ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 września 2017

Z DZIENNICZKA (12)

1. LETNIO Z CELESTYNKĄ
Jak już wspomniałem, przez ten ostatni tydzień najeździłem się sporo z niekorzyścią dla czytania i uzupełniania wątków kawiarenki. Teraz to nadrabiam, stojąc na ekonomicznej strefie w Bernay, w drodze do Mayenne we Francji, w temperaturze iście letniej, przy słonecznym niebie, a w nocy z Celestynką przed oczami, która po obecności w nowiu, ponownie ukazała swą srebrzystą cięciwę - dla mnie jest ci ona wierną przyjaciółką podczas nocnych wojaży.
2. SPADAJĄCA GWIAZDA
W tym miejscu muszę koniecznie opowiedzieć o pewnym momencie, jaki zaistniał podczas mojej ostatniej czwartkowo-piątkowej podróży do Anglii. Dobrze się wyraziłem - to był moment.
Byłem wtedy w Belgii na autostradzie biegnącej w stronę Mons, kiedy na południowo-zachodnim niebie spostrzegłem spadającą gwiazdę. Ale jakiż to był meteoryt! Przelatujący pewnie nisko nad ziemią, wdzierający się w dolne warstwy atmosfery z ogromną szybkością, rysujący jasną, świetlistą pręgę swej obecności, przebiegającą z prawej ku lewej stronie; ten ślad srebrzystego, niemal mlecznobiałego widma długo jeszcze pozostawał na granatowym nieboskłonie południa, aż wreszcie rozpadł się jak pocisk rakietowy, trafiając w wyimaginowany cel, do którego zmierzał. Każdy z nas w swoim życiu, zwłaszcza w sierpniu, widywał roje meteorytowych szlaków, lecz ten podróżnik kosmosu przerósł po wielokroć szkliste rysy popełniane przez swoich pozaziemskich towarzyszy. Przez ułamek sekundy poczułem nawet obawę, czy aby ta rozżarzona do białości kula nie dosięgnie ziemi, nie wstrząśnie jej pokrywą, nie otworzy jej wnętrza, kopiąc w jej powłoce głęboki krater. Jeszcze dwie sekundy i pewnie tak by się stało, ale też sadzę, że jakieś odłamki tej podróżującej drogą mleczną skały zapewne tym razem na ziemską skorupę dotarły, o czym w tym miejscu informuję łowców meteorytów.
Niezwykłe to zjawisko było o tyle też ciekawe, że ci, którzy podróżują belgijskimi autostradami wiedzą, że te w znacznym procencie swej długości są oświetlone, a zatem mało jest prawdopodobne, aby ujrzeć nocą przez przednią szybę auta gwiazdy, jasno mrugające punkciki samolotów, że już nie wspomnę o satelitach, tymczasem spadający meteoryt nie dość, że doskonale był widoczny, to jeszcze przez pewien czas pozostawił po sobie białą łunę, a i też po ostatecznym dokonaniu żywota, powstała feeria blasków, jak podczas noworocznego puszczania w niebo ogni sztucznych. Co mnie niezmiernie zdziwiło, to kolosalna prędkość jasnego widma, z czego wynika, że nie mogło ono powstać w wyniku wystrzału sztucznych ogni sprokurowanych ludzką ręką.
Że też trzeba mi było się udać aż do Belgii, aby być świadkiem takiego zjawiska.
3. SINGER
Jako się rzekło, pisałem i czytałem przez ostatni tydzień mniej, a szkoda, zwłaszcza tego drugiego, bo znów z ogromną przyjemnością zaczytuję się w opowiadaniach Isaaca Bashevisa Singera. Polecam tę lekturę wszystkim tym, którzy lubią czytywać opowieści. O czymże ja to mówię? Przecież literatura - beletrystyka to nic innego jak sączące się z pióra narratora opowieści, po części zmyślone, czasami z wątkami biograficznymi. Otóż to właśnie, że literatura współczesna obfituje w treści psychologiczne, umartwia czytelnika wizjami, intelektualizuje, ideologizuje, gmatwa losy bohaterów zaprzęgając ich w nadzwyczajne okoliczności i zjawiska, stara się zaintrygować nową, nieobecną dotąd w pisarstwie formą, wulgaryzuje, nadmiernie upraszcza lub generalizuje. W przypadku Singera, jak i innych wielkich i utalentowanych pisarzy ważna jest treść i fabuła, liczy się sposób, w jaki autor kreuje swoje opowieści - gawędy i, co szczególnie istotne, pozostawia czytelnika ze swoimi bohaterami na czas po dokonaniu się aktu czytania. Singer nie ocenia nadmiernie swoich postaci, nie filozofuje, nie grzeszy dydaktyzmem. Oczywiście dodatkową atrakcją opowiadań Singera jest to, że wkraczamy w świat religii i kultury żydowskiej, mało dzisiaj znanej, by nie powiedzieć zapomnianej oraz że występuje w tych opowiastkach wiele polskich akcentów.
4. RADIO
Jedyne, czym mogłem się „ukulturalnić” podczas tego ostatniego, pracowitego tygodnia bez przeszkód, to słuchanie radia. W Niemczech „WDR 2” i, chyba lepsze „Bayern Kultur”, w Belgii wspomniana „Klara”, we Francji „France Musique” i bardziej skomercjalizowane „Radio Classic”, a w Anglii „BBC Radio 3”. Wszędzie muzyka klasyczna.
W Anglii koncerty z odtworzenia z festiwalowego „promsu” w Edynburgu, ale nie brakuje też koncertowych relacji z francuskiego festiwalu w Montpellier. 
Dużo ostatnimi czasy rozgłośnie puszczają Dvorzaka i Wagnera (czyżby jakieś rocznice, festiwale?) Jak zwykle jest Chopin, Bach, Schubert, Schuman, Mozart, Debussy i Bhrams, sporo muzyki rosyjskiej (zwłaszcza w rozgłośniach francuskich), jest Monteverdi i Vivaldi a o wyznaczonych porach jazz.
Tak jak właściwie dzięki „France Musique” poszerzyłem swoje uwielbienie dla Schuberta, tak ostatnio jestem coraz głębiej wciągany w słowiańsko brzmiącego Dvorzaka i germańskiego Wagnera, choć ten ostatni kompozytor jest z pewnością trudniejszy w odbiorze.
Bardzo rzadko zdarza mi się przekierowywać radyjko na komercyjne stacje z muzyką lekką, głośną i najczęściej w anglosaskim guście. Tych produkcji także w kraju mam w nadmiarze.

[24.09.2017, Bernay, Eure we Francji]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz