CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

12 listopada 2017

TRANSPODRÓŻ (14)

strumień 16.
13.30. Nareszcie się wypogadza. Trzy doby pada deszcz. Nad ranem powiał mocniejszy wiatr i rozpędził chmury. Nie wszystkie. Mocniejszy wiatr wcale nie oznacza, że do końca dnia nie będzie padało.
Przycupnąwszy w samym kąciku na parkingu obok „Buffalo Grilla” przez ten deszcz prawie wcale nie wychodziłem z samochodu. W końcu musiałem się ogolić. Lżej.
Wczoraj najazd amatorów pieczystego, sałatek i hamburgerów zaczął się po osiemnastej; dzisiaj już przed południem. Francuzi lubią jadać poza domem. Zastanawiam się, czy ta zachodnioeuropejska moda zagościła już na stałe i to w tak wielkiej skali u nas, w kraju. Nie mam wiedzy na ten temat, bo zazwyczaj, a właściwie zawsze spożywam posiłki w domu. Jeśli już, to wyjdę gdzieś na ciasteczka, lody albo kawę.
W podróży (prywatnej) bywa różnie. Pałaszuję coś na stacji paliw lub przynajmniej wypijam kawę. 
Tak sobie pomyślałem, że to niezwykłe być pewnego dnia w jednym miejscu, aby drugiego pojawić się w innym, odległym o tysiąc albo tysiąc osiemset kilometrów, a przecież nie podróżuję samolotem.
W Polsce było wczoraj święto niepodległości.
Ponoć, zdaniem prezesa, jesteśmy jedynym zdrowym narodem w Europie, bo reszta Kontynentu choruje. Tak może myśleć ignorant, człowiek z zahamowaniami, które stara się zagłuszyć przemówieniami wygłaszanymi w otoczeniu wiernych jak psy pretorian.
Współczuję Kaczyńskiemu jego samotności i wyobcowania, jego małostkowości i maniakalnej wizji świata, który go przerasta.
Ale Pan Bóg ukochał również takich maluczkich ludzi.
Wciąż pada. Burza z gradem.

[pisane w Botans koło Montbeliard we Francji, w dniu 12. listopada 2017 roku]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz