[…]
Porzuciłem Maskę Uśmiechu. Jakaś nieprzystająca do mnie, tu mnie ciągnie, tam drapie. Musi, że potrzebuję zgolić czterodniowy zarost z obu policzków, może to on powoduje szorstkość, niedopasowanie i niemożność przyzwyczajenia się zwłaszcza w okolicach warg, także oczu. Przystąpiłem zatem do usuwania zarostu starożytną żyletką, której ostrość zapewnia ułożenie jej pod czterospadzistą kopułą piramidy. Stawiam podręczne lusterko na wewnętrznym parapecie okna, aby zaczerpnąć do swego odbicia odrobinę grudniowego światła. Robi się coraz jaśniej. Za oknem śnieg drobnymi płatkami maluje na biało podwórze, kikuty gałęzi dwóch drzew, samochody, nawet ulicę. Przejaśniało, a ja przesuwam po policzkach, po podbródku ostry cienki przedmiot, ujęty w dwie łapy skręcanego aluminiowego urządzenia, tę starożytną żyletkę, który się już nie produkuje. Siwe kiełki nikną po każdej przejażdżce po nich nożem. Jeszcze chwila i pozbędę się kłopotliwego zarostu, i ubędzie mi parę lat życia, za moment zleję twarz jakimś pachnidłem, wklepię w policzki, ale też w szyję, czoło i podbródek bielutki i orzeźwiający nawilżający krem.
Za oknem biel kosmiczna, kredowa, wapienna jak wysokie brzegi wybrzeża w okolicach Dover.
Pamiętasz tę moją opowieść o śniegu? Tak, to była ta przedwigilijna opowieść, którą potem mieliśmy przenieść na deski Teatru Rzeczywistości albo nakręcić film, albo po prostu napisać opowiadanie o tym jak spoglądam z okna pensjonatu na śnieżną zamieć, przez która przedziera się grupa dzieci z pobliskiego Domu Dla Sierot i Innych Niepotrzebnych Dzieci. Ci młodsi nasi bracia i siostry unurzani po kolana w sypkim śniegu prowadzeni są przez opiekunkę, kobietę poniżej trzydziestki, grubo poniżej; docierają po niewidocznych, zasłanych śniegiem schodach pod sam próg pensjonatu; kobieta uderza w dębowe drzwi kołatką, uderza pięściami, dzieciaki zaczynają wrzeszczeć, nikt nie otwiera, i wtedy ja wydostaję się ze swego pokoju na poddaszu, zbiegam na dół, i co widzę? Portier zasnął najwidoczniej znużony czytaniem powieści kryminalnej, krzyczę na niego tak głośno, jak kapral służbista na kompanii ogłaszający pobudkę lub caprztyk, otwieraj, krzyczę, ten budzi się wystraszony, pewnie myśli, że śni mu się atrakcyjna fabuła kryminału i podąża za jakimś przestępcą; nareszcie podnosi się, staje przede mną na baczność, podchodzi do frontowych drzwi i przekręca w zamku w lewo wielki, staromodny klucz.
Młode, oszronione i osypane białym puchem towarzystwo rozbiega się po holu, jest już mniej hałaśliwe, raczej zaciekawione schludnym, utrzymanym w klimacie fin de siècle pomieszczeniem, którego nigdy wcześniej nie widziało na oczy, gdyż przywykło do banalnych, niewyszukanych powierzchni pokojów swego Domu Dla Sierot i Innych Niepotrzebnych Dzieci. W pewnym momencie niespodziewanie rozlega się głos spikerki radiowej zapowiadającej prognozę pogody:
- Dzisiejszej nocy w centralnych obszarach kraju spadnie ponad pół metra śniegu.
Pamiętasz, opowiadałem ci…
A tak w ogóle, to co u ciebie słychać, bo u mnie, no wiesz przecież, że na uroczystej rocznicy nikt się nie pojawił. Czy cierpię z tego powodu? Przecież, że się nie cieszę, a cierpię jednak niewiele, bo spodziewałem się tego zapomnienia. Ciebie oczywiście rozgrzeszam, gdzieżbym miał do ciebie pretensje? Tam musi być bardzo zimno, zwłaszcza o tej porze, prawda? Co? Grzeją? Paleniska rozgrzane do czerwoności, z kotłów ulewa się krochmalowa woda, znaczy się teraz jest wielkie pranie? Masz moje słowo, że jeśli tylko nadarzy się okazja, pomogę ci w praniu, a mogę też wyprasować to, co jest do wyprasowania.
[…]
[10.12.2022, Toruń]
Pomyślałam sobie Andrzeju ze każdy człowiek jest samotny.... nawet jak przebywa wśród najbliższych. Bo samotność to stan umysłu...
OdpowiedzUsuń