ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 września 2017

PRZYGOTOWANIA (wątek „Peryferii”)

Czy pamiętasz jak przed Narodzinami Pańskimi biel obrusów, powłok i prześcieradeł dostawała tego świątecznego połysku, glancu, sztywności krochmalu potraktowanego ciężarem machiny toczącej wałki obleczone w płachty lnu i bawełny? W jedną, a potem w drugą stronę przemieszczały się drewniane walce po dębowym łożu maglownicy, walce, na które nawijano pranie, a jeśli było zbyt suche, to należało je skropić wodą z gumowego spryskiwacza.
Jeździło się z tym praniem do magla wózkiem, a jeśli wystąpił śnieg wczesnogrudniowy, to saniami, wedle stawów na główną ulicę, dalej w prawo, a zaraz przy kapliczce w lewo; stamtąd za kamienicę do obszernej komory… a na to maglowanie to trzeba się było z Majewską umawiać, bo każdy chciał zdążyć i zostawić sobie czas na sprzątanie i wypieki.
Trzepało się dywany, najlepiej wczesnym wieczorem, a jeszcze lepiej, gdy chwycił mróz i mgława czadź oblepiała wełniane włókna. Pociągnąć potem szczotką po włosiu, zwinąć, zanieść na górę, a rozwinąć, gdy podłoga po ostatnim makijażu froterki pachniała woskiem i błyszczała złociście.
Pamiętaj, że tę froterkę, przedwojenną froterkę, ciężką jak sto spasionych diabłów to ja sam odkryłem po sforsowaniu tajemnej ściany w komórce na poddaszu. Coś mi nie pasowało w tej komórce, bo z zewnątrz, od strony schodów wydawała mi się dłuższa, niż kiedy znajdowało się w niej wewnątrz. To dopiero było odkrycie. Jakieś pudła, obrazki, przedwojenne czasopisma, posrebrzane kielichy, żyrandole, mapa Europy za III Rzeszy, na której Polski nie ma. No i ta froterka, ciężka, metalowa, zielona, ze stalowym, niklowanym ramieniem rączki i naturalnym, równo wystrzyżonym szczecinowym włosiem.
Kiedy spadło śniegu powyżej łydek - dawniej takie właśnie śnieżne grudnie bywały, dywany trzepało się kładąc je „twarzą” w śnieg, a później, już na trzepaku, szczotkowano je dokładnie.
Podczas gdy ojciec przynosił z piwnicy kubły z węglem i umieszczał je na skrzyni tuż za drzwiami, matka zajmowała się sprzątaniem trzech pokoi, babka czyściła kredą srebra i mosiądze, dziadek malował podłogę w kuchni na kolor mahoniowy (co roku o tej porze malowało się podłogę w kuchni), a ja już szykowałem ozdoby na choinkę.
Wcześniej ojciec wstawił już drugie okna, kitował szczeliny i pomiędzy okna wciskał watę. 
Matka po zrobieniu porządku w pokojach pomagała babce w wypiekach. Jej pomoc właściwie ograniczała się do wykonywania poleceń teściowej, która piekła sama według prastarych przepisów, jakie miała w głowie. Matka robiła sałatki i pieczyste, zostawiając karpie i śledzie ojcu.
Dziadek doglądał drób, przynosił z piwnicy słoje z ogórkami i kapustą, ziemniaki, jabłka i konfitury.
Po choinkę wychodziłem z ojcem, daleko za miasto. Nasza choinka zawsze była najwyższa i najpiękniejsza w całej kamienicy.
Jeszcze tylko należało przynieś kilka kubłów wody z beczkowozu. Działo się tak do czasu podłączenia kamienicy do fabrycznego wodociągu. Tęgą zimą wszyscy mieszkańcy kamienicy opróżniali beczkowóz do dna, gromadząc w czym się da wodę potrzebną do życia, bo mróz i na tydzień potrafił tak skutecznie zaryglować kran, że nie obywało się bez żmudnych podgrzewań wodnej instalacji płomieniami dobywającymi się z wiązek nasiąkniętych smołą słomy.
Ojciec ustawiał choinkę w największym, środkowym pokoju, w samym rogu przy oknie. Nierzadko drzewko było tak rozłożyste, że oprawiając pień dorodnego świerku w krzyżak, przybijał całą konstrukcję do podłogi dla bezpieczeństwa siedzących przy wigilijnym stole.
Stół był ogromny, dębowy, czarny, na czas świąt dodatkowo wydłużany i pokryty białym, haftowanym obrusem.
Pamiętasz? Siedzimy przy nim, czekając na gwiazdę, której tego wieczora się nie doczekamy. Po upiornym mrozie, ciągnącym się od samej Barbary, ociepliło się i na kamienicę położył swą pulchną, białą łapę śnieg.
W największym pokoju beztrosko drgało powietrze ogrzane ciepłem emanującym z białego, kaflowego pieca.

[24.09.2017, Bernay, Eure we Francji]

1 komentarz:

  1. Mam podobne wspomnienia, choć woda była już w domu, to krany musiały być zabezpieczone, bo lubiły zamarzać.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń