1.
Wyruszyłem w połowie czerwca, dokładnie piętnastego, i warto zapamiętać tę datę, bo później trudno będzie odtworzyć, co się będzie działo, chociaż czy w ogóle sensowne będzie powoływanie się na ten dzień, poranek, pogodny i niemal bezwietrzny; w taki czas jedni przystępują z zapałem do konsumpcji kolejnego dnia, inni odwracają się od niewysokiego słońca plecami i wybierają się w podróż bezcelową, no może nie do końca, bo nic się nie dzieje na tym świecie bez przyczyny, a skoro jest przyczyna, to i jej skutkiem jest jakikolwiek cel, nawet jeśli sobie go nie uświadamiamy.
- Wczoraj jeszcze był, panie policjancie, ja z pełną świadomością zapukałam do niego i poprosiłam o pół szklanki octu, zabrakło mi do korniszonów, kupiłam na bazarze, włoskie, bo naszych dobrych ogórków jeszcze nie ma albo nie miałam szczęścia ich spotkać. Proszę sobie wyobrazić, że miał ocet i pożyczył mi całą butelkę; jego spiżarnia była z reguły dobrze wyposażona, i właśnie wtedy - drzwi od pokoju były otwarte - zobaczyłam...
- Miał w zwyczaju nie zamykać drzwi wejściowych? - wtrąciła się do rozmowy policjantka, towarzysząca partnerowi w mundurze.
Kiedy zjawili się przed mieszkaniem Stefana przed południem, policjant pięciokrotnie z przerwami naciskał klawisz dzwonka i przekonawszy się, że mężczyzny nie ma w domu, odwrócił się na pięcie i zrezygnowany postanowił zejść na dół, ale przez chwilę pomyślał, że może warto by było zapukać do drzwi naprzeciwko - sąsiad mógł przecież wiedzieć coś o poszukiwanym. Wtedy policjantka, drobna, z sylwetki - wysportowana dziewczyna o kruczych, spiętych z tyłu głowy w koczek włosach ukrytych pod parawanem policyjnego nakrycia głowy, nacisnęła klamkę drzwi, które ku zdziwieniu obojga, otwarły się na oścież. Dziewczyna już miała wejść do środka, lecz partner powstrzymał ją szeroko wyciągniętym ramieniem, które zablokowało wejście do mieszkania.
- Najpierw poszukajmy świadka, niech nam towarzyszy.
Policjantka przyznała mu rację i natychmiast skierowała się w stronę przeciwległych drzwi; zadzwoniła i odczekała chwilę, aż oboje usłyszeli krzątaninę za drzwiami. Drzwi otworzyły się. W progu stała kobieta w średnim wieku, niska, ubrana w jaskrawą, kwiecistą podomkę, trzymając w lewej ręce dopiero co ściągnięty z głowy ręcznik. Policjanci domyślili się, że kobieta była po kąpieli. Wtedy mężczyzna w mundurze wyjaśnił, co było powodem skontaktowania się z sąsiadką Stefana Wrony. Kobieta zdradzała zaskoczenie, lecz zgodziła się towarzyszyć przedstawicielom władzy w penetracji mieszkania.
- ... zobaczyłam ogromny, wypełniony po brzegi plecak, taki wysoki, z aluminiowym stelażem, mnóstwem kieszonek, uchwytami i trokami, z szerokimi, wygodnymi szelkami , zwieńczony zwiniętym w rulon kocem, ubrany w przeciwdeszczowy pokrowiec; nad nim, zdaje się, dowiązany mikroskopijny, nieprzemakalny namiot - kontynuowała szczegółowy opis plecaka; jak się później okazało, kobieta była malarką i stąd jej szczególne obserwatorskie predyspozycje, którymi zaskoczyła policjantów.
- Trudno powiedzieć, ale nie sądzę, aby kiedykolwiek nie zamykał drzwi, skoro nawet wtedy, gdy był obecny w mieszkaniu, drzwi wejściowe zamykał na klucz.
- Jak pani się wydaje, czy wszystko jest na miejscu? - dopytała policjantka.
Kiedy w połowie maja stracił pracę, widywała się z nim częściej. Rzadko zapraszali się nawzajem do swoich pustych w gruncie rzeczy mieszkań. Wystarczały im rozmowy na świeżym powietrzu, gdyż ich balkony przylegały do siebie. O ile tylko na zewnątrz było ciepło, potrafili spędzać na rozmowie po dwie - trzy godziny dziennie, początkowo zwykle wieczorami, bo kiedy jeszcze pracował, wracał do domu przed osiemnastą. Ona z kolei miała lekcje w szkole, a potem też do szóstej po południu prowadziła zajęcia plastyczne w domu kultury, więc umawiali się na siódmą; ona przygotowywała coś do jedzenia, on wystawiał na balkonowy stolik butelkę półsłodkiego wina, i tak podając między sobą kieliszki i talerzyki z jakąś strawą, umilali sobie życie, tocząc przy okazji rozmowy na najrozmaitsze tematy. Jak już nie pracował, nie zmienili swoich przyzwyczajeń, jednakowoż pojawiały się wczesne tego roku, gwałtowne burze, zachodziła do niego z jakimiś pierogami, kotletami z kapustą lub ciastem. Znała dokładnie rozkład jego dwupokojowego mieszkania, zawsze wysprzątanego, co rzucało się wręcz w oczy i jakby nie pasowało do porządku, jaki przynależy mężczyźnie.
(...)
[01.08.2021, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz