ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

15 września 2017

Z DZIENNICZKA (8) PO FRANCJI cd.

2.
… I dojechałem na ten załadunek na czas, a na drogę, wiejską drogę w Burgundii wyskoczyły mi przed autko trzy przecudnej urody sarenki; dwie uskoczyły z gracją na lewe pobocze, trzecia w porę zdążyła wyhamować pęd lekkiego galopu i została na poboczu prawym. I dobrze, boć przecież rozjechać takie śliczne stworzonko to niechybnie grzech wielki i śmiertelny.
W firmie zaszytej gdzieś na końcu wioski czekały mnie jakieś styropianowe odlewy w ilości dwudziestu trzech kartonów i pomyślałem sobie, że dobrze zrobiłem nie obniżając plandeki, bo cały towar „nie wszedłby” na krypę.
Jak ja lubię takie małe firmy, czasami rodzinne, innym razem zatrudniające niedalekich sąsiadów z okolicznych wiosek. W nich to sam szef i właściciel nieźle się musi fizycznie napracować, i wszystko na oku mieć musi, i posiada szacunek pracowników, z którymi jest za pan brat, i zje z nimi lancz, i porozmawia, pośmieje się, i mógłbym się założyć o wiele, że nawet gdybym się spóźnił, zostałby po tych przysłowiowych godzinach, a nie kłódka na bramie i czekaj do rana. Lubię takich szefów, zwykle są serdeczni, wyrozumiali, pomocni i wcale nie wielcy to bogacze, ot może bardziej przedsiębiorczy i odważniejsi od innych. Zarobisz u nich nie tak wiele, ale jak chętny jesteś do pracy, robotę masz zapewnioną i sobie pożyjesz.
Jeszcze przed zmrokiem podróżuję po wioseczkach i miasteczkach Burgundii. I tak sobie myślę, że w porze telewizyjnego u nas dziennika, w tych siołach, wioskach i miasteczkach życie prawie całkiem zanika. Ktoś powiedziałby: - nuda. Zapewne. Wszyscy niemal w domkach, w oknach, w których mdłe jeszcze światło walczy o palmę pierwszeństwa z purpurową szarością witającego wieczór dnia. Nuda. No, chyba że ma się sąsiadów i sąsiadki. Wpadnie taka jedna pożyczyć szklankę cukru, szczyptę soli, albo jakiś nowy film na MP4. Albo… wchodzi, a tu rodzinka sączy białe winko pod kurczaka lub pojada serniczek na ostro, kwaśno i gorzko - tam we Francji są takie. Siada taka jedna, siada taki drugi i opowiadają o dniu minionym, o tym, że syn dzwonił dziś z Paryża i pozdrawia, a córka przyjedzie w przyszłym tygodniu na rocznicę ich ślubu. Gospodyni z kolei chwali sąsiadów cebulę, że taka twarda i pękata wyrosła im tego roku w ogrodzie. Ci z kolei nie mogą nie pozazdrościć gospodarzom tej limonkowej nalewki. No to spróbujemy? Spróbują. Pascal: mamy przecież jeszcze krewetki i mulle. Spróbują i tego. To z kolei sąsiadka przypomni sobie, że warto by skosztować owczego sera, już dojrzał, mięciutki, ze skórką w białej patynie. Co za zapach! No to sąsiedzie, jutro, jak tylko padać przestanie, proponuję pójście do parku pograć w bulle chciałbym ci się zrewanżować. A czy sąsiadeczka przypadkiem nie wyjeżdża jutro do miasteczka? Zabrałabym się. Chcę wpaść do fryzjera. Świetnie, ja też bym się odświeżyła. Musimy też obie zająć się kwiatami na placu, no i w końcu trzeba pójść do merostwa, aby w końcu mer zdecydował, w jaki sposób przystroić rondo na głównej, wjazdowej ulicy do wioski. A czy sąsiadka wie, że zakupiono nowe książki do wiejskiej biblioteki, wpadniemy jutro tuż po lanczu, co? To ja sąsiadowi zaraz pokażę kolegę z lat szkolnych, którego po trzydziestu latach odnalazłem na fejsbuku. Siadają. Patrzą. Oglądają. A kobiety tymczasem… popijają stare, dobre, białe Sancerre.
I tak mijają minuty… godziny…
W stronę Szampanii. Tam też pięknie, lecz bliżej Paryża, wzmaga się ulewa… i tak aż do samego Meaux. 
Nie wychodzę z auta. Leje. Treściwy sen. Pobudka przed ósmą. Rozładunek. Czym prędzej na stację paliw, bo na komunikatorze kolejna trasa: Francja - Francja, to znaczy z Fourmies blisko belgijskiej granicy do Sarrebourga w Alzacji. Po drodze obiad i wizyta w Lidlu. A do Sarrebourga jedzie się przez Belgię, Luksemburg i potem wraca się do Francji w stronę Metz a potem trasą na Strasbourg.
Dojeżdżam o dziewiętnastej, szybki rozładunek, kąpiel pod zakładowym prysznicem, jeszcze jedno tankowanie, powrót pod firmę, kolacja, pisanie, czytanie i sen.
Francuskie trasy dodają mi sił.

[14.09.2017 Sarrebourg, Moselle we Francji]

2 komentarze:

  1. Podziwiałam to wieczorne, niespieszne jedzenie w pogodnym klimacie, czyli na zewnątrz i pogodne rozmowy o codzienności, nikt nie siedział przed telewizorem.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ultro... to trochę taka projekcja, takie domyślenie :-)

      Usuń