ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

06 września 2016

BEZSENNE WOJAŻE

Siedzę sobie porządnie zmęczony na strefie ekonomicznej w Daganza pod Madrytem w nocnym (dwudziesta druga) upale sięgającym 27 stopni. Przez ostatnie dni tyle się wydarzyło, że musiałem zerknąć do kalendarza w telefonie, aby zobaczyć którego dzisiaj mamy.
Dla porządku i własnej pamięci wymienię kursy, jakie odbyłem (dzięki temu niejednokrotnie w ogóle pamiętam, gdzie byłem).
Zacznijmy więc: Po rozładunku w Sanremo załadowałem się:
1) w Castelnuovo na południe od Turynu do Echinrolles we Francji [niedaleko Grenoble];
2) w Robassomero nie opodal Turynu - również do Echinrolles;
3) w Rivoli pod Turynem do Mions
Następnie załadowałem się:
4) w Allinges niedaleko granicy szwajcarskiej do Torcy na północny wschód od Paryża i
5) w Lugrin niedaleko granicy szwajcarskiej nad Jeziorem Genewskim do Chateau Landon [69 km od Torcy].
I w końcu…
6) z Dammarie blisko Chateau Landon zabrałem towar do Valladolid w Hiszpanii.
Wszystkie te kursy utkwią mi w pamięci z racji niedoczasu jaki miałem już opuszczając Włochy. W dodatku zjeżdżając dobrze znana trasą przez Gap w stronę Grenoble czekała na mnie niemiła niespodzianka. Otóż poniżej La Mure (tam jest świetnie działający internet) francuscy drogowcy (specjaliści od robienia kierowcom psikusów) postawili mylący znak zakazujący wjazdu samochodów powyżej 7,5 tony oraz autobusów. Ponieważ renówka numer dwa należy do aut 3,5 - tonowych, zignorowałem to ostrzeżenie i przejechałem ponad 12 kilometrów w stronę Grenoble, aż tu nagle pojawia się bariera ograniczająca dalszą jazdę dla pojazdów przekraczających wysokość 2,6 metra. Moja renówka mająca wysokość około 3,25 nie mogła skorzystać z dalszej drogi. Zmuszony byłem zawrócić i wybrać inną drogą, przez co straciłem około 40 minut i w związku z tym spóźniłem się z rozładunkiem o pięć minut. Gdyby to była Polska, Włochy lub Hiszpania, problemu by nie było. Ale to Francja i zamiast w nocy podjechać do Mions w okolicach Lyonu, musiałem spędzić noc w Echinrolles. Dwie w miare pozytywne okoliczności tego zdarzenia to: kapiel w zakładowej łaźni i możliwość skorzystania z internetu, przy czym nie zdołałem zajrzeć we wszystkie miejsca, które chciałem, bo łącze było tak kiepskie, że w końcu dałem sobie spokój.
Wspomnieć też należy jeszcze jedną pozytywna okoliczność. Wreszcie udało mi się sfotografować pomnik alpinisty znajdujący się w Argentires na trasie Briancon - Gap. Wcześniej zawsze to chciałem zrobić, lecz nigdy nie miałem okazji, ba albo pośpiech, albo też przejazd nocą.
Następnego dnia po rozładunku w Echinrolles jadę w stronę Lyonu,  do Mions, a później spedytor kieruje mnie nad granicę szwajcarską, bardzo blisko Jeziora Genewskiego. Cóż można powiedzieć o jeziorze? Jest wielkie (takie małe morze, choć oczywiście dużo mniejsze od przepięknego jeziora Garda we Włoszech), wybrzeże świetnie wykorzystane turystycznie. Załadunki mam niedaleko siebie, a jadę w stronę regionu Ille of France, czyli terenów wokół Paryża.
Przebywając nad Jeziorem Genewskim największą niedogodnością jest to, że aby dotrzeć do celu, nawigacja kieruje mnie przez Szwajcarię, a ja nie mogę tamtędy jechać (konieczność opłacenia cła), a w dodatku moja nawigacja nie wykazuje przez jaki kraj się jedzie. I stało się. Nieopatrznie przekroczyłem granicę francusko szwajcarską, choć mówienie o granicy w tym przypadku mija się z prawdą. Nie ma absolutnie żadnego znaku informującego o przekroczeniu granicy. Zjechałem przez wioskę i lasek, a o tym, ze jestem w Szwajcarii poinformowały mnie tablice rejestracyjne zaparkowanymi przed domami samochodów. Zawróciłem i mozolnie, punkt po punkcie wytyczyłem trasę, aby ominąć krainę Wilhelma Tella. Udało mi się, choć poruszałem się teraz bardzo wąskimi, górzystymi i przeraźliwie krętymi trasami, a chociaż  uwielbiam jeździć meandrycznymi szlakami, to odbywa to się kosztem czasu, a dokładniej kosztem snu.
Spałem zatem tej nocy zaledwie dwie godziny i po rozładunkach przypadła mi w udziale trasa licząca 1250 kilometrów do Valladolid w Hiszpanii. Jestem wkurzony, bo liczyłem, że rozładunek w Hiszpanii będzie na sobotę, tymczasem ma być w piątek o ósmej rano. Ścinam się z prowadzącymi mnie spedytorami, podając dwa argumenty: pierwszy, że po prostu jest fizycznie niemożliwe dojechać na ósmą rano, skoro nawigacja w trybie jazdy non-stop wskazuje 10-tą. Po drugie, jestem bardzo senny i wiem, że nie jest możliwe dotarcie do celu nawet na godzinę dziesiątą, bo muszę dwukrotnie zatankować renówkę i nie wytrzymam bez krótkich drzemek…
… i przystaję, i śpię po 15-20 minut trzykrotnie, a kiedy przychodzi drzemka, to podczas tego prędkiego snu widzi się na przykład poruszające się góry, jakby ich wnętrze był wypełnione był lawą, która wprawia w drgania masyw skalny i w końcu góra płynie jak masa błota spływającego po spadzistych stokach, albo… albo widzi się domy, miejskie domy, kołyszące się jak statek na falującej wodzie, domy trzęsące się bezszelestnie. Ale i tak te obrazy milsze się od tych, które pojawiają się w czasie jazdy, kiedy na sekundę - dwie przymykają się oczy. Wtedy, tuż po otwarciu oczu, wielka tablica informacyjna nad drogą nagle wydaje się być tylną burtą naczepy wielkiej ciężarówki i człowiek bez dania racji hamuje gwałtownie, aby nie uderzyć własnym autem w to wyimaginowane, jadące przed nim. A jeszcze gorzej jest wtedy, gdy po otwarciu oczu spostrzega się, że auto zmierza wprost na lewy pas lub też zjeżdża bezsensownie na pobocze.
Znam swój organizm i wiem, że dopiero po trzeciej takiej krótkiej drzemce jego kondycja wróci do w miarę normalnego stanu i wtedy można jechać i jechać.
Dojechałem do Valladolid i tuż po rozładunku kolejne 250 kilometrów pod Madryt. Aby zdążyć, mam jechać autostradą (zalecenie spedytora), choć według nawigacji nadrobię zaledwie dwie minuty.
Zdecydowana większość dróg, jakimi się poruszam, jest bezpłatna. Jadę momentami sto czterdzieści, choć po Hiszpanii maksymalna prędkość na autostradach to 120 kilometrów na godzinę. Dopiero przed Madrytem jest większe wzgórze, które pokonuje się płatnym tunelem. Płacę więc kartą nieco ponad 12 euro i jadę dalej. W okolicy madryckiego lotniska czekają mnie dwie identyczne niespodzianki. Otóż w następujących po sobie wjazdach na autostradę cena za wjazd przez bramkę wynosi dwukrotnie 1 euro i 5 eurocentów. Obie karty jakie posiadam, służbowa i własna, odrzucają tak niską transakcję, a mam przy sobie 13 eurocentów gotówki. Stoję więc i tracę bezcenny czas. Na pierwszym punkcie pracownicy obsługi bramki zakładają za mnie te 1,05 euro; na drugim proponuje Hiszpance z obsługi transakcję - konserwa mięsna za 1,05 euro. Zaskoczona odrzuca tę intratna propozycje i użycza mi 1 euro. Przejeżdżam ale straciłem około 40 minut. Okazuje się, że gdybym pojechał tak jak chciałem, niepłatnymi drogami, byłbym na czas i to z pewną rezerwą (ale kto słucha kierowców?), a tak spóźniłem się na załadunek i od piątku muszę czekać aż do poniedziałku.
Zajeżdżam zatem do strefy ekonomicznej (wcześniej tankuję auto ze służbowej karty - niewiele - za 25 euro i robię pierwsze podczas trasy zakupy: chleb, woda gazowana, napój owocowy i dwa małe piwa) i spędzam swoją pierwszą noc w miejscu, które przypomina małe miasteczko, ciche, wyludnione i rozgrzane do czerwoności niemiłosiernym upałem. O dwudziestej drugiej temperatura powietrza dochodzi do 28 stopni i chyba jedynie dlatego, że jestem przerażająco senny, zasypiam natychmiast.

[02. - 03. 09.2016, Daganza w Hiszpanii]

3 komentarze:

  1. Jakoś do mnie wcześniej nie dotarło, że Ty jesteś kierowcą zawodowym. Bo jesteś teraz kierowcą zawodowym? A ja sądziłam, że ruszyłeś w świat bez pracy i nie wiadomo skąd masz pieniądze, żeby go zwiedzać :D

    Śmieszna sprawa, ostatnio mówiłam mojemu mężowi, że chciałabym zrobić coś takiego innego i zaskakującego, np. prawo jazdy na ciężarówkę.

    Ale miałeś przeżycia. Życzę dużo snu, którego, jak widać, bardzo Ci ostatnio brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha..ha.. Zawodowym z przymusu :-) Ja jeżdżę truckiem na normalnych, osobowych papierach, takich do 3,5 tony. Dziękuję, rzeczywiście czasami jeździ sie na ostatnich oczach. Pozdrawiam nowoszkolnorocznie :-)

      Usuń
  2. To nie tylko ciężka ale i nerwowa praca.
    Trzymaj się.
    :-)

    OdpowiedzUsuń