Malarka Zuzanna Ostrowska
Ten krępy mężczyzna przed sześćdziesiątką, którego widywałam jeżdżącego po trawniku spalinową kosiarką zjawił się dobrze po dziewiętnastej, zdążyłam właśnie wrócić z młodzieżowego domu kultury, gdzie kończyłam zajęcia z dziećmi w oparciu o technikę gwaszu; przyznaję, że byłam spóźniona z powodu tego występu na komisariacie, zastąpiła mnie koleżanka od tańca towarzyskiego - muszę jej zafundować bombonierkę. Przyszedł do mnie w tej lekkiej, poplamionej kufajce; nie zdarzyło mi się w cieple miesiące widzieć go w czym innym i od razu, prosto z mostu przemówił do mnie, że dnia poprzedniego dostał od pana Stefana list, który Wrona polecił mu oddać do moich rąk nazajutrz przed ósmą wieczorem, co niniejszym czyni. Wsunął mi go do dłoni, a ja machinalnie, każąc mężczyźnie zaczekać chwilę, pobiegłam do kuchni, otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej litrową, plastykową butelkę piwa. Było bardzo schłodzone. Podałam ją elegantowi, ten podziękował mi czule i zamknąwszy za sobą drzwi, odpłynął w krainę marzeń.
Uwierał mnie ten list, ale podjęłam decyzję, że otworzę go dopiero podczas kolacji, czyli w owym czasie w trakcie picia mocnej, czarnej kawy.
Aż śmiałem się do siebie na myśl, że idę do Rybickich, śmiałem się jak dziecko, które otrzymało właśnie świetny stopień albo dostało upragniony prezent na urodziny od rodziców. Podążałem wysokim lasem na zachód, goniąc słońce, idąc w stronę małego jeziora otoczonego zewsząd zagajnikiem brzozowym i olszyną, choć w oddali po drugiej stronie jeziora, zaraz za brzozami majestatycznie górował nad płochym liściastym młodnikiem sosnowy las. Podobno ów teren zajmowany dzisiaj przez wody jeziora był pozostałością po wyrębie świerków i sosen, które królowały w tej okolicy. Po wycince postanowiono dobrać się do korzeni padłych drzew - prawdopodobnie chciano odbudować stan posiadania lasu nasadzeniami - uruchomiono stosowną maszynerię i w istocie pozbyto się podziemnych rdzeni. Nie minął tydzień, gdy na miejscu wydłubanych korzonków pojawiła się woda dobywająca się z podziemnego źródła. Było to zjawisko niespotykane w tych stronach. Dość powiedzieć, że rozlawszy się po powierzchni około pięciu hektarów, nagle wody przestało przybywać, lecz również nie wsiąkała w piaszczysto-gliniana podłoże. Leśnicy zdziwieni bardzo zaakceptowali wolę natury, a na obrzeżach powstałego w ten niezwykły sposób jeziora, posadzili zagaj z wierzb i olch, których korzonki lubią wilgoć.
"Przykro mi, lecz wyjeżdżam stąd na stałe. Z mieszkaniem zrobiłem porządek. Jest twoje. W przyszłym tygodniu zadzwoni do ciebie notariusz. Dostaniesz od niego wszelkie pełnomocnictwo odnośnie mieszkania, abyś nie miała problemów. Sprawy finansowe załatwiłem. Odezwę się." Tylko tyle słów zawierał list, który otrzymałam od mężczyzny przycinającego trawniki na moim osiedlu. Od Stefana nie mam dotąd żadnych informacji, choć upłynęły trzy dni.
Mężczyzna już miał wracać do piwnicy. Czekała na niego przecież robota i zdawało się, że bardzo zależało mu na poszerzeniu i przedłużeniu jednej z komór podziemnych lochów, jednakowoż spojrzawszy w stronę obrysu wysokiego lasu, dostrzegł sylwetkę piechura, którego pochylone nieco plecy obciążone były brzemieniem balastu. Wędrowiec kpiąc sobie z ciężaru plecaka przybliżał się tak szybkim a długim krokiem do domostwa, aż pogłębiacz piwnicy zakrzyknął w stronę kobiety siedzącej w otwartym oknie chaty:
- Pani Weroniko, obcy. Niech pani zamknie okno i szybciutko do izby.
Ta odczekała chwilę, a będąc dalekowidzem pomimo swego sędziwego wieku, musi że rozpoznała zachodzącego od skraju lasu przybysza.
- Ja go znam, to przyjaciel, panie Wzdręga.
Rybicka zdobyła się nawet na uśmiech, który przez chwilę pogłębił bruzdy zmarszczek na jej poszarzałej twarzy.
(CDN)
[29.08.2021, Toruń]
Czyżby wrócił? A miał wyjechać na stałe...Ech, życie.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
Raczej wyjechał na stałe i dotarł do miejsca, które znał i w którym dawniej bywał
OdpowiedzUsuń