ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

18 listopada 2017

NAZYWANIE ŚWIATA II (2. CZAS)

Odwiedziłem go w jego mieszkaniu znajdującym się na pierwszym piętrze kamienicy zwróconej twarzą na park. Od samego początku zwrócił moją uwagę istotny, jak się okazało, szczegół. W pokoju, przy przyokiennym parapecie stał statyw z przytwierdzonym do niego aparatem fotograficznym ze sporym obiektywem.
- Jesteś miłośnikiem przyrody? - zapytałem, bo pierwsze skojarzenie, jakiemu uległem wpatrując się w to zainstalowane przy oknie urządzenie było takie, że Maciek wykonuje zdjęcia ptakom, może wiewiórkom w parku, który sąsiadował z jego kamienicą.
- Przyrody także, ale jeszcze bardziej interesuje mnie czas.
- Chcesz mi powiedzieć, że fotografujesz czas? - zapytałem niemal sfrustrowany swoim zadziwieniem.
- Tak. Dzisiaj mija dwieście drugi dzień, od kiedy fotografuję ten dąb - pociągnął mnie za rękę do okna, pokazał to drzewo - fragment alejki, tę połać zieleni. Każde ze zdjęć wykonuję punktualnie o dziewiątej rano.
- Ciekawe. Dlaczego?
- Chcę uchwycić czas. Pragnę przedstawić wybrane miejsce w jednakowych odstępach czasu, dzień po dniu, aby zaobserwować zachodzące w naturze zmiany.
- Nie zdołasz przecież zanotować wzrostu tego dębu, na który kierujesz obiektyw aparatu - stwierdziłem.
- Nie zdołam, ale na przykład zaobserwuję to, co robi czas z kępką stokrotek, które rosną nieopodal drzewa, blisko ławki.
- Rozrastają się?
- Tak. Z pewnością.
- To takie ważne dla ciebie?
- Wiesz, kiedy skończę ten eksperyment - wskazał ręką na fotel, abym na nim usiadł - przez cały rok będę portretował siebie… dzień po dniu, w takiej samej pozie, przy oknie w fotelu, na którym ty teraz siedzisz. Ciekaw jestem, co zrobi ze mnie czas.
- Może posiwiejesz? Urośnie ci broda, włosy…
- Urosną. W każdym dniu przez ten czas będę innym człowiekiem.
Odwiedziłem go jeszcze parę razy w czasie trwania tego eksperymentu z drzewem i już po jego zakończeniu. Cała ściana jego pokoju wytapetowana była zdjęciami - dzień po dniu, tydzień po tygodniu. 
Tak jak to sobie obiecał, zaczął eksperymentować z własnym portretem. Po dwóch miesiącach stan jego zdrowia na tyle się pogorszył, że prawie go nie poznawałem. Nikł w oczach, a jego siwiejąca broda stawała się coraz bardziej postrzępiona; twarz bladła z każdym dniem, a na czole pojawiły się nagle bruzdy zmarszczek. Jego podkrążone oczy nie tylko traciły wyrazistość i stawały się mętne, ale pogrążały się w pogłębiającej się zapadni oczodołów. W siedemdziesiątym trzecim dniu nie wytrwał w pozycji, w jakiej się fotografował, a dwa dni później czas pochwycił go w objęcia i już go nie oddał.

(pisane w Seclin, Nord we Francji, w dniu 17.11.2017 r.)

4 komentarze:

  1. Pięknie opowiedziane...jakby podejrzewał, ale jednak miał nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... i dlatego "Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą..."... i on się spieszył, i ja, i wciąż ta nadzieja nas trzyma...

      Usuń
  2. Zachwyciłam się wzruszającym eksperymentem.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak... perpetum mobile zatrzymywać czas, czy kiedykolwiek się to uda?

      Usuń