ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 września 2016

W LOTARYNGII

W Saint Avoid pojawiam się o pierwszej w nocy, wyprzedzając czas jazdy zaplanowany przez nawigację o 50 minut. Trasa prowadziła mnie z Kraju Loary (Maine Loire), z miasteczka Maulevrier. Włóczyłem się początkowo niedaleko Cholet i pięknego, starego Saumur. Przejeżdżałem obrzeżami winnic wokół Angers, rodzących cenne grona dla wina d’Anjou i szczególnie smakowitego trunku o miodowym posmaku wytwarzanego z winogron rosnących w dolinie niewielkiej rzeki Layon.
Później, już o zmroku, jechałem drogami obok Chartres, dalej Evry i w końcu znalazłem się w Lotaryngii. Tam, przed niezwykle czystym jak na Francję Metzem, przejeżdżając wzdłuż lasu, napotkałem tuż przy drodze okazałego odyńca, który zapewne wybrał się na przeszukiwanie przydrożnych rowów w nadziei odnalezienia w nich jakichś smakołyków wyrzuconych przez okna samochodów. Sto metrów dalej rozpierzchło się po trasie stadko saren. Dzik z kolei zachował stoicki spokój, wystawiając na mnie tylną część swojego mięsistego ciała. Może to i lepiej, bo bezpośredni kontakt autka z tym zwierzęciem skończyłby się nieciekawie dla obojga.
Położyłem się spać o trzeciej… a co? … się pisało i obudziłem o ósmej, a tutaj, jak na całą Francję przystało, nie ma mowy o pracującej sobocie.
A problem jest, bo właściwie skończyło mi się jedzenie a i środki na karcie są na wyczerpaniu, bo kto mógł przypuszczać, że przedłużą mi kurs minimum o tydzień (jak dobrze pójdzie). Co z tego, że przed tygodniem informowałem spedytora, że pora wracać mi do domu… ale kto by się tam słuchał nietoperzy.
Z głodu umrzeć jeszcze nie zamierzam, więc samowolnie zadysponowałem dziewięcioma Euro z karty szefa. Tę gotówkę trzeba będzie oddać, tak czy tak, ale bez niej bym sobie nie poradził. Tylko że ja cholernie nie lubię zaciągać długów.
Niedaleko od firmy, w której wyładuję się w poniedziałek, natrafiłem na niezłe łącze internetowe. Zamieściłem kilka ostatnich tekstów i wreszcie zabrałem się za porządkowanie mojego google’owskiego dysku. Miałem się tym zająć po powrocie do kraju, ale skoro ma się internet po drodze, dlaczego by nie skorzystać, czas uprzedzając.
Już niedługo zamknę kawiarenkę na cztery spusty, otwierając ją na dzień, dwa, od wielkiego święta, by sprawdzić, czy administrator czegoś mi tam w niej nie poprzestawiał. W dalszym ciągu będę w niej pisał, ale pewnie głównie na dysku użyczonym mi przez pana Google, bo tęsknię za porządkiem we wpisywaniu swoich bzdurek, no i przy okazji porobię konieczne zmiany w moich dawniejszych tekstach, aby się „korektor” do czego przyczepić nie miał prawa.
Zjechałem z internetowego miejsca, kiedy na pobliskim parkingu zaczęło się robić tłoczno. Nie lubię nadużywać zaufania klientów McDonalda, którzy w takiej Francji zjeżdżają się tutaj przed jedenastą i trwają do dwudziestej trzeciej… a ja przecież nie korzystam z tej „fastfoodowej” kuchni, jeno z czcigodnego „wi-fi”.
Tak sobie umyśliłem, że jeśli się wyrobię, podjadę przed McDonalda jutro, w niedzielę, zaraz po ósmej - tłoku być nie powinno.
Tymczasem zjeżdżam pod zakład, gdzie trochę więcej ciszy i spokoju.

[24.09.2016, Saint Avoid w Lotaryngii, Francja]

1 komentarz:

  1. Nie wiem o co chodzi z tym zamykaniem na cztery spusty i jak się to robi. Dysk przeładowany, że trzeba pożyczać?
    Się nie należy pisać nocą, odpoczynek ważniejszy, wszak trudna i długa trasa jest męcząca i stresująca.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń