CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

28 października 2023

PROFESOR TUTKA (12) OPOWIADANIE „BARWNE”

 


OPOWIADANIE  „BARWNE” 

Sędzia, na ogół malkontent, twierdził, iż w sprawozdaniach, oceniających książki, czyta się często jakieś określenia, które nic nam nie mówią. Tu przeczytał z gazety: „opowiadania są barwne”.

Czytałem te opowiadania — mówił sędzia — i nie wiem, dlaczego sprawozdawca pisze, że to „barwne. „Barwne”, „barwne”—przedrzeźniał zirytowany sędzia.—Szablon... ułatwienie... aby tylko coś powiedzieć. Lubię dokładność: niech mi taki pan powie, dlaczego to „barwne”.

Na to odezwał się Profesor Tutka:

Nie wiem, czemu pan sędzia się irytuje. Opowiadanie może być barwne. Opowiem panom, jaką miałem przygodę. Zamieszkałem nad rzeką, w osiedlu rybackim. Przebywało tam w lecie kilkanaście osób z miasta. Wyszedłem nad rzekę i pociągnęła mię nagle woda, aby się w niej wykąpać. Rozebrałem się i rzuciłem do rzeki. Pływałem z rozkoszą: stylem klasycznym, po kozacku i crawlem. Płynąłem w dół, to znów w górę rzeki, dawałem

nurka, wynurzałem się, wreszcie, parskając, zadowolony, radosny, podszedłem do krzaczka, za którym pozostawiłem ubranie. Ale widzę tylko mój melonik. Ubranie, bielizna, buty zniknęły! Albo czyjś niemądry figiel, albo sprawka złodziejska. Co robić? Jestem nagi, nawet bez żadnych trykocików. Jak przejść przez wioskę rybacką do mojego domku? No i ten melonik! Nałożę go na głowę — będę śmieszny; użyję go jako listka figowego — będę śmieszny.

Naraz z lasku wyłoniła się na jasną łąkę purpurowa plama: to znajoma pani — sąsiadka — zbliżała się w moją stronę w czerwieni swego płaszcza. Wyszukałem odpowiedniej wielkości krzaczek i ukrywszy za nim trzy czwarte mej postaci, zacząłem machać melonikiem i wołać, prosząc, aby mnie jakoś poratowała. Zacna dama przejęła się moim nieszczęściem i powiedziała, że jest w kostiumie kąpielowym, odda mi tymczasem swój czerwony płaszcz, a sama pójdzie szukać dla mnie męskiej garderoby. Pani była tęga i duża, więc szata jej weszła na mnie doskonale. Wyobraźcie sobie, panowie, teraz łąkę jasnozieloną, dalej ciemną linię sosnowego lasku, w górze błękit nieba, a mnie w kardynalskiej purpurze z czarnym akcentem mego melonika. Czerwień zwabiła ku mnie dwie małe dziewczynki. Dobrze, iż — dziewczynki, byłoby gorzej, gdyby zwabiła pstrokatego byka, który pasł się nieopodal. Jedna z dziewczynek miała białą sukienkę, czerwone korale i niosła żółte kwiatki; dziewczynka druga miała błękitną sukienkę i ciągnęła za sobą wózek pełen lalek i pajaców. Dodajmy do tego, że krążyły nad nami kolorowe motyle. A niebo błękitne, łąka zielona, a ja w purpurze i w czarnym meloniku trzymam żółte kwiatki, ofiarowane mi przez dziewczynkę w białej sukience.

W pół godziny później zobaczyłem zacną damę, jak niosła mi męskie ubranie. Zrzuciłem z siebie jedwabną purpurę i zacząłem naciągać czarne spodnie i szarą marynarkę. Zachmurzyło się, dziewczynki uciekły, przestały krążyć motyle, spadł deszcz, wszystko zgasło, zszarzało. Głowę miałem pełną czarnych myśli. Na chwilę znów wyjrzało słońce: rozżarzyły się żółte kwiatki, które dała mi dziewczynka.

Profesor Tutka skończył. Słuchacze orzekli, że opowiadanie było — barwne.


[28.10.2023, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz