ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

17 lipca 2016

POWRÓT

- Wróciłeś? 
Zwinęła poduszkę na pół i położyła na niej głowę. Widziała teraz odrobinę więcej świata skupionego się w ich dosyć obszernej sypialni.
- Powiedziałem, że będę nad ranem i jestem. Nie mogłaś zasnąć?
- Nie chciałam. Myślałam o tobie, jak ci się powiedzie….
- Mówiłem ci, żebyś się o mnie nie martwiła. Poradziłem sobie.
Przeszedł po pokoju i spojrzał w łóżeczko małej. Spała bezgłośnie. Następnie chwycił krzesło i podsunął je wprost do łóżka, usiadł na nim i położył suchą dłoń na jej czole.
- Nie płakała w nocy? - zapytał.
- Spała spokojnie, od czasu, kiedy dałam jej kolację.
- To dobrze. A ty?
- Po zastrzyku jest mi lepiej. Jestem taka otępiona. Sam wiesz jak on działa. Wiesz, że nie pochwalam tego, co zrobiłeś… - zawahała się -  ale nie potrafiłam cię od tego odwieść.
Czoło żony było chłodne i wilgotne. Przeczesał teraz palcami jej włosy.
- Ja też nie myślałem, że jestem do tego zdolny.
- Lubię, kiedy w taki sposób dotykasz moich włosów. 
Zabłyszczały jej oczy blaskiem poranka.
- Dużo tego przyniosłeś? - zapytała.
- Nie znalazłem ani pieniędzy, ani biżuterii. Mam trochę sreber, miedziane posążki, różne bibeloty, klasery ze znaczkami - dużo tego. Wziąłem też trochę ubrań. Nieużywane też.
- Ubrania? - zdziwiła się.
- Tak. Opchnę go jednemu, co jeździ po jarmarkach i sprzedaje. Weźmie też ode mnie srebra i te posążki. Mam jeszcze to… - sięgnął do kieszeni kurtki i wyjął z niej dwa kartoniki leków. - Nie znalazłem tych, które bierzesz, ale przeczytałem, że główny składnik jest taki sam.
Wetknął do jej dłoni jedno pudełeczko. Spojrzała na nie, a potem  próbowała odczytać składniki, ale w pokoju było zbyt ciemno.
- Głuptasie, przecież wiesz, że mogę zażywać tylko takie, jakie przepisze mi lekarz. To zbyt poważna sprawa.
- Pokażesz mu. Zobaczymy, co powie. Nie chcesz pić?
- Wstawałam i robiłam sobie napój. Nie mam już ochoty, ale tobie mogę ci zrobić.
- Leż sobie. Nie wstawaj. Powinnaś leżeć.
- Lekarz nie mówił, że powinnam. Powiedział, abym unikała wykonywania czynności, które mogą mnie zmęczyć. Gdzie to wszystko schowałeś?
Nie był gotów do zwierzeń. Wolałby, aby wiedziała jak najmniej. Chciałby pokazać jej plik banknotów i powiedzieć, że jadą nad morze i tam będzie mogła wypocząć, a i klimat zrobi też swoje 
- Dostałem od Kuby klucze od garażu. On wróci za dwa tygodnie, a do tego czasu my będziemy już nad morzem - rozmarzył się i znów wplótł palce w jej włosy, jej nowe włosy, które, o dziwo, szybko odrastały. Chciał się nimi nacieszyć, gdyby przypadkiem ponownie nie musiała się z nimi rozstawać.
- Jak tam się dostałeś? - zapytała. - Nie gniewaj się, ale skoro nie zabroniłam ci tego, to znaczy, że jestem twoją wspólniczką i chcę wszystko wiedzieć.
- Przez balkon, przez drzwi balkonowe - odparł krótko.
- Nie bałeś się? To jednak wysoko.
- Nie, nie bałem się - zamilkł nagle i po chwili zastanowienia dodał: - Nie bałem się, bo wiedziałem, do kogo idę.
- Wiem, że chciałeś go w ten sposób ukarać. To taki rodzaj zemsty, prawda? 
Rzadko była tak dociekliwa. Zadając to ostatnie pytanie, pomyślała, że właściwie ten „rodzaj zemsty” był również jej pomysłem, a on jedynie go zrealizował.
- Masz rację. Chciałem go ukarać i kiedy myślałem o tym, w jaki sposób mógłbym zdobyć dla nas trochę forsy, to on był pierwszy na liście.
Teraz ona wyciągnęła rękę, aby dosięgnąć jego włosów, kiedy schylał się nad nią, leżącą na wznak w ich łóżku, ale zdołała jedynie chwycić go za podbródek.
- Wiedział przecież, że jesteś chora i pomimo tego mnie zwolnił. Powiedział, że jest mu żal, lecz redukcje są niezbędne, bo przedsiębiorstwo nie funkcjonuje tak, jak powinno. A dwa tygodnie później wyjeżdża z żoną na Majorkę.
- Rozumiem cię.
- Mówił, że jestem jego prawą ręką i w rzeczywistości pomagałem mu we wszystkim… wiesz zresztą, jak było… - użalił się nad sobą.
- Ja to wszystko rozumiem, ale mam wątpliwości, czy postąpiliśmy słusznie.
- To był mój pomysł. Mogłem ci nie mówić.
- Ale powiedziałeś i nie odwiodłam cię od tego. Jestem winna na równi z tobą.
Przeszedł do kuchni i nalał sobie gazowanej wody. Wrócił do niej ze szklaneczką, nad która unosiły się mikroskopijne bąbelki. W drugim ręku trzymał lalkę. Lalka umiała mówić, kiedy nacisnęło się ja w okolicy brzuszka. Potrafiła też chodzić, gdy trzymało się ją za lewą rączkę. Zamierzał położyć ją obok śpiącej w swoim łóżeczku córeczki.
- A on nie jest winien? To przecież przez niego.
Kobieta uniosła głowę i spojrzała na lalkę, którą trzymał w prawej dłoni.
- Co to jest?
- Przyniosłem dla naszej małej - odparł bez emocji.
- Ukradłeś ją? Jemu?
- Tak. Leżała na fotelu w salonie. Ich mała lubiła tę lalkę… widziałem raz, jak się nią bawiła, kiedy z mamą odwiedziła ojca w firmie. Bardzo ją lubiła.
- Nie powinieneś jej zabierać. Nie powinniśmy się mścić na ich dziecku.
Chuchną na twarzyczkę bobaska i przetarł mu nosek.
- A czy nie uważasz, że skoro dziewczynka lubiła te lalkę, to powinni ją wziąć na te wczasy.
- Pewnie zapomnieli. Przyjadą, a wtedy mała upomni się o lalkę. Rozpłacze się. Taki będzie finał.
- A czy nasza córka nie płacze? Codziennie ma łzy w oczach. Ty może tego nie słyszysz, ale jak jesteśmy sami, wciąż mnie pyta, czy wyzdrowiejesz. Oczywiście, mówię, twoja mamusia jest jeszcze słaba, ale choroba zbliża się do końca. Widzisz, mówię, jak urosły jej nowe włoski? Kiedy odrastają to znak, że zdrowie mamusi się poprawia… a i tak płacze.
Przeszedł do córki i położył lalkę na nocnej szafce, stojącej tuż przy łóżku.
- Siądź przy mnie, proszę - powiedziała.
Odstawił na ławę szklankę, z której wypił jeszcze dwa łyki i usiadł na krześle przy żonie. Chwyciła jego dłoń.
- Spójrz mi w oczy. To ważne, co teraz powiem… i proszę, pozwól mi powiedzieć to do końca.
- Jeśli tego sobie życzysz…
Wzięła głęboki oddech. Przymierzała się do wypowiedzi, lecz mijały długie chwile, dłuższe niż mogła się tego spodziewać, zanim wykrztusiła z siebie:
- Gdyby ze mną… no wiesz… gdybym miała już nie wstać… obiecaj mi, że będziesz się opiekował naszą córeczką… a jeśli nie dasz sam rady… weź sobie jakąś kobietę. Trzyletnia dziewczynka jest za mała, aby nie mieć matki.
W pierwszym momencie wyrwał swoja dłoń z uścisku jej chudej i zimnej dłoni. Odwrócił od niej wzrok. Chciał zaprotestować, lecz w okamgnieniu zmienił zdanie.
- Nie powinien mnie zwolnić z pracy, wiedząc, że jesteś chora. Przecież nie chodzi mi o samą pracę. Prędzej czy później ją znajdę. Podejmę się każdej roboty. Przyznaj, że zrobił nam świństwo… nie tak może mnie, jak tobie.
Milczała.
- Kochanie ty przecież nie umrzesz. Nie ma takiej opcji. Nie będę musiał szukać dla naszej córki drugiej mamy. Wybij to sobie z głowy.
Nie szukał jej wzroku. Patrzył ponad nią, choć jego oczy skierowane były w stronę jej twarzy. Uniósł jej zimna dłoń, tę samą, która przed chwilą trzymała silnie jego gorącą rękę. Ucałował przegub jej dłoni, a potem znaczył delikatnymi pocałunkami każdy palec.
- Wiem… nie umrę, ale na wypadek gdyby… pamiętaj, co ci powiedziałam.
Nie czuł pewności w jej głosie.
- Ja cię jednak kocham… pomimo tego, że jesteś taki narwany - powiedziała. - Prześpię się teraz, dobrze. Całą noc nie spałam.
- Śpij, kochanie. Pościelę sobie na polowym. Też się chwilkę zdrzemnę.

Obie kobiety jego życia spały jeszcze, kiedy zadzwonił telefon. Zerknął na wskazówki budzika. Dochodziła dziewiąta. Zerwał się na równe nogi i podbiegł do telefonu. Nie chciał, aby dźwięk dzwonka wybudził śpiące w najlepsze żonę i córkę.
Uniósł słuchawkę.
- Pani Iwona? - usłyszał. Chrząknął i odparł krótko:
- Mąż.
- To nawet lepiej, że rozmawiam z panem… doktor Chruścicki. Pańska żona jest pod moją stałą opieką… w szpitalu i w ogóle… prowadzę ją…
- Przypominam sobie pana głos - powiedział do słuchawki.
- Ja pański także. Widzi pan, co jakiś czas oddaję probki badań pańskiej żony do laboratorium. To taka rutynowa praktyka. Badania powinno się wykonywać systematycznie, a już koniecznie po chemioterapii, jaką pani Iwona przechodziła. Widzi pan… jednorazowe badania nie dają możliwości prześledzenia faktycznego stanu zdrowia pacjentki… dlatego trzeba je ponawiać…
Starał się zachować spokój, w czym miało pomóc przygryzanie warg, ale, myślał sobie, że jeśli ta rozmowa kontynuowana będzie w taki sposób, po prostu straci cierpliwość i odłoży słuchawkę.
- Będę się skracał… widzi pan, dokładam wszelkich starań, aby diagnoza, jaką postawię nie opierała się na niedokładnych, czy wręcz fałszywych przesłankach… na przykład u wielu chorych po chemioterapii i dalszym leczeniu farmakologicznym, mającym głównie na celu wzmocnienie organizmu, stan zdrowia widocznie się poprawia. Tak… domyślam się, co chciałby pan powiedzieć: - żonie odrastają pięknie włosy i są nawet ładniejsze niż przed tymi seriami leczenia chemią. I nie ma w tym nic dziwnego, że nowe włosy tak przepięknie rosną, że stają się takie puszyste, miękkie, dają się łatwo układać, zaplatać. I nagle przychodzi gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia, rozumie pan, nowotwór zaczyna się ponownie rozwijać i podobnie jak włosy rozrasta się szybko, wręcz błyskawicznie… i ten nawrót choroby nowotworowej jest szczególnie niebezpieczny… wtedy może zabić. Dlatego właśnie nie należy zbytnio ufać włosom, nie należy pocieszać się zewnętrznymi objawami stanu zdrowia pacjenta. Wszystkim wydaje się, że choroba mija, że opanowaliśmy ją wspólnie, gdy tymczasem… rozumie pan. Dlatego też tak wielką wagę przykładam do wyników badań. Przyznam się panu, że o tych wynikach, o wynikach kilku wcześniejszych badań nie rozmawiałem z panią Iwoną bardzo dokładnie. No cóż, stwierdzałam nieznaczną poprawę, zalecałem cierpliwość i starałem się wpłynąć na pańską żonę, aby ściśle trzymała się moich zaleceń.
Pan doktor na chwilę przerwał swój monolog, a pod nim usuwały się ostatnie pokłady cierpliwości. Nie chciał być jednak nieuprzejmy i nie zakończył rozmowy, nie rzucił słuchawki.
- Po ostatnich badaniach, drogi panie, nie mam już wątpliwości, że choroba pana żony została zaleczona i, jak dotąd, nie stwierdziłem kolejnych ognisk nowotworu. Nie chcę przez to powiedzieć, że pani Iwona nigdy już nie zachoruje, ale wszystko wskazuje na to, że nie ma mowy o bezpośrednim zagrożeniu życia. Może pan śmiało powtórzyć żonie to, co panu powiedziałem.
Milczał. Zaniemówił. Stał w bezruchu, ściskając w dłoni słuchawkę, która również milczała, a kiedy chciał coś powiedzieć, wciąż oszołomiony, usłyszał w słuchawce dźwięk oznaczający przerwane połączenie. Mimo to, krzyknął:
- Panie doktorze!!!
- No, dobrze, jeśli już tak się upierasz, to odniosę mu tę lalkę - powiedział. - Nie ma sensu mścić się na kimś, kto nie jest niczemu winny.
Całe jej ciało dygotało, kiedy przytulała córkę tak mocno, jak tylko mogła to zrobić.
- Proszę cię, rozsuń firanki i otwórz wszystkie okna - poprosiła. 

[12.07.2016, Consett i 13.07.2016 Wetherby w Anglii]

1 komentarz:

  1. Historia przejmująca, kiedy choroba śmiertelna dotyka bliskich.
    A te pomyślne wiadomości łagodzą prozę życia.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń