ROZDZIAŁ 91 - DOROTKA
[w którym dowiemy się o niezwykle ciekawym wydarzeniu jakie wkrótce stanie się udziałem pana leśniczego Gajowniczka i jego żony Teresy]
- Ależ proszę się temu nie dziwić, Teresko - pani Janeczka Szydełkowa pocierała ramię siedzącej tuż obok niej żony pana leśniczego. - Chociaż jestem kobietą, nietrunkową zaznaczam, to może i bym postąpiła podobnie. To wielkie szczęście dla was obojga i bardzo rozumiem pana leśniczego.
- Ale jak my autem dostaniemy się do tego sądu? Ja jeszcze prawa jazdy nie mam, ha, czy ja w ogóle za kierowcę się nadaję, a on taką mi niespodziankę zrobił. Jeszcze przed czternastą zwołał zebranie wszystkich pracowników leśnych, w tej pakamerze, gdzie zwykle się stołowali… wchodzą, patrzą, a tu stół zastawiony pieczystym, warzywami, owocami… w bibliotece jeszcze siedziałam i nic o jego planach nie wiedziałam… musiał zamówić gotowe dania, czy jak… no i wytoczył chyba ze dwa litry miodowej nalewki, co to tylko na specjalne okazje była przeznaczona. Zasiedli zdumieni, a on wtedy rozpoczął preorę: -„Dziwicie się, panowie, że raczę was dzisiaj poczęstunkiem, który oby wszystkim nam wyszedł na zdrowie, ale chwila to niebagatelna przed nami. Jutro o tej porze w tym oto leśnym domu zobaczycie panowie córkę państwa Gajowniczków - Dorotkę, która odtąd będzie ozdobą nie tylko naszej leśniczówki, ale i całego lasu. Świętujemy dzisiaj jutrzejsze przybycie do nas istotki, która, jestem pewien, wniesie w nasze życie blask podobny brzaskowi letniego poranka, a blask ten tak okrutnie był przeze mnie oczekiwany, że… że postanowiłem podzielić się nim z wami…”. To jego słowa, pani Janeczko. Jeden z robotników o nieco mocniejszej głowie niż pozostali zrelacjonował mi słowo po słowie mojego męża.
- To bardzo miłe z jego strony - wtrąciła pani Jadzia Krach, małżonka pana radcy. - W takich chwilach człowiek rad jest, gdy może podzielić się dobrą nowiną z tymi, których zna i ich szanuje.
- Też i ja byłam przyjemnie zaskoczona, ale ten alkohol… głowę daję, że mąż nie wytrzeźwieje na tyle, aby posadzić go za kierownicę. Przecież my jedziemy do sądu… i co tam pomyślą? Przecież nie oddadzą dziecka nietrzeźwemu ojcu?
- Do jutra, kochanie, wszystko wyparuje, bądź pewna, a sędzia czasami też człowiek, zrozumie - zapewniła pani Szydełko, lecz w głębi duszy przemyśliwała nad występkiem pana leśniczego, uznając go w istocie swojej za nazbyt nierozsądny.
Ale wtedy przybliżył się do pań siedzących w kawiarence przy jednym stoliku pan radca Krach, zajęty do tych pór jakąś intensywnie wyglądającą rozmową z Kawiarennikiem, przybliżył się i czy to podświadomie wyczuł, o czym czcigodne panie rozmawiają, czy też wręcz wsłuchał się (niby przypadkiem) w treść ich rozmowy, z miejsca, jeszcze na krzesełku nie przysiadając, zabrał swój cenny głos gromkim barytonem.
- Jeśli chodzi o dostanie się do powiatowego sądu, to nic nie stoi na przeszkodzie, abyście państwo skorzystali z usług mojego auta i mnie samego jako kierowcy. Zmierzam właśnie do powiatu, aby wyprostować ścieżki, a właściwie torowisko naszej wąskotorówki, zgodnie z obietnicą, jaką poczyniłem wobec pana dyrektora cukrowni, tak że miło mi będzie towarzyszyć waszemu szczęściu.
Pani Tereska nawet nie była zdziwiona ofertą usłyszaną z ust pana radcy, gdyż było powszechnie wiadomo, że nie tylko przemawia za panem Krachem rozum i rozsądek, ale i serce swoje nosi pod klatką piersiową nie od parady, jednakowoż pospieszyła przedmówcy serdecznie podziękować, gdyż w swym zrozumiałym podnieceniu sądową sprawą nie mogła znaleźć lepszego rozwiązania nad to, które zgotował jej zasłużony bywalec kawiarenki.
- To trzeba na to aż sprawy sądowej? - dopytywała się pani Jadzia, niby nie rozumiejąc procedury adopcji, lecz w gruncie rzeczy chodziło jej o to, aby pani Tereska jak najwięcej o Dorotce powiedziała.
- Tak, pani Jadziu i Dorotka wie już o tym, że aby zostać z nami na stałe, czeka nas wszystkich ten miły obowiązek, chociaż, jak państwo wiecie doskonale, że w sądzie, mając nawet wygraną sprawę, jest miejsce na zdenerwowanie.
- Ale chyba powodów do niepokoju nie ma? - zapytała jeszcze pani Krach.
- Pani dyrektor domu dziecka powiedziała, że to formalność, aczkolwiek i ona, i pani psycholog, która prowadziła sprawę Dorotki, będą jeszcze zabierać głos przed sądem.
- Toż przecież żadnego złego słowa na temat państwa nie powiedzą - wyrzekł pan radca - a swoją drogą, szybkoście się państwo z tą adopcją uwinęli - dodał z podziwem w głosie radca Krach.
- To prawda. Poszło jak po maśle, choć najbardziej baliśmy się tego, że nasz wiek będzie przeszkodą prawie nie do zwalczenia…
-… gdy tymczasem nie odegrał on tak wielkiej roli, jakiej się spodziewaliście - uzupełnił pan Krach.
- W rzeczy samej. Dominowały warunki bytowe, jakie możemy małej zapewnić oraz ta więź, która pomiędzy Dorotką a nami się zawiązała. I powiem otwarcie, że jest w tym wszystkim największa zasługa samej Dorotki, bo, jak uczyła nas pani psycholog, w dobrze przygotowanej adopcji to nie przyszli rodzice wybierają dziecko, lecz dziecko ich wybiera i gdyby nie zachowanie Dorotki, pewnie czekalibyśmy na swoje szczęście nie cztery miesiące, a rok cały albo i dłużej.
- Nie znam, nie widziałem, ale słusznie podejrzewam, że będziecie mieli państwo nie tylko ukochaną, ale i mądrą córeczkę - stwierdził z całą powagą pan radca, wsparty pozytywnym skinieniem głowy obu siedzących po jego lewicy i prawicy pań.
I w tejże samej chwili, kiedy pan radca wygłaszał zasłużone pochwały nad bystrością umysłu Dorotki, przy stoliku, gdzie rozmawiano, pojawiła się Kawiarennika żona, Marysia, prowadząc za rękę drepczącą wesoło Różę (Kubuś, po mlecznym posiłku i wymianie pieluchy spał w najlepsze).
- Różyczka będzie rada, pani Teresko, prawda - zwróciła się toż samo i do pani leśniczyny, i do córki - kiedy Dorotka zajdzie niedługo do kawiarenki. Może zostaną przyjaciółkami, toć pani córeczka to pięciolatek, prawda?
- Owszem, przed miesiącem skończyła pięć lat. Radzi bylibyśmy nie puszczać jej z domu, chowając ją z mężem jak pod kloszem, ale przecież musi iść pomiędzy dzieci w jej wieku do przedszkola. A do kawiarenki oczywiście zajrzy. Jestem pewna, że zaprzyjaźni się z Różą.
- I takim to sposobem kolejna ważna osoba stanie się gościem kawiarenki, do tego bardzo młodym - powiedział radca Krach i zaraz dodał: - No powiedz, Jadziu, jak to przyjemnie mieć tę świadomość, że kiedy nas, starych zabraknie, kolejne generacje zajmą nasze miejsce w tym łańcuchu pokoleń.
- Normalnie filozofujesz, mój mężu - odparła pani Jadzia.
Rześkie powietrze wpłynęło szerokim strumieniem do kawiarnianej przestrzeni, a najbardziej się nim zachłysnęła pani Tereska.
[pomysł na ten rozdział zrealizowano w dniach 16/17.06.2017 w Campigneulles Les Grandes we Francji]
[21.10.2023, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz