ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

13 września 2016

KAMYCZKI - NAZYWANIE ŚWIATA (21) WĄSKOTORÓWKA

- Co się tak patrzysz mały? Lepiej byś pomógł.
Powóz na parę z najmniej dwudziestoma wagonikami stanął akurat przed wzniesieniem i zaczął astmatycznie sapać.
Chłopiec miał z sobą siatkę a w niej, w papierowej torbie zakupione na wsi u gospodarza jajka. Maszynista zszedł już po schodkach, trzymając w ręku wiadro wypełnione piaskiem.
- W jaki sposób mogę panu pomóc? - zapytał chłopiec.
- Ot, taki - poinstruował małego maszynista. Wziął garść piachu i posypał nim parę metrów wyślizganej, mieniącej się miedzianymi rozbłyskami zachodzącego słońca szyny.
- Mógłbyś tak posypywać. No, chyba ze nie dasz rady dźwigać to wiaderko. Odciski mi się porobiły. Chodzić nie mogę.
- Dam radę - odparł chłopiec. - Potrzyma pan siatkę? Tylko proszę uważać, bo są w niej jajka. Babcia będzie się gniewać, że znowu potłukłem.
- Ty mi pomożesz, to i ja tobie. Daj tę siatkę.
Mężczyzna wniósł łatwo tłukący się towar do kabiny.
- Jak posypię szyny to kolejka ruszy? - zapytał mały.
- A pewnie, że ruszy. Będzie większe tarcie. Ale ty pewnie nie wiesz, co to tarcie.
- Wiem… znaczy się, że koła kolejki nie będą się tak ślizgały.
- Masz rację. Nie będą.
- Ale parowóz i tak powinien sobie poradzić z tym wzniesieniem.
- Powinien, chłopcze, ale ciągnie mnóstwo załadowanych wagonów, a w dodatku ten parowóz jest bardzo stary, a jak ktoś jest stary, to z wieloma rzeczami sobie nie radzi.
- Ktoś? Pan powiedział, jakby ta kolejka była człowiekiem - zauważył chłopiec.
- Bo prawie tak jest. Dwadzieścia dwa lata na nim jeżdżę. Przez taki czas to można się zaprzyjaźnić, prawda.
- Można.
Chłopiec niósł w jednym ręku wiadro i nabierał dłonią drugiej ręki szorstki, z wyczuwalnymi drobniutkimi kamieniami piasek i posypywał nim szyny. Wiadro było ciężkie, ale chłopiec pomyślał, ze z każdą wyrzuconą na szyny garstką będzie mu lżej, bo piasku zacznie ubywać. Posypał obie szyny niemal pod sam szczyt wzniesienia.
- Dobra robota, chłopcze. Wracaj. Chciałbyś się przejechać parowozem?
Mały przybiegł co tchu.
- A pewnie, chciałbym.
- No to na górę. Tylko ostrożnie.
Kiedy mały postawił nogę na ostatnim stopniu schodków, maszynista odebrał od niego wiadro. Było puste.
- Całe wysypałeś - stwierdził z podziwem. Teraz to na pewno ruszy. Pociągnij za ten drucik.
Chłopiec niepewnie chwycił dłonią za trójkątny chwytak mechanizmu uruchamiającego syrenę. Trzykrotnie wrzasnęła przeraźliwie, a po tym sygnale maszynista uruchomił dźwignię i wtedy cała kabina znalazła się w oparach białej, ciepłej mgły. Parowóz powolutku wtaczał się na niedostępne dotychczas wzgórze; koła najpierw zabuksowały gwałtownie, by po chwili nabrać właściwej prędkości. jechał na tyle powoli, że chłopiec mógł w każdej chwili wysiąść z lokomotywy i podążać wolnym krokiem wzdłuż torowiska. Ale przecież jechał. Pierwszy raz stał w kabinie parowozu, który nadymał się, świstał groźnie, a kiedy maszynista zasypał palenisko trzema łopatami węgla, kiedy przesunął jakąś dźwignią, lokomotywa ruszyła z impetem, zwłaszcza że znajdowała się już na szczycie wzniesienia.
- Zaraz dojeżdżamy do przejazdu. Pociągnij ten drut dwa razy - poinstruował chłopca mężczyzna.
Chłopiec zrobił to, a kiedy zobaczył stojący przed torowiskiem autobus z dumą pomachał kierowcy autobusu, jakby chciał powiedzieć: - Widzi pan, to ja mam pierwszeństwo.
Przejeżdżali obok jego domu.
- Tutaj mieszkam - powiedział mały.
- Mam się zatrzymać?
- Nie, niech pan podjedzie aż po bramę zakładu. Nie spieszy mi się.
Jechali dalej, wciąż powoli ale zdecydowanie. Chłopiec wyjrzał przez okno kabiny. Ciągnięte przez parowóz wagoniki przypominały wielkiego, oswojonego węża.
Wreszcie stanęli przed bramą zakładu, a chłopiec trzykrotnie uruchomił syrenę.
- Aleś się ubrudził. Gdzie ty dotykałeś rękoma? I koszula w plamach.
Chłopiec był zdziwiony, bo wydawało mu się, że tylko stał i pociągał dźwignię sygnału.
- No dobra, biegnij teraz do domu. Może innym razem przewiozę cię dalej. Moja sarenka nie będzie miała nic przeciwko temu.
Odchodząc sprzed zakładu chłopiec sprawdził, że ten mendel jajek, jaki niósł w siatce był nienaruszony, ale kiedy dotarł do domu, babcia stwierdziła, że i tym razem „wypadły” dwa.
- Jak to się dzieje, że zawsze potłuczesz? - zapytała, nie bardzo wiedząc, czy chłopiec udzieli jej sensownej odpowiedzi.
- To nic, babciu. Ja dzisiaj jechałem wąskotorówką. Naprawdę.

[10.09.2016, Sabadell pod Barceloną, Katalonia, w Hiszpanii]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz