ROZDZIAŁ 90 – WĄSKOTORÓWKA
[w którym dowiemy się o pierwszej od lat wielu przejażdżce koleją wąskotorową]
Tak i dyrektor cukrowni Gaworzewski oraz trzech jego fabrycznych kompanów dopięli swego dzieła - wąskotorowa kolejka ruszyła, w piękną sobotę, tuż po Dniu Dziecka, co o tyle istotne, że w pierwszą podróż, prócz mocodawców imprezy zabrano dzieciarnię, a że i doroślejsi obywatele miasteczka i okolic chcieli również spróbować prześwietnego wojażu, toteż puszczono ciuchcię tego dnia po raz drugi, aby uczynić zadość pragnieniom chętnej nowych wrażeń gawiedzi.
O dziwo, pośród pasażerów nie zabrakło obywatelek i obywateli w bardzo słusznym wieku (pomiędzy nimi byli słuchacze uniwersytetu trzeciego wieku), którzy bardzo dawne czasy pamiętali, kiedy to tą nieszeroką koleją podróżowano regularnie między Różanowem a powiatowym miastem, a kolejka aż czterokrotnie przystawała, zanim dobyła celu w znaczącym podówczas i dzisiaj mieście.
Tym razem aż tak długa podróż kolejce pana Gaworzewskiego nie była sądzona, ale i tak cieszono się niekrótką a powolną jazdą przy koniecznych śpiewach syren ciuchci przed każdym skrzyżowaniem z drogą, albo i z ludźmi, których mijała po drodze - uciechy było co niemiara.
Początek podróży następował na cukrowniczym dworcu w Dobroniu (tam zagrała orkiestra dęta z Różanowa), następnie odbyto trzykilometrową drogę do Podlesia (tam kilka osób, zwłaszcza dzieci wsiadło do wagonów), dalej ciuchcia po dwukilometrowym sapaniu osiągnęła nasze miasteczko - Różanów, połykając we wnętrzu obu pasażerskich wagonów dzieciarnię w liczbach hurtowych. Kolejny przystanek, po pięciokilometrowej podróży miał miejsce w lesie niedaleko leśniczówki, gdzie na prowizorycznym jeszcze peronie kawiarenkowe towarzystwo zorganizowało bufet, tak że nie sposób było go przegapić i w końcu przecinając od północy las, i pokonując na szczęście w pełni sprawny most na rzeczce Mętnicy, ciuchcia stanęła na dawnej rozjezdni w Lipcach, gdzie ukończono tę piętnastokilometrową przejażdżkę. Tutaj, u celu podróży, w Lipcach, tamtejsi parafianie, nie chcąc być gorszymi od kawiarenkowego bractwa, poczęstowali dzieciska smakołykami, ale nade wszystko zorganizowali najmłodszym rozmaite gry i zabawy, aby niedorostki mogły swoje mikre kostki i mięśnie rozprostować. Tymczasem ciuchcia prowadzona przez fachowego kolejarza została wraz z wagonikiem węglowym przestawiona na koniec składu, aby móc ciągnąć dwuwagonowy skład z powrotem.
Kawiarenkowi biesiadnicy użyli podróży ciuchcią za następnym obrotem, a pan radca Krach, który oprócz redaktora Pokorskiego najlepiej był poinformowany (jak zwykle zresztą w wielu pozostałych materiach) o wąskotorowym przedsięwzięciu pana dyrektora Gaworzewskiego, nie potrafił wyjść z zachwytu już to nad samą podróżą, którą odbył w towarzystwie żony Jadzi, córki Anny z mężem Wołodią oraz z matką Wołodii, pozostającej wciąż (i oby na stałe) w Ciżemkach, już to z uwagi na fakt, iż zarówno sama ciuchcia, jak i też pasażerskie wagony przedstawiały sobą wrażenie, jakby dopiero co wyszły z fabrycznych hal; do takiej to postaci doprowadziły te komunikacyjne perełki wrażliwe robotnicze dłonie. Pan radca Krach przemyśliwał przy tej okazji nad tym, czy nie udałoby się przy pomocy pana burmistrza właścicielom tych zdolnych robociarskich dłoni wręczyć jakowejś społecznej, finansowej nagrody za ich przemieniony z pasji trud, za te miesiące i lata pracy włożonej w przedsięwzięcie nie tak znowu pospolite w dzisiejszych czasach.
A pan dyrektor Gaworzewski, bez którego dowództwa plan kolejowej trasy nie mógłby się powieść, gdy przysiadł się podczas jazdy do rodziny Krachów, roztoczył przed panem radcą przemiłe perspektywy wykorzystania wąskotorówki także do transportu buraków oraz innych towarów, jakie można by przewozić pomiędzy miasteczkiem a wsiami i fabryką, a jeśli dałoby się w to przedsięwzięcie wciągnąć samego pana starostę, to byłaby szansa na pociągnięcie kolejowej trasy dalej (istnieje wciąż jeszcze torowisko), aż do powiatu, jak niegdyś. I w ten sposób wąskotorowa kolejka, umiejętnie zarządzana, stałaby się na powrót ważnym dla miasteczka i całkiem dalekich okolic elementem komunikacyjno-transportowego organizmu, który odciążyłby lokalne drogi, przewoziłby ludzi do pracy, uczniów do szkół, a wakacyjną porą uatrakcyjniłby całą okolicę przybyszom szukającym niepospolitych wrażeń.
Pan radca Krach, czemu dziwić się nie wypada, przyklasnął zamiarom pana dyrektora, a nawet obiecał, że szepnie kilka słów komu potrzeba, aby ów szczytny zamiar na panewce się nie przypalił.
[pisane w 04.06.2017, Woking, Surrey w Anglii]
[09.10.2023, Toruń]
Warto restaurować, przywracać do życia kolejki wąskotorowe , szczególnie w miejscach wartych zobaczenia. Coś wspaniałego jazda takim pojazdem, powoli , majestatycznie, pięknie. Wiele torowisk zniszczono, wyprzedano dworce i potrzebne do funkcjonowania takich zabytków, lokomotywownie. Pewnie zieloni, lewica a i proekologiczny Rafał Trzaskowski , nie będą chcieli ratować dymiących pojazdów więc warto pomyśleć o tych , którym taki dym nie wadzi jeśli nie jest go za wiele i za często.
OdpowiedzUsuńJan.
Rozumiem, że w sprawie kolejek wąskotorowych pan Rafał Trzaskowski odpisał panu, przedstawiając swoje krytyczne stanowisko stanowisko w tej materii.
UsuńBardzo lubię, te Twoje opowieści o Różanowie i jego mieszkańcach. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pewnie jednym z argumentów na TAK jest to, że ta moja "kawiarenka" jest tekstem całkowicie apolitycznym, a moi bohaterowie nie kierują się w swym postępowaniu ideologią "zielonych", lewicy czy pana Rafała Trzaskowskiego, którzy to bak bardzo zaszli za skórę komentatorowi o imieniu Ja.=n.
Usuń