Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

31 maja 2024

ODKURZONE - OGRÓD

 

    W moim ogrodzie poszczególne alejki miały nazwy dziewiętnastowiecznych pisarzy. Płot rozdzielający ogród od drogi odgrywał rolę kolejowego wagonu. Wymiana barterowa pomiędzy ogrodami: moim i sąsiada dotyczyła głównie malin, truskawek, agrestu i pomidorów. Pomidory w moim ogrodzie podlewane były cieczą będącą mieszaniną wody, obornika. „krowich placków” oraz roztartej na drobno próchnicy wierzbowej. Dziadek „podkurzał” pszczoły i był odporny na ukąszenia. Miód był lepki, słodki, lejący się i ciepły, a jego smak przewyższał smakiem wszystkie miody świata. W pobliżu ogrodu, na alejce, znajdowało się ustrojstwo, którego nazwy nie pamiętam. Wyglądało to tak: wbita w ziemię i zapewne zalana cementem szyna; przyspawana do niej, również z szyny kolejowej zrobiona poprzeczka – przypominało to niesymetryczny krzyż; do poprzeczki po obu stronach tej pionowej, zawieszono prostokątny kawał grubej blachy (staliwa?) i mniejszą, wąskotorową szynę nie więcej niż półmetrowej wielkości; z poprzeczki zwisała też na łańcuchu żelazna pałka. Z ustrojstwa korzystano w dwu przypadkach: podczas pożaru lub innego nieszczęścia oraz w czasie rojenia się pszczół. Z drzew w ogrodzie rosły głównie jabłonie – renety i kosztele. Należały one do dziadka; babki domeną były warzywa, a ja uprawiałem truskawki.

    Pewnego roku przyszła „zła”, ruda woda z pokaźną domieszką słodu. Ogród podupadał na zdrowiu z każdym rokiem. Wcześniej zmarła babka. Rozlany z woreczka żółciowego płyn skaził organizm. Dziadek zmarł kilka lat później pozostawiając ogród mnie i ojcu. Pszczoły wyroiły się i odleciały. Miód przestał istnieć a ogród cierpiał, gdyż mój ojciec prawdopodobnie nie miał tak wielkiego serca do uprawy warzyw i owoców. Musiał tęsknić za dziadkiem.

To było dawniej.

    Mój obecny ogród znajduje się w zupełnie innym miejscu. Istniał jeszcze w zeszłym roku. W obecnym trafił go szlag. Pozostały na nim zioła i bezkrólewie roślin mniej lub bardziej zbędnych. O ile poprzedni ogród zamierał stopniowo, ten zaczął cierpieć na nieuleczalną chorobę zapomnienia. I ja straciłem serce. Tyle niepotrzebnej pracy, nie tylko w ogrodzie. Każdego dnia obserwuję ten upadek. Czuje się wtedy tak, jakbym patrzył w lustro. Nie poznaję siebie. Nie poznaję ogrodu. Życie przechodzi obok. Może już przeszło i nie ma co się łudzić, że powróci. Czasami jednak w chwili nieuzasadnionego optymizmu, myślę, że chciałbym mieć jeszcze trzeci ogród i nie chodzi mi o ten rajski. Do raju zgubiłem klucz. A zresztą, kto mnie tam wpuści bez listu referencyjnego. Chciałbym jeszcze dożyć do tego trzeciego ogrodu. Nie musiałby być tak piękny jak pierwszy i tak zmuszający do pracy jak ten drugi. Wystarczy kilkadziesiąt metrów kwadratowych, za to w trzecim wymiarze sięgnąłby nieba. Jeśli nie dożyję, to trudno. Oby pamięć została ze mną do końca.


[31.05.2024, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz