CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

12 września 2016

MUNDUR

Co też pana pułkownika do mnie sprowadza? Będzie parę ładnych lat, kiedy mnie pan odwiedził po raz ostatni, a wcześniej… zdarzało się, ale to jeszcze gdy miał pan…. To była bardzo ładna i szykowna kobieta i obracała się w najlepszym towarzystwie. Gdzież jej tam było do prania, a pan… pan był przez dłuższy okres czasu porucznikiem, potem kapitanem… młoda wtedy byłam, a interes prowadziły matka z babką. Pan wtedy często wyjeżdżał na poligon, a jak pan wracał to nazbierało się bielizny do wyprania. Żona przecież nie miała czasu na pranie, bo kiedy pan przyjeżdżał, to o czym mogła myśleć taka piękna kobieta jak ona? Stęskniona była i ja to rozumiem, bo z pana przystojny gość… i teraz jest… więc żona pewnie o niczym innym nie myślała wtedy jak tylko o panu i ja to rozumiem. Niech pan włączy czajniczek i zasypie do szklaneczki kawy… albo esencji rumowej herbatki pan wleje. Jest w szafce,  w butelce obok cukru. Co pan tu ma? Pan pokaże. Wielka ta torba. Mundur do chemicznej oddam, bo ja chemicznie nie piorę. Będzie pan musiał poczekać. Co tu jeszcze mamy? Dwa obrusy, powłokę, prześcieradło i na poduszkę… i jeszcze… no co pan, pułkowniku, normalka… zielone kalesony. Pewnie jeszcze wojskowe. To prawie jak bielizna, ale przejmować się nie ma czym. Gdyby pan wiedział, co ja w życiu miałam do wyprania. Raz przyszedł taki młody, zaraz po ślubie. Urządzali dopiero mieszkanie. Robili kuchnię i łazienkę, to i wyprać nie było gdzie zaraz po weselu. Dwa worki przyniósł, bo to w namiocie mieli weselisko i sporo obrusów było do wyprania. No i wyrzuca mi z tych worków. Jak raz prześcieradło się rozpostarło a na nim, pan rozumie, świadectwo dziewictwa małżonki. Taki się czerwony na gębie zrobił, że pewnie by tu zaraz przy mnie spłonął, gdybym go nie ochrzaniła, że chyba powinien się cieszyć, że pierwszą jego była, a to i normalne przecie, że tak się stało. Takie zabrudzenie to żaden brud, choć krew do wyprania trudna, ale gorsze bywają. Nie będę panu, pułkowniku, opowiadała szczegółów, bo sobie pan obrzydzi kawę… a herbatki pan spróbuje. To poproszę i dla mnie. Pan wleje po jednej piątej esencji do szklanki, wtedy najlepsza. 
Już ja tam w praniu mam doświadczenie. Wiadomo - firma rodzinna. Babka prała, matka, teraz ja. Dawniej to, panie pułkowniku, taką bieliznę albo pościelowe to gotowało się w kadzi, a ile krochmalu się zużywało. Krochmaliliśmy też firanki, ale przedtem moczyło się je w słonej wodzie, albo dodawało sody, albo jedno i drugie. I jeszcze ten niebieski proszek się dodawało do wypłukania. A jak firanka była dobrze wykrochmalona i sucha to kiedy zawiesiłeś ją w otwartym oknie i przeciąg się zrobił,. to o taką firankę muchy się zabijały, jak metal taka twarda. 
Ech, materiały kiedyś były inne. Niby taka sama bawełna, ale nie ta sama. Dzisiejsza, nie powiem, milutka w dotyku jak nowa, ale gdyby potraktować ja sodą jak dawniej, po dwóch praniach się rozpadnie. A wypierz pan na ten przykład len. Dawniej chłopy w lnianych koszulach chodzili. Serwetki lniane, makatki, bluzki i spódnice. Ile to trzeba było mieć cierpliwości i poświęcać uwagi temu, żeby zbyt gorącą wodą nie sparzyć, bo wtedy len kurczy się bardzo. Dzisiaj to ludzie mają z tym lepiej, że do naturalnych włókien dodają sztuczne i przez to, jak równo powiesisz do wysuszenia, materiał się nie pogniecie.
Jeszcze moja matka maglowała. Tak, tak, panie pułkowniku. Magiel stoi do dziś w komórce, ale kto go tam teraz używa. Klienci życzyli sobie kiedyś: pranie, pranie z maglem, albo sami przynosili tobołki suchej wypranej przez siebie bielizny, pościeli, obrusów, firanek i zasłonek. Dzisiaj dodatkowo prasuję, przyszywam guziki, spinki, suwaki, ceruję gdy potrzeba. Dodatkowy pieniądz z tego jest, nie narzekam. O, już się zagotowała. Wypijemy. To będzie taka herbatka z prądem, zobaczy pan.
Ciebie to jak po śmierć wysłać. Przyniosłaś masło? Cukier? Drożdżówki? To i dobrze. Drożdżówki połóż na stole. No weź się ogarnij! Nie w torbie tylko połóż na dużym talerzu, a dla pana pułkownika wsyp cukru do cukiernicy. Gorzką pan woli? Aha. To mnie jedną łyżeczkę, bardzo proszę, niech ten prąd poczuję. No dobrze, weź te dziesięć złotych i idź pojeździć, ale o ósmej wieczór masz być w domu, bo inaczej spiorę. Ładnie cię wychowałam, co? Weszłaś, zobaczyłaś przy stole pana pułkownika i ani dzień dobry, ani nic. Teraz? Teraz już za późno. Z kim idziesz? Z Hanką? To nie zapomnij i jej kupić loda. Weź jeszcze te pięć złotych z reszty i kupcie sobie te w pucharkach ze śmietanką. Najlepsze są. I tylko mi coli nie kupuj. Sok jabłkowy albo pomarańczowy sobie wypijcie. Nie będziecie mi się truły. Dobra, już leć. Aha, jak będziesz wracała, to wstąp do pana Gienka i zapytaj się, kiedy będzie łaskaw oddać naprawioną wirówkę. Powiedz, że mama bardzo prosi.
Anielka, moja córka. Nie wiedział pan, że w końcu się doczekałam? A tak, z moim mi nie wychodziło… cieszyłby się, biedaczek. To już piętnaście prawie lat, jak go nosi na tamtym świecie. Ni stąd ni z owąd trafił się taki jeden, przystojny, nie powiem; zagadać umiał, gest miał, to i mu pozwoliłam. Ale potem prysnął w siną dal i szukaj go po polach. Ona mi na pamiątkę została. I bardzo dobrze. Sama sobie daję radę. A lekarz to za głowę się złapał, że niby czterdzieści dwa lata na ciążę to już za późno i kazał, abym chodziła do niego, hm… bo pewno też na pieniądze łasy. A co tam, chodziłam i wychodziłam. Anielcia jak chłopak przyszła na świat, trzy osiemset ważyła. W matkę poszła: wszędzie jej pełno, uśmiechnięta, zaradna, ale do roboty w pralni się nie nadaje. Jeździ jak szalona na rowerze górskim i chce świat zadziwiać. I dentystką też chce być, ale jak jedno pogodzić z drugim, tego nie wiem. Ile ma lat? Dopiero dwanaście. Ma pan racje, pułkowniku. Za młoda, aby już wiedzieć, czego się chce.
No, skończyło się. Wyniosę rozwiesić do suszarni i wypijemy herbatkę. Chce pan pomóc? Proszę bardzo. No to razem. Tędy. Pan chwyci za tamte rogi… i na pół, o tak, właśnie. A teraz to drugie. Szybko się pan uczy. To nic trudnego, ale mężczyznom rzadko kiedy podoba się taka robota. Mój Staszek to cierpiał, kiedy prosiłam go o pomoc w pralni. A jak nie lubił zawieszać firanek, choć wysoki był, więc dla niego to żadna sztuka z krzesła powiesić. Sama musiałam. Te małe poszewki to ja sama. Potem pan weźmie kosz i wracamy. Na rano będzie akurat do prasowania. A pan lubi i umie prasować? No tak, podobno w wojsku wszystkiego można się nauczyć. Czuje pan jaki przewiew? Uwielbiam ten zapach. Niektórzy to życzą sobie jeszcze, aby podczas prasowania pryskać jakąś wodą kwiatową, ale to chyba przesada, jak pan sądzi? Siądźmy wreszcie. Dzisiaj jeszcze tylko pańskie upiorę, a do chemicznej dam jutro z rana jak przyjadą.
Tylko z tą żoną jakoś panu nie wyszło, co? Nie musi pan tłumaczyć. Wiem wszystko, a może i za dużo, bo do mnie jak ludzie przychodzą, to mówią sami. Tylko panu powiem, pułkowniku, że jedyne co źle pan zrobił, to to, że wziął pan sobie taką młodą. No to co, wypijemy? Gorąca herbatka najlepsza. Stuknijmy się, bo to niezwyczajna herbatka. Uhm… pycha, prawda. Proszę się częstować drożdżówką. Nie można sobie w życiu tak wszystkiego odmawiać. Pan pewnie dobiega sześćdziesiątki. Równe sześćdziesiąt? Nie powiedziałabym. Dałabym pięćdziesiąt siedem, co najwyżej. Wiadomo… wojskowy to się trzyma. Pięć lat różnicy między nami, widzi pan? I ja też się trzymam, prawda? Kręgosłup zdrowy, reumatyzm nie dokucza, choć przy takiej robocie powinien. Ja tam, panie pułkowniku poza tym ginekologiem to do żadnego lekarza nie chodziłam. A i Anielka zdrowo się chowa. Po mnie tak ma, a może też po tamtym łapserdaku. Ale przebolałam go. Po dwóch miesiącach złość mi przeszła. Ważne, że Anielcię mi zostawił. A pan tak sam jak kołek został. No rozumiem. Niepodobna, aby mężczyzna taki jak pan nie interesował się spódniczkami i ja to rozumiem. I też rozumiem, że ponownie wiązać się pan nie chciał. Sparzył się pan.
Drożdżówki zawsze każę kupować u Rzetelskiego. Najlepsze wypieki tam mają. Nie kupował pan tam nigdy? No, widzi pan. Trzeba spróbować dla odmiany. Mundur na przyszłą sobotę ma być? W porządku. Zdążą. Że jak? Spotkanie uroczyste macie. Dawni oficerowie. Aż jestem zdziwiona, bo nie bardzo was teraz szanują. Słyszałam, słyszałam. Polskojęzyczne wojsko. Cholery jedne. A… chyba że tak. Nieoficjalne spotkanie, bez władz. I bardzo dobrze. Podobno w wojsku to największe przyjaźnie się zawiązują. To ja już panu, panie pułkowniku, tak pięknie mundur wyprasuję, że będzie wyglądał jak nowy
A mówiłam, że będzie smakować? Na żołądek dobra i rozgrzewająca. Na zimę w sam raz.
Wynajęliście salę. Aha, znaczy się z małżonkami, osobami towarzyszącymi… tego nie wiedziałam. Myślałam, że sami panowie wojacy. To wyjdzie z tego takie prawie rodzinne przyjęcie. I tańce będą? Ech, łezka się w oku kręci. Ja raz tylko byłam na zjeździe absolwentów. Po technikum jestem. Odzieżowym. Prawie same baby, ale porozjeżdżały się po świecie. Mało która się odliczyła.
A może kolacyjkę panu zrobić, panie pułkowniku. Zdążę z pańskim, niech pan się nie martwi. Na jutro będzie gotowe. No, chyba że tak. Mus to mus. Że co? Panie pułkowniku, pan raczy żartować. Ja to wszystko rozumiem, ale przecież nie znam tam nikogo. Co pan kolegom powie? Że z praczką pan przyszedł pod rękę. No, wie pan co…. Nie, że odmawiam, ale jestem zaskoczona. Kompletnie. Zamurowało mnie. Naprawdę pan taki uważa? I jeszcze do tego podjedzie pan samochodem. No, nie wiem…. Nie chciałabym panu przynieść wstydu. Myśli pan…. To ten mundur będzie na piątek po południu. Na uszach staną, a muszą go oddać na czas, abym go jeszcze po swojemu wyprasowała.
Tylko co ja na siebie włożę… co ja na siebie włożę…?

[08.09.2016, Baigneux-Les-Juifs we Francji i 09.09.2016 Sabadell pod Barceloną, Katalonia, w Hiszpanii] 

2 komentarze:

  1. Bardzo dobrze podpatrzone i uchwycone rozmowy. Najwspanialsze wypowiedzi są w maglu, u fryzjera itp. To takie krzesełka autentycznych zwierzeń.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. A wiesz, ze tez chodziłam z babcia do magla? Lubiłam to, jakie rozmowy tam się odbywały! chyba od dziecka lubiłam podsłuchiwać dorosłych.
    Ciebie po śmierć posłać, toby ten chory długo żył - tak mówiła moja babcia, gdy z czymś marudziłam.

    OdpowiedzUsuń