ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

16 sierpnia 2021

KAWIARENKA. ROZDZIAŁ 15. DO CIŻEMEK.

 


Wiktor Zin - "Wiejska chata"


ROZDZIAŁ 15. DO CIŻEMEK


(w którym zacni przyjaciele wybrali się na wycieczkę do Ciżemek, gdzie młodzi obywatele tej uroczo położonej miejscowości kończą restaurację swojego "pałacyku"; będzie także bardziej szczegółowiej o pomyśle pana radcy Kracha)


Tedy do Ciżemek cała ludzkość w poniedziałek przed dziesiątą się wybrała. Z tą ludzkością pan radca Krach, rzecz jasna, niewiele, ale przesadził. Auta były dwa. W pierwszym oczywiście pan radca, po lewicy Kawiarennika kierownicę w dłoniach trzymał; z tyłu Maria z ukochaną Różą; jeszcze dalej przepięknie złożony wózek. W drugim aucie mecenas Szydełko z redaktorem Pokorskim - obaj na przedzie.

Zapomniano powiedzieć, że był poniedziałek, a więc ów dzień, w którym kawiarenkę później niż zwykle otwierano, lecz słynny ów dzień będzie z prawdziwie wiosennej a radosnej pogody, jaką przyniósł z sobą wyż azorski po deszczowej niedzieli. Byłby wstyd paskudny pozbawić widoku i atmosfery ciżemkowskiej natury, nie biorąc z sobą Różyczki, a zatem najmłodszą kawiarennikównę wzięto z sobą na ciżemkowską wycieczkę.

Nieprzypadkowy był też zestaw płci męskiej na ekskursji, albowiem raz jeszcze sprawę redaktora Pokorskiego rozważyć miano, tym razem na prześwieżym powietrzu wiejskiej natury. Pan Krach poświęcał na to strzęp zaległego, zeszłorocznego urlopu, a mecenas Szydełko akurat w ten poniedziałek wolnym był ptaszęciem, co zdarzało się niezwykle rzadko, odkąd służył w stowarzyszeniu pomocom ubogim a przez los i ludzi skrzywdzonym klientom.

Ledwie wsiedli, radca Krach jął się droczyć z właścicielem kawiarenki w materii nieposiadania przezeń własnego auta.

- Panie Adamie – rzekł inicjator wycieczki subtelnie – nie próbuj pan, przyjacielu myśleć, że piję do tego, gdyż nie chcę dla młodego państwa być wdzięcznym szoferem. Już to z panią Marysią i jej córeczką na koniec świata bym wyjechał, lecz zważ, przyjacielu, żeś teraz ostoją i rodziny głową, a bez samochodu głowa rodziny, to jak głowa bez głowy.

Z zawiłości słownych pan radca znany był w całym powiecie, zwłaszcza w swoim fachowym żargonie, Kawiarennik jednak w lot pojął te słowa.

- Wiem o tym, panie radco, ale na tej mojej, odpowiedzialnej za rodzinę głowie wydatków niemało porobiło się ostatnio.

Zamilkł na chwilę pan Adam, albowiem, pan radca Krach zaparkował porządnie auto, po czym obaj wraz z damami rozsiadłymi z tyłu ruszyli powoli, przepisowo na spacer, tyle że małą Różę należało najpierw do jej wózkowego powozu posadzić. Zgromadzenie ludzkie wyglądało a mianowicie w taki sposób, że od lewej szła pani Marysia, trzymając prawą dłoń na poręczy wózka, który toczył się po prawej, pchany lekko lewą dłonią Kawiarennika; na najbardziej wysuniętej na prawo rubieży kroczył pan radca.

- Zamówiłem drewniane płyty, deseczki, filarki… a drzewo kosztuje – uzupełnił swoją wypowiedź dotyczącą wydatków pan Adam.

- To prawda – przyznał Krach – zadowól się wobec tego, przyjacielu, nietęgo zjeżdżonym dieselkiem. Mam takiego na oku. Gość dla pana na raty sprzeda, bez zdzierania.

- Zastanowię się – odparł kawiarennik, który myślami był już przy tej śmiało przez rozmówce niedawno podjętej deklaracji stanowiącej o utworzeniu pisma.

- Poważnie pan myśli o założeniu gazety? – wciąż jeszcze z niedowierzaniem w głosie zadał to pytanie panu radcy Kawiarennik.

- Jak najbardziej poważnie. Nigdy nie żartuję, kiedy tylko myślę poważnie – odparł pan radca.Rozważałem tę myśl, przyjacielu, zanim jeszcze doszedłem do wniosku, że należałoby ten mój pomysł ogłosić. Na moją pełną pomysłów starą głowę - kontynuował pan radca Krach - nasze pisemko będzie czysto obywatelskim przedsięwzięciem z domieszką przyjacielskiego partnerstwa i powinno nieść dobrą i pozytywną nowinę w tym świecie zepsutym zawiścią i waśniami. Któż inny, jak nie my, skupieni wokół kawiarenki i twojej, nie oponuj, czcigodnej postaci, ma większe prawo do powiedzenia światu o naszych pasjach i humorach. Zważ na obsadę redakcyjną: pani Zosia z nauczycielskim i polonistycznym fachem obeznana, ukulturalni nasze łamy, jej szacowny mąż będzie miał miejsce na lekarskie porady, tak jak mecenas Szydełko, który skupi się na prawie. Doktor Koteńko ponadto wielce zasłużonym jest muzyki klasycznej słuchaczem, a my wszyscy nawet nie przypuszczamy, jak się ten talent konesera marnieje; może więc coś na temat muzyki nam spłodzi. Pani Zofia z kolei ma czeredę przecudnej młodzieży, swoich wychowanków, którzy w ogień pójdą za nią. A zamiast iść w ogień, niech piszą do naszego pisma artykuły, niech piszą od siebie, o swoich problemach i radościach. A Stary Pisarz, panie Adamie? Toż to dla niego zasłużona sposobność dostania się na literackie ołtarze. Pewnie spostrzegłeś, przyjacielu, jaki ma ostatnio przy piciu mleka melancholijny wystrój twarzy, co należy bezapelacyjnie wykorzystać dla rozwoju jego talentu i przyszłej sławy. Pan inżynier Bek wraz z tobą, Adamie, kulinarną kolumnę poprowadzi; ja zaś zajmę się rubryką ogłoszeniową, pani Maria z przyjaciółkami o wychowaniu najmłodszych piskląt napisze, trudną sztukę psychologii (co ja, na własny użytek nazywam socjotechniką) przedstawi. Chcemy siły ducha? Tylko powiedz to naszym dwóm siostrom rodzonym-zakonnym – znajdzie się dla nich metafizyczny zakątek. A pani: Szydełkowa, Bekowa i, za przeproszeniem, moja lśniąca intelektem połowica, same obmyślą miejsce dla siebie. Na sztukę też będzie kolumna, na teatr. Pani Zofia inwencji ma co niemiara, a doktor Koteńko odetchnie na moment od tej opieki, którą go otacza po związaniu go małżeńskim węzłem. Dla pana Pokorskiego, który będzie redaktorem naczelnym, pozostawimy swobodę w działaniu, choć wiem, że zadba o aktualności, a ciętym językiem tak ubarwi nasze pismo, że zdruzgocze konkurencję. A teraz, niech pan mi powie, panie Adamie, czy w tym, o czym opowiedziałem, popełniłem jakiś logistyczny i merytoryczny błąd?

Dalibóg, rzadko radca Krach przemawiał tak długo i treściwie, a jednocześnie poważnie. Kawiarennik za nic nie potrafił nadziać entuzjazmu pana radcy na przysłowiowego haka.

- Jest jedna rzecz, którą rozważyć trzeba – odezwał się Adam, nie chcąc, aby radca widział w nim tę bierną postawę, która tyle złego w przeszłości, a i obecnie, światu wyrządziła – role zostały rozdane, lecz czy aktorzy zechcą się nimi zająć?

- Aktorzy, powiadasz pan, Adamie. A ja powiem: przyjaciele, bo trzeba pamiętać, że u źródeł moich przemyśliwań jest niesprawiedliwość, jaka spotkała pana Pokorskiego. Dlatego też moja prośba do pana…

Tu radca Krach przerwać musiał, oddając prawo użycia broni jako pierwszemu – kawiarennikowi.

- O to proszę być spokojny. Pan Pokorski do czasu otwarcia na oścież pisma, pracuje u mnie i pracy będzie miał sporo.

- Szczerze ci dziękuję przyjacielu – radca Krach nie próbował nawet ukryć satysfakcji. Spodziewał się bowiem ostrzejszych pytań ze strony Kawiarennika, ostrzejszych, bo dotyczących tego, skąd znajdą się fundusze na przedsięwzięcie. Wtedy pan radca Krach wspomniał coś o stowarzyszeniu, o składkach, o pozyskaniu sponsorów i w taki sposób rozmawiając, rozdzielono się na dwie grupy: Maria porwała wózek i natychmiast w słoneczną okolicę z Różą się udała; Kawiarennnik zaś z panem Krachem przystąpili do wlokącymi się za nimi panami Szydełko i Pokorskim po czym wszyscy czterej panowie udali się do ciżemkowskiego domostwa Joanny i Piotra, gdzie całkiem spory tłum męskiej czeladzi dokonywał remontu. Otóż, jak się okazało, zarówno młoda instruktorka jazdy konnej, jak i też zdolny weterynarz dysponowali braćmi (w sumie chłopów sztuk cztery), którzy zdecydowali się młodym pomóc w zagospodarowaniu. Zdaje się, że cała szóstka pracujących (młodzi nie próżnowali) wykańczała doszczętnie remontem budyneczek, którego ściany lśniły w marcowym słońcu kremową barwą budyniu o smaku waniliowym, zaś dach purpurowiał świeżą soczystą, matową barwą jednorodnej, blaszanej mozaiki. Kiedy przygarnięto zaskoczonych przyjaciół do środka, zobaczyli i poczuli świeżość gładkich ścian w radosnych kolorach pasteli; stwierdzili, że zacni panowie znani z kawiarnianych rozmów przybyli na ostatnie pociągnięcia pędzlem, na stonowane ruchy mioteł, na siarczysty, basowy dźwięk odkurzacza, na polerowanie szyb i woskowanie podłóg. Radca Krach, najbardziej zaskoczony, nie mógł się wydostać z podziwu nad efektem poczynionych prac.

- Oto, jak wielką kategorią w dziejach ludzkości jest wzajemna pomoc – wyrzekł spoglądając na redaktora Pokorskiego, który pewnie w innych niż obecne okolicznościach zasłynąłby reportażem z miejsca renowacji, godnym umieszczenia go na pierwszej stronie pisma.

Podczas godzinnej przerwy zarządzonej przez Joannę i Piotra padały przemiłe słowa kierowane do restauratorów, a jednocześnie solenne zapewnienia, że do dalszych renowacyjnych prac młodzi powinni koniecznie zawezwać pana radcę, który przyjaciół dziarskie grono zbierze i tak jak obiecał z nastaniem nowego roku, tak dopomoże młodym, aby czym prędzej uruchomili swój biznes, wszak do restauracji były pomieszczenia gospodarcze.

Pośród rozmów słyszanym było także to, jak Kawiarennik konferował z panem redaktorem Pokorskim, a w końcu ich ostatnie rozmowy stawały się kamieniem węgielnym przyszłych działań, które oby nastąpiły jak najszybciej.

Na koniec pan Adam po rozmowie i rzuceniu rozłożystego spojrzenia na wyremontowany niemal w całości "pałacyk" Joanny i Piotra, porzucił miłe towarzystwo dla swojej młodej żony i dziecięcia, które, choć drożdżami nie karmione, rosło śmiało jak ten pączek róży, kiedy zachciewa mu się przemiany w rozwinięte pachnące kwiecie szlachetnej rośliny.

Młodzi wędrowali pośród olch i brzózek, jeszcze bezlistnych, lecz przygotowanych do zapuszczenia jasnozielonych oczek, z których niebawem wyłonią się listeczki.

Ciżemkowska łąka budziła się z zimowego snu, jeszcze poszarzała, jakby wysuszona oczekiwaniem na ciepłe noce, ale budziła się z każdym dniem i zaczynała pachnieć dalekim, atlantyckim powiewem wiatru. Półśpiącą Różę z wszystkimi obywatelami nowonarodzonych Ciżemek zapoznano, a pan Adam, być może za względu na entuzjazm, z którym jego córuchna została przyjęta, zaprosił wszystkich braci uwikłanych w pomoc ciżemkowskim młodym gospodarzom, na godzinę dwudziestą do kawiarenki, aby mogli swoje dzielne i ofiarne życie osłodzić i skosztować przy tej okazji szlachetnych, niekoniecznie alkoholowych trunków.

A na różowym, niewielkim nosku Różyczki usiadła przelotna biedronka. Dziewczynka odruchowo podrapała się w nosek walcząc z łaskotkami; to zaś stworzenie wybiło się nóżkami w górę, pomachało skrzydełkami i rozpuściło po bożym świecie.

Po upływie godziny, nie więcej męsko-damskie towarzystwo powróciło do aut, udając się najpierw do kawiarenki, później zaś do swoich domostw, aby zażyć jeszcze odpoczynku przed poniedziałkowo-wtorkowym snem.


[16.08.2021, Toruń]


1 komentarz:

  1. Ku pokrzepieniu serc piszesz, by wskazać siłę ludzkiej przyjaźni i wzajemnej pomocy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń