CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

31 sierpnia 2021

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (507 - 508) NOWY ROK Z CZARNKIEM. TYM BARDZIEJ SMUTNA ROCZNICA TEGO ROKU.

 


507.

Nie ma na świecie rzeczy równie smutnych jak zamknięta na cztery spusty szkoła podczas wakacji i dlatego w dawniejszych czasach, kiedy realizowałem swoje marzenia, czy jak kto woli powołanie, pierwszy września był dla mnie dniem szczęścia. Co ciekawe wcześniej również, jeszcze jako uczeń, nie miałem problemów z pożegnaniem wakacji i powitaniem nowego roku szkolnego - takim dziwnym człowiekiem byłem.

Pamiętam, że to powitanie miało bardzo często miejsce na szkolnym boisku, dziedzińcu, słowem na świeżym powietrzu, gdyż z reguły ten dzień był pogodny i ciepły. Jeśli jednak padało, uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego, z pocztem sztandarowym oczywiście, miało miejsce w sali gimnastycznej.

Tak czy owak czekało się do dziewiątej na radiowe przemówienie ministra od oświaty, po czym stosowną laudację na rzecz szkolnictwa, nauki, uczniów, rodziców i nauczycieli wygłaszał dyrektor / dyrektorka szkoły (też miałem swoje pięć minut), a następnie żacy płci obojga skupiali się wokół swoich wychowawców (ta nutka niepewności klas pierwszych - kto będzie wychowawcą!), którzy podawali w klasach pierwsze informacje organizacyjne.

Myślę, że pierwszy dzień roku szkolnego miał swoją ustaloną tradycję i przebiegał w większości placówek podobnie. Sądzę też, że szczera lub wymuszona radość z ponownego pójścia do szkoły tak ze strony nauczycieli jak i dzieci / młodzieży i rodziców wynikała, czy mogła wynikać z tego, iż okres wakacyjny nie wywoływał w mózgach włodarzy edukacji nieodpartej chęci dokonania rewolucji (oświata zwykle źle reaguje na rewolucyjne zmiany). W obecnej chwili cieszę się bardzo, że nie jestem belfrem, a już, Boże broń, dyrektorem szkoły, bo cierpiałbym już to z powodu, że głównym majstrem systemu edukacyjnego w naszym kraju jest poszukiwacz cnót niewieścich, człowiek kompletnie niekompetentny, o umyśle fundamentalisty niegotowym do jakichkolwiek kompromisów - niejaki czarnek.

Wprawdzie nie sądzę, aby w jeden rok udało się czarnkowi rozwalić oświatę w naszym kraju, to jednak cofnięcie się polskiej edukacji o jakieś 200 lat (mam nadzieję, że nie na trwałe) będzie faktem.

W każdym razie nie kwiatek a znicz stanie się symbolem dzisiejszej pisowskiej edukacji.

508.




Eduard Kurzbauer (1840-1879) - "Uchodźcy"


Pierwszy września jest ważnym dniem do Polaków także z innego powodu. Mam na myśli rocznicę wybuchu II wojny światowej. Zawsze czułem dyskomfort odnosząc się do napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę i nie widziałem sensu w celebrowaniu tego dnia narodowej klęski. Owszem - walka o wolność ojczyzny, poświęcenie, odwaga - tak, ale nadawanie temu akurat dniowi specjalnej rangi - to kłóci się z rozsądkiem, a sądzę, że w ogóle moi rodacy na równi stawiają zwycięstwa i klęski narodu polskiego, co w moim mniemaniu rozumnym nie jest.

Niewątpliwie celebracja bitew kampanii wrześniowej, dowódców i poszczególnych żołnierzy, którzy walczyli jak i też polegli w obronie ojczyzny (uwaga: w moich szkołach pierwszego września składało się kwiaty i zapalało znicze na grobach żołnierskich) - to wszystko sprawiło, że za moich dziecięcych i młodzieńczych czasów, poszerzmy - za PRL-u żołnierz polski stanowił wzór do naśladowania, a przynajmniej otoczony był szacunkiem i cieszył się zaufaniem chyba największym spośród wszystkich grup zawodowych. Nawet w czasie stanu wojennego na większości żołnierzy zawodowych psów nie wieszano.

Przypominam sobie rozmowy jakie prowadziłem ze stryjem, majorem wojska polskiego walczącym w kampanii wrześniowej na południu kraju, potem we Francji, i w końcu w czasie ofensywy wojsk alianckich biorących udział w walkach w Normandii, Belgii i Holandii. Przekornie starałem się przebić z opinią, że ówczesne wojsko polskie (ludowe) nie jest tworem idealnym i znalazłoby się na to wiele dowodów (miałem przyjemność być żołnierzem "z zaciągu", więc mógłbym sypać przykładami). Stryj upierał się jednak, że żołnierz polski, także ten z orzełkiem bez korony, to mimo wszystko reprezentant pewnych nieprzemijających wartości, a jego postępowanie również w czasach pokoju może być brane ze wzór dla tych, co munduru nie noszą.

Jestem przekonany, jak bardzo zniesmaczony byłby mój stryj Władysław, gdyby dotarły go wieści z granicy, gdzie celem polskiego żołnierza jest obrona przed podawaniem migrantom żywności i napojów, powstrzymywanie sanitariuszy i lekarzy przed dostarczeniem osobom chorym pomocy medycznej, zagłuszanie rozmów pomiędzy ludźmi starającymi się dowiedzieć czegokolwiek o stanie zdrowia uchodźców, ganianie po łące posła, który chciał przekazać koczującym na granicy ludziom coś do jedzenia i może leki, niedopuszczanie do emigrantów, w tym ludzi chorych, lekarzy i księży.

Można nie kochać obcokrajowców, w tym migrantów, można ubolewać nad tym, że nie są oni podatni na nauczenie się wymaganych w katolickim kraju cnót niewieścich, można złorzeczyć na Łukaszenkę, na Unię, na cały świat, ale żołnierz polski, czy ktokolwiek, komu dane było założyć mundur i czapkę z orzełkiem, nie ma prawa nie udzielić pomocy temu, kto tej pomocy wymaga lub o nią prosi.

Myślę, że mój stryj podpisałby się pod powyższą wypowiedzią.


[31.08.2021, Toruń]

2 komentarze:

  1. Wczoraj słuchałam wypowiedzi Afganki, która dziekowała polskim żołnierzom, że pomogli wydostać się tym, którzy współpracowali z Polakami z Kabulu. Zastanawiam się czym różnia się uchodźcy przywiezieni samolotami od tych na granicy.Tych pierwszych umieszcza się w osrodkach, a w stosunku do tych drugich okazuje się okrucieństwo. Pan Błaszczak jest cywilem i nigdy nie zrozumie tej dumy, poczucia odpowiedzialnosci i honoru jakim zawsze odznaczał się zołnierz polski bez wzgledu na to czy miał orzełek z koroną czy bez.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kompletnie nie rozumiem tych mądrości strony rządowej, chociaż powinienem się już do tego nierozumienia przyzwyczaić...

      Usuń