CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

05 grudnia 2022

KAWIARENKA - ROZDZIAŁ 67. STARUSZEK ODSZEDŁ

 

Jan Steen (1626 - 1679), „Wiejska szkoła” – ok. 1670


ROZDZIAŁ 67. STARUSZEK ODSZEDŁ

(w którym dowiemy się o staruszku, dzięki któremu poznano miejsca, w których dowiercono się do wód termalnych; będzie też mowa o prawnuczce starszego pana, nauczycielce, która może mieć problemy z pracą)

- Nic już nie mogłem dla niego zrobić - westchnął doktor Koteńko. - Było już za późno na  pobudzenie akcji serca. 

- No cóż, przyjacielu. Miał swoje lata. Dziewięćdziesiąt trzy pisało na klepsydrze - powiedział pan radca Krach.

- To był bardzo dobry i szanowany człowiek.

- Mnie to mówisz, przyjacielu? Toż przecież on właśnie opowiedział nam o tych termalnych wodach, które sączą się pod Ciżemkami. On był ojcem chrzestnym przedsięwzięcia - tłumaczył nie bez wzruszenia radca Krach.

- Pamiętam, pamiętam.

- Nie dawniej jak przed miesiącem, jak zaczęli stawiać fundament pod pensjonat, Wołodia z Anną pojechali po dziadka, aby pierwszy postawił łopatę w miejscu, gdzie wytyczono prace. A jakże, przyjechał i wydawał się być w jak najlepszym stanie. Wołodia powiedział mu, że pierwszy pokój, jaki do użytku oddadzą będzie właśnie dla niego, tak powiedział. Kto by się spodziewał….

W kawiarence nastrój niejakiej zadumy udzielił się każdemu, zwłaszcza w chwili, kiedy weszli w czerni Alina, prawnuczka zmarłego z córeczką i Anna z  Wołodią.

Alina mieszkająca z dziadkiem do ostatnich chwil życia była przy nim. Zobaczyła go rankiem leżącego bez ruchu na łóżku i chociaż nie dawał znaku życia, zadzwoniła po karetkę. Traf chciał, że tego dnia właśnie doktor Koteńko miał dyżur w pogotowiu. Jedyne, co mógł zrobić, to złożyć kondolencje.

- Doktorze kochany - ciągnął pan radca - to oczywiście jest bez sensu, gdy powiem, że czuję się w jakiś sposób odpowiedzialny za śmierć tego staruszka.

- Co też pan mówi, panie radco - oburzył się pan doktor.

- Bo widzi pan, to wygląda tak, jakbyśmy wykorzystali wiedzę tego człowieka do zaspokojenia własnych potrzeb, a on…

- Panie radco, proszę tak nie mówić. Taki pensjonat uzdrowiskowy przyda się ludziom. Sam pan mi przecież opowiadał, że nie chodzi tu tylko o ciepłe źródła ale i lecznicze. Myślę, że staruszek cieszył się z tego przedsięwzięcia, świadom tego, że cząstkę swojej pracy już w nie włożył.

- Może i ma pan rację panie doktorze, tym niemniej nie czuję się z tym dobrze.

- Ze śmiercią każdego człowieka trudno się pogodzić. Wiem coś o tym.

- Myślę, przyjacielu - ciągnął pan radca - że powinienem się zaopiekować tą wnuczką, Aliną. Jest nauczycielką w wiejskiej szkółce, a słuchy chodzą, że wkrótce ją zamkną… dzieci coraz mniej.

- Tak, to przykre - potwierdził doktor Koteńko. - Podobno sama z dzieckiem została. Dziewczynka chyba do drugiej klasy chodzi. Mieszkali z dziadkiem a reszta rodziny porozjeżdżała się po świecie.

- Właśnie dlatego o tym mówię. Mnie trudno poruszać ten temat bezpośrednio z Aliną po tym, co się stało, ale porozmawiałem z Anną. Wie pan, kobieta z kobietą to zawsze inaczej…. Jak by nie było, trzeba kobiecie pomóc. Rozmawiałem z wójtem i on niby mówi, że nauczyciele pracy nie stracą, że przeniosą ich z dziećmi do większej placówki, ale ja nie bardzo w to wierzę, że wystarczy jej godzin na etat. W mieście pewnie by się jakieś wolne miejsce znalazło.

- Mogę porozmawiać z żoną. Ona, chociaż na emeryturze, zna przecież dyrektorów podstawówek i gimnazjum - wyrzekł pan doktor.

- A ja wstąpię do burmistrza. Ostatnimi czasy wydaje się bardziej wrażliwy na różne sprawy.

- A ta Alina wie przynajmniej, że w jej sprawie będziemy głos zabierać? - zainteresował się pan Koteńko.

- Jeśli nie wie, to wkrótce się dowie - skwitował zwięźle radca Krach.

- A co będzie, jeśli pani Alina, załóżmy, że sprawa ułoży się po naszej wspólnej myśli, nie zechce przyjechać do miasteczka i pracować tutaj w miejskiej szkole? - wyraził kolejną wątpliwość pan doktor.

- Przyjacielu, a znajdź mi takiego, kto nie chciałby w naszym miasteczku zamieszkać - zripostował pan radca, a przez jego oblicze spłynęła wątła, bo wątła, ale jednak strużka uśmiechu.

Kawa kolumbijska, choć parzona wyśmienicie i gustownie, ze śliwkowym ciasteczkiem dla poprawy słodkości podana, jakoś tego wieczoru mniej obu panom smakowała, choć ostatni jej łyk znów zasmakował wybornie.


[pomysł z dnia 11.09.2016 w Sabadell pod Barceloną, Katalonia, w Hiszpanii]


[05.12.2022, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz