CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

22 września 2016

PRZYSTANEK W NORYMBERDZE

Nareszcie po czterech dniach deszczu, zapłonęło słońce nad niebem Norymbergii. I po raz kolejny słońce dodaje otuchy w oczekiwaniu na kurs, ten ostatni, prowadzący do kraju, bo minęły już cztery tygodnie podróży.
Obudziłem się o ósmej, zgodnie z budzikiem, lecz dosypiałem jeszcze przez godzinę, wiedząc, że tak wcześnie kursu na kraj nie dostanę i ze w ogóle trudno mi będzie stąd wyjechać (odpukuję).
Jeszcze przed śniadaniem czyszczę kabinę auta. Wcześniej przez te ulewy albo nie miałem ochoty na sprzątanie, albo też nie było sposobności.
Na śniadanie robię sobie kanapki z mięskiem, ogórkiem i pomidorowa pastą. Piję do tego kawę Inkę z zimnym mlekiem (o wiele smaczniejsza niż z gazowaną wodą). Spokojnie, mój żołądek wytrzyma wiele innych, mniej lub bardziej podobnych kolaży. Aha, wcześniej, zaraz po zejściu z grzędy spożyłem pojemniczek z kremowym puddingiem - waniliowo-czekoladowym. Podobny, tyle że bez wanilii, jadłem we Francji i smakował mi nieco lepiej, ale nie ma co wybrzydzać.
Zagadując czas, spędzam go na czytaniu opowiadań Fuentesa. Nierówne są. Przeszkadza mi trochę nadmiar europejskiej formy, mniej magicznego latynizmu, ale taką „Moralność dawnych czasów” napisana z perspektywy czternastoletniego chłopca danego po śmierci pod opiekę liberalnego antyklerykała - dziadka, a później młodej jeszcze, trzydziestoczteroletniej ciotki, dla odmiany zatraconej w dewotyźmie, ta opowieść bardzo mi się spodobała.
Trochę też piszę, zwłaszcza w nocy, przy świetle ulicznych i parkingowych latarni, i znowu zgromadziłem parę tekstów do bloga. Cóż z tego, skoro w Niemczech internet przy Donaldach działa tragicznie, a siła sygnału, nawet wtedy, gdy wewnątrz jadłodajni pustki, jest tak słaba, że nawet o połączeniu mowy być nie może. Ostatnie dobre łącze miałem we Francji… w piątek to było czy w sobotę, już zapomniałem, a dzisiaj wtorek.
W piątek bardzo późnym popołudniem trafił mi się kurs z Le Neubourg w Normandii do Schesslitz niedaleko Bambergu już w Bawarii w Niemczech. Dało to około 950 kilometrów podroży, ale że z piątku na poniedziałek to drobnostka dla mnie mojego autka. Tyle, że poza mijana Belgią źle się jechało, w deszczu, w szarości dnia i chłodzie nocy.
Na poniedziałek z kolei wyznaczono mi trasę po Niemczech: dwa załadunki - w Wunsiedel i Kulmbach dowiozłem do Norymbergii jeszcze przed szesnastą. I odtąd cisza, a chciałoby jak najprędzej do domu wrócić, bo czwarty tydzień zawsze jest najgorszy.
Nie będę się zakładał, ale pewnie czeka mnie jeszcze jedna noc w Norymberdze. Mój nowy spedytor niestety nie jest bystry, a do tego powroty do kraju organizowane przez firmę, w której obecnie pracuję obfitują w doładunki, a zatem zanim tak naprawdę wyruszę do Polski, czeka mnie zapewne parę przystanków co znacznie wydłuży czas powrotu. Więc jak, mam się założyć z samym sobą?

[20.09.2016, Norymberga w Niemczech]

1 komentarz:

  1. Gdy sam z sobą sie założysz zawsze wygrasz :-)
    Kiedyś takim puddingiem struł sie mój mąż, więc uważaj, chyba że masz strusi żołądek...

    OdpowiedzUsuń