5.
Piszę te słowa w pamiętniku, bo jakoś nie zdołałam porozmawiać z tobą telefonicznie, a próbowałem się połączyć wielokroć, bezskutecznie. Dopiero przy kolacji, pierwszej kolacji w nowym miejscu, spóźnionej, bo pensjonariusze stawili się (całe szczęście, że powiadomili gospodynię) dopiero po dwudziestej pierwszej. Ja wprawdzie mogłem zjeść wcześniej, ale wolałem zaczekać na wszystkich, gdyż właścicielka pensjonatu pani Krystyna oraz jej intrygująca córka Zosia miały mnie zapoznać z pozostałymi wczasowiczami, którzy stawili się w „Wiktorii” wcześniej ode mnie. Wypiłem zatem kawę na dole z tymi uroczymi paniami i czekałem na powrót towarzystwa. A powód ich tak długiej tego dnia nieobecności był zrozumiały: otóż w miasteczku odbył się koncert, który traktowano jako uroczystość rozpoczynającą nowy sezon wczasowy. Ale wróćmy do tej nieodbytej rozmowy telefonicznej. Któryś z panów już po tym, jak zjedliśmy kolację, dał mi do zrozumienia, że ośrodek pani Krystyny jest, i słusznie, swoistą oazą spokoju, gdyż jedynie w jadalni na dole, zwanej też świetlicą, jest zasięg telefoniczny, i będzie tak do czasu, kiedy nie skończy się budowa masztu w pobliżu przystani żeglarskiej. Oto dlaczego nie mogłem się połączyć z tobą, a że było już grubo po dwudziestej drugiej, nie chciałem cię niepokoić swoim telefonem o tej porze. Zadzwonię jutro, jeśli pozwolisz…
Zastanowił się nad tym ostatnim sformułowaniem. Dlaczego o tym pisze? Mógłby to przecież zawrzeć w rozmowie z Olkiem, więc po co to robi?
… No tak, właśnie pomyślałem w jakim celu piszę o tym, co i tak ode mnie usłyszysz. Myślę, że słowo pisane jest dla mnie ważne… zawsze było.
Zapoznałem się dzisiaj w trzema parami, które dwa lub trzy dni wcześniej zawitały do pensjonatu „Wiktoria”. Jedna para to małżeństwo w sile wieku, na emeryturze tak jak ja. Oni przyjeżdżają do Rustowa co rok. Dowiedziałem się, że spacerują po lesie, czasami wypływają dla przyjemności takim cumującym na przystani stateczkiem. Podróżują nim do Borowa Zdroju usytuowanego po drugiej stronie jeziora. Bywają też w miasteczku, chodzą do kina, uważając, że właśnie podczas wakacji warto iść do kina, gdyż oferta kinowa jest wtedy najciekawsza. Sympatyczni bardzo. Grają z sobą w karty, chcieliby pograć w brydża, więc czekają na swoich rówieśników, którzy zamówili się na przyszły tydzień w pensjonacie.
Druga para nie jest małżeństwem. Są to ludzie lubiący aktywnie spędzać czas. Już się kąpali w jeziorze, choć woda jeszcze zimna i dopiero od przyszłego tygodnia zapowiadają ogromne upały. Wydaje mi się, że kobieta jest wdową, a on, Roman (ten właśnie mężczyzna wyjaśnił mi, że rozmowy telefoniczne można przeprowadzać w świetlicy albo po prostu iść do miasta) kawalerem. Oboje są młodsi ode mnie, przyjechali na cały miesiąc, rozmowni i wydaje się, że można się z nimi zaprzyjaźnić. Są jeszcze dwie osoby, które poznałem: kobieta przed czterdziestką, ładna szatynka ubierająca się modnie, lecz dosyć ekstrawagancko, tak jakby chciała koniecznie zwrócić na siebie uwagę (wcale się nie dziwię). Pani Zofia dyskretnie dała mi do zrozumienia, że pani Ida wybiera się corocznie w to miejsce, aby odnaleźć bratnią duszę. Była zresztą w „Wiktorii” w zeszłym roku i ponoć zawróciła w głowie jednemu z turystów stołujących się w innym hoteliku, a że przyjechał do Rustowa z żoną, sprawy pewnej zażyłości pani Idy i owego mężczyzny omal nie zakończyły się wielką kłótnią pomiędzy małżonkami. Wtedy pani Ida na szczęście znalazła sobie innego adoratora, tym razem wolnego stanu, z którym podobno umówiła się na tegoroczne wakacje, lecz ów pan jeszcze nie przyjechał. Jest też w pensjonacie młode małżeństwo z parką dzieci, chłopcem i dziewczynką; widać że to bliźnięta, miłe i dobrze wychowane. Ta rodzinka zajmuje największy pokój. Pani Zofia mówi, że byli tu przed dwoma laty - w zeszłym roku nie mogli skorzystać z wakacji, bo ciężko zachorowała matka mężczyzny, zachorowała i umarła jeszcze w lipcu, więc przyjechać nie mogli; solennie obiecali dzieciom, że za rok przyjadą i oto są.
I dobrze, że są, lecz jeszcze lepiej byłoby, gdybyś i ty był tutaj, ze mną. Nareszcie byś się rozerwał, a chodzi mi też o to, że, Olku, ja tu, teraz i wcześniej zawsze o sobie gadam, i piszę do tej szuflady, tak jakbym ja był pępkiem świata. A jeśli chodzi o Katarzynę, to znowu ty mi pomagasz, radzisz, dobrze radzisz, i cały czas to ja jestem obiektem zainteresowania. A tak, przyjechałbyś tu do mnie; gospodyni jakoś by nas ulokowała. Pobylibyśmy cały miesiąc razem, a może i dłużej… może wtedy zapomniałbyś o swoich bólach…
Przepraszam, obiecałem o tym nie mówić i nie pisać.
[26.05.2024, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz