CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

13 listopada 2017

TRANSPODRÓŻ (17) SZKIC - PIERWSZY FRAGMENT

strumień 19.
Inaczej niż gdybym wstał tam, przed szóstą.
Wydarłyby się na mnie auta, śmieciarka, Bóg z nią, szanuję pracę śmieciarzy, rozhuśtałaby plastykowy pojemnik i - ryms - hałaśliwa zawartość rzuca się z łoskotem w otwartą gardziel kontenera na kółkach.
Inaczej.
Wstałbym. Łazienka, powrót do spoconego łóżka, wzrok na zegarek, na którego tarczy tak się ułożyły fosforyzujące wskazówki, że przyspieszyły czas pobudki. Najcieńszej pozostało jeszcze sześćdziesiąt okrążeń do mety.
A zatem papieros (pięć okrążeń), potem kołdra na głowę niezdarnie tłumiąca odgłos puszczonej ciurkiem wody w klozecie na pierwszy piętrze nade mną.
Zgryzota poranka. Niedospanie.
Mów, co chcesz - wyruszam w drogę. Dokąd? Sam nie wiem.
Tutaj jest inaczej pomimo piątej piętnaście.
Już drepcze w kuchni. Podpaliłaby gaz, ale nie, wyprosiła, abym przyniósł wiązkę polan i kubełek węgla. Słyszę trzask łamanych gałązek; później syczenie pierwszego płomyka; ten jeszcze nieśmiały, chłodny, oszczędnie rozdający światło wnętrzu paleniska, wreszcie nabiera rozpędu, łaskocze języczkiem ognia żywiczny, nieostrugany z kory drewniany pręt. Świetlne zajączki błyskają gderliwie w szczelinie pomiędzy progiem a dolną krawędzią drzwi do kuchni.
Rujnuje pogrzebaczem ułożona w palenisku stertę, zasuwa fajerki; zapewne trzyma teraz nad żeliwnym blatem kuchni węglowej rozwarte dłonie, aby poczuć niegroźny oddech ciepła. Kiedy go poczuje, sięga owiniętą w skrawek gazety dłonią po trzy-cztery węgle; lewą ręką uzbrojoną w pogrzebacz odchyla fajerki i wrzuca do wnętrza nieforemne kości czarnego jak smoła pokarmu, aby nasycić nim zionącego już wysokim, migotliwym ogniem smoka. 
(…)  

[pisane w Botans koło Montbeliard we Francji, w dniu 13. listopada 2017 roku]

12 komentarzy:

  1. Wspomnienia o kuchni węglowej, pogrzebaczu, fajerce, węglu ... to też moje dzieciństwo.
    Pięknie ... i tak zwyczajnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam kuchnię z fajerkami i jej z przyjemnością używam. Zimą można wybrać fajerki, wstawić żeliwny kociołek i zrobić pieczonki.
      Pycha :)

      Usuń
    2. ... miło jest mieć tak piękne wspomnienia, dotyczące tego cennego, ciepło dającego przedmiotu. Na mnie na brzeżku takiej kuchni czekało w ceramicznym kubku kakao, które wypijałem bezpośrednio po powrocie z podstawowej szkoły jako mały brzdąc... pozdrawiam

      Usuń
  2. Byłam, przeczytałam, mądrego komentarza nie wymyśliłam. Pozdrawiam jednak niezmiennie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... no i wyszedł z tego piękny komentarz... pozdrawiam

      Usuń
  3. Przyznam, że w rodzinnym domu nie pozwalali mi rozpalać, natomiast wrzucać węgiel od góry po zdjęciu fajerek już tak. Potem był blok i gaz, więc nie było potrzeby. Kto ma kominek, ten musi umieć rozpalać.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a moją domeną było rozpalanie w tzw. "kozie"; ojciec z kolei był specjalistą od "uruchamiania" ognia w wielkim piecu kaflowym... pozdrawiam

      Usuń
  4. Klik dobry:)
    Sporo mam zległości w Kawiarence. Zasiadam więc, by poczytać.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... a wynika to z tego, że u mnie szybkość pisania i liczebność tekstów niemal dorównuje prędkości z jaka rozchodzą się moje mysli, a zatem nie dziwota, że nie nadążasz :-) pozdrawiam

      Usuń
    2. Choć nie nadążam z czytaniem i komentowaniem, to muszę powiedzieć, że kiedy już zasiądę z kawusią, to oderwać się nie mogę. Twoja Kawiarenka zawsze taka była.

      Usuń
  5. Gdy spędzałam ferie zimowe u babci, zawsze obserwowałam jej zmagania z piecem kaflowym i piecem w kuchni, lubiłam przesuwać pogrzebaczem rozżarzone węgle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... ja już nie mam gdzie tego podziwiać, a szkoda... pozdrawiam

      Usuń