ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 listopada 2017

TRANSPODRÓŻ (9)

TRANSPODRÓŻ (9) 
Dowiedziałem się, że jutro około ósmej rano wyruszam w najdłuższą swoja trasę do Vigo w Hiszpanii - jakieś 2200 kilometrów. Późnym wieczorem podjadę do Northants na zachód od Londynu. To jakieś 160 kilometrów.
strumień 7
(na autostradzie A12 w pobliżu Gerdetland w Holandii, w dniu 04.11.2017)
[W Holandii, jadąc lokalnymi drogami, zwróciłem uwagę na kilka, jak sądzę, elementów różniących ten kraj od innych.
- domki we wsiach niziutkie, ceglane, o kolorze elewacji buro-brązowej, ze stromymi dachami, szarą dachówką lub imitacją darni, z dużymi i wysokimi, niewspółmiernie obszernymi w porównaniu z wielkością budynku oknami;
- w tych oknach, zasłoniętych od góry do połowy ich wysokości roletami, na parapetach kwiaty, kwiaty i jeszcze raz kwiaty; w donicach, wazach, glinianych naczyniach;
- obejścia gospodarskie rzadko ogrodzone są drewnianymi czy betonowymi plotami, parkanami albo siatką. Role ogrodzenia pełnią niskie żywopłoty. Jeżeli już zastosowano „sztuczne” ogrodzenie, to z tego powodu, że na terenie obejścia pasą się krowy lub owce.]
strumień 9.
(na promie Calais - Dover w dniu 06. listopada 2017 r.)
[Czytana świetna powieść G.G. Marqueza „Generał w labiryncie” nasunęła mi pomysł do napisania dosyć zawiłego tekstu o schyłku władzy pewnego ważnego dygnitarza. Idea tego dłuższego w zamyśle opowiadania żyła we mnie przez długi czas, ale dojrzała chyba właśnie teraz, choć wielkim nietaktem jest już nawet sam zamysł powstania tej opowieści wobec znakomitej prozy Marqueza.
W Calais, przed wjazdem na prom pisałem drugą część „Siostrzyczki”. Będzie i trzecia (może czwarta) z zaskakującym finałem lub, jak kto woli, niespodziewanym, dłuższym zakończeniem. Cierpliwości.]
strumień 11.
(w dniu 06.listopada 2017, Billericay, Essex w Anglii)
[Już mglisty poranek. Pobudce towarzyszyły minus trzy stopnie. Teraz, przed dziesiąta jest zero.
Jestem skarbnicą snów. Ten ostatni szczególnie zabawny.
Jakieś nieokreślone miejsce w Europie. Zawody kolarskie. Wdziewam na siebie ciemnobłękitną koszulkę reprezentacji Włoch. Mknę szybko towarzysząc włoskim kolarzom - to drużynowa jazda na czas. Docieramy do mety na drugim miejscu, wyprzedzeni jedynie przez ekipę z Australii, a polski team plasuje się na piątej pozycji.
Po przebudzeniu analizuję wszystkie fakty, zastanawiając się nad tym, czy może rzeczywiście nie brałem przypadkiem udziału w tych zawodach.
Paradoksalnie ostatnimi czasy nie myślałem: ani o rowerze, ani o kolarstwie, ani o jakichkolwiek zawodach, ani o Włoszech. Skąd się zatem wzięła ta, sympatyczna skądinąd, mara?
Przydałby się dyrektor małego teatru ze sztuki Szaniawskiego. Może on poradziłby sobie z rozpoznaniem przyczyny zjawiska, które dostarczyło mi tyle emocji.] 

[w dniu 06.listopada 2017, Billericay, Essex w Anglii]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz