drugie piętro do swojego mieszkania i jeszcze z balkonu pozdrowiłem je ukłonem.
Od tej chwili zawsze byłem dla nich ogolony i wyspany, nie hałasowałem po nocach, a na moją narzeczoną patrzyły z podziwem dla kusej spódniczki, w jaką się ubierała, a nawet nie miały nic przeciwko jej eksportowym nogom i krągłościom pod koszulką.

[03.09.2017, Grandvilliers, Oise we Francji]

3 komentarze:

  1. Ty to wiesz, jak wroga oswoić :-)
    Podobna trudna to sztuka, zjeść paczka bez oblizywania się, wręcz niewykonalna...

    OdpowiedzUsuń
  2. Na tym polega dyplomacja, żeby był wilk syty i owca cała. Doskonałe posunięcie,więc czyta się perypetie z zaciekawieniem. Okruszki będą sławne.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Już Ci chciałam podpowiedzieć, abyś przy kolejnej "połajance" odrzekł, że Ciebie bardziej ciekawi, co pod tym "Panie Boże przeproś" ubraniem się kryje. Ty jednak lepszy sposób "obłaskawienia " znalazłeś. Gratuluję konceptu. Tobie i Narzeczonej wszystkiego, co najlepsze życzę.

    OdpowiedzUsuń