ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

15 września 2017

OKRUSZKI… KRZYŻE

Autobus. San. Stary. Taki ze smutnym wyrazem pyska przedniej maski. Nieprzepełniony ale człapie wolniusieńko. Już tam kierowca nadrobił parę minut na lepszej jakościowo trasie, więc spieszyć się nigdzie nie musi, natomiast z rozkładem powinien być za pan brat. Dlatego zwolnił, aby dyspozytor nie tłumaczył się, że znów autobus relacji K. - Ż. przyjechał zawczasu i ktoś tam się nie zabrał.
Gdzieś pośrodku przestronnego wnętrza - tam najmniej trzęsie - malec z matką, a naprzeciwko staruteńki, pomarszczony wiekiem, pracą i troskami rolnik w jasnym, podniszczonym garniturku w jodełkę i, na głowie, z szarą czapką z daszkiem. Musi być chłop z którejś niedalekiej od miasteczka wioski.
Nie przejechali trzysta metrów, ledwo matka z malcem przykleili plecy do twardego oparcia, a tu po prawej stronie przydrożna kapliczka umajona kwieciem, kwietniowymi bukietami, rozedrganym płomykiem wetkniętych w ziemną skorupę świec. Malec, który, jak zawsze, przy oknie, spogląda przez matczyne ramię na staruszka. Co też ten wyprawia ze swoją czapką na głowie? Poprawia ją? Unosi. Czy się z kimś wita?
Jadą dalej. Dwa niebezpieczne zakręty, pierwszy z nich w prawo. Tory kolejowe. Stop. I znów kapliczka, mniejsza, jakby wstydliwie za rowem schowana. Starzec znów unosi czapkę, zakłada ponownie. Malec zauważył to, na co wcześniej nie zwrócił uwagi: niepiękne, wysuszone wargi starca tak jakby się poruszyły przez chwilę.
Przejeżdżają teraz dobry kilometr, a malec, choć z głową przy oknie autobusu, nie liczy uciekających domów, nie rozpoznaje tych z nich, do których parę razy z matka już zawitali. Obserwuje staruszka.
Stop. Oj, poczekają sobie, bo z prawej i z lewej sznur samochodów. Naprzeciwko kapliczka z trzema wysokimi krzyżami. Już nawet nie sama kapliczka, ale te krzyże jak dumne dęby na skraju podleśnej ścieżki wyrastają. Malec przypomina sobie babcine opowieści, że postawiono je w tym miejscu jako votum za przyniesienie ulgi miasteczku. Poza ten obszar siejąca grozę cholera się nie dostała. Zatrzymała się cudownym zbiegiem okoliczności właśnie tutaj.
Starzec po raz kolejny zdejmuje czapkę z głowy, kładzie ją na kolanach i korzystając z dłuższego postoju, kreśli prawą dłonią znak krzyża, a jego wargi wartko drgają.
W końcu dojeżdżają do miasteczka. Stary san ze smutnym wyrazem pyska przedniej maski przystaje na krańcowym przystanku na placu przy kościele. Starzec, któremu w jego wieku nigdzie się nie spieszy, jeszcze raz odprawia rytuał z czapką na głowie i w dłoni.
Malec z matką wysiadają przed nim, ale nie kierują się od razu w stronę targowiska. Przepuszczają przed siebie staruszka, który nagle przysiada na najbliższej przystanku ławce, sięga do wewnętrznej kieszeni marynarki, wyjmuje papierosa, wsuwa jeden jego koniec do szklanej cygarniczki, podpala i zaciąga się delikatnie pierwszym dymem.
Matka z malcem tak jakby się porozumieli w sprawie tej ławeczki, że chcą na niej przysiąść obok starca. Siadają.
- Pan nie na targ? Dzisiaj przecież czwartek - odzywa się do staruszka matka.
- Ja już się po targach najeździłem. Dzisiaj to raz na miesiąc, góra dwa razy w miesiącu i tylko z kartoflami kiedy młode, czerwcowe, a później w sierpniu i we wrześniu, też z kartoflami, marchwią i cebulą, a także z węgierkami. Och, tych to mam prawdziwe zatrzęsienie, a że tej wiosny, pochwalić Boga, nie przemarzły, więc na początku września posprzedaję - starzec wypowiada te słowa prawie jednym tchem.
- To może jak pana spotkam, kupię od pana tych kartofli, a dla synka śliwek.
Starzec zerka na małego, a jego wargi zastygają na moment w życzliwym uśmiechu.
- To nie pożałuje, bo smaczne… a jakie słodkie! Pani, powidła z nich smażyć, cukru dawać dużo nie potrzeba, albo kruche ciasto upiec.
Malec przez chwilę pomyślał, że musi namówić mamę na kupno jakiegoś ciastka, gdy będą na targowisku.
- To dzisiaj wybrał się pan do miasteczka na wycieczkę? - matka staje się dociekliwa.
- Oj, nie, pani. Przyjechałem obstalować u szewca buty, czarne buty - mówiąc to spogląda na malca i ciągnie dalej: - pani, takie na śmierć, żeby mnie moja miała w czym pochować… bo wie pani, czarny garnitur już mam, ale butów nie mam…
- Ale co też pan… w pana wieku myśleć o śmierci?
Malec wie, że matka z tym wiekiem to przesadziła w drugą stronę, bo w istocie mężczyzna, jego zdaniem, przekroczył osiemdziesiątkę.
Starzec uśmiechnął się, tym razem szerzej.
- Moja z kolei to mówi, że pierwsza odejdzie z tego świata, więc na co mnie te buty. Ale… pani, ona do trumny ma już wszystko, a ja butów jeszcze nie mam - powtarza.
- Kto wie, co komu pisane - stwierdza matka.
- Sam Pan Bóg wie… ale, pani, czasami można go wyprosić…
- Wyprosić?
- O wspólną śmierć. Nie wierzy pani?
- Co mam nie wierzyć. Jeżeli kto szczerze prosi?
Posiedzieli na ławeczce akurat tyle czasu, ile zajęło starcowi wypalenie „sporta”. Potem się pożegnali. Starzec ponownie uchylił czapeczkę i za chwilę zniknął za drzwiami kościoła.
- Poszedł po prośbie - pomyślał malec i wraz z matką okrążyli kościół, kierując się uliczką prosto w stronę targowiska.
Matka przez całą drogę myślała o tym, dlaczego synek nie zapytał jej, czemu to staruszek, ilekroć zbliżali się autobusem do kapliczki lub krzyży, zdejmował z głowy czapkę, lecz w końcu domyśliła się, że najwidoczniej niepotrzebne były mu pytania, aby wszystko zrozumieć.

[15.09.2017 Sarrebourg, Moselle we Francji]

4 komentarze:

  1. Gdy widuje takie kapliczki w czasie naszych wycieczek zawsze zastanawiam sie kto i dlaczego je postawił, bo przecież nie bez przyczyny...
    Jako dziecko często jeździłam takimi Sanami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm... tekst jest wprawdzie fikcyjny, ale informacja o trzech krzyżach postawionych w podzięce Opatrzności za uratowanie od epidemii miasteczka - prawdziwa...

      Usuń
  2. Pamiętam taką kapliczkę, którą wybudował ojciec koleżanki szkolnej z pobudek egoistycznych. Kiedy zapytałam, czy ktoś jest chory, odpowiedział: niech ludzie widzą, że mnie stać. Tak też bywa.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... bywają i takie obrazki i, za przeproszeniem... jeszcze za życia zaroiło się u nas od papieży Janów Pawłów II... natomiast wartość artystyczna wielu tych dokonań... szkoda gadać...

      Usuń