Dzisiaj trzy sonety Kazimierza Przerwy-Tetmajera, poety najpełniej kwitnącego w okresie Młodej Polski. Tetmajer pamiętany jest głównie jako poeta końca wieku, schyłkowiec, który jako pierwszy dał wyraz młodopolskiemu kryzysowi światopoglądowemu oraz towarzyszącym mu nastrojom dekadentyzmu, prezentujący w swojej poezji postawę melancholijnej bierności. Smutek i niewiara zaciążyły nad cała jego twórczością, dla której zaplecze filozoficzne odnalazł u Schopenhauera. Pesymistyczna koncepcja człowieka całkowicie podległego prawom natury, którego jedynym przeznaczeniem jest cierpienie, zaowocowała niezgodą na wszelką formę aktywności, ucieczką w niebyt. Tęsknota za nirwaną, stanem „nieistnienia” to ważny element twórczości tego poety.
U Tetmajera znajdziemy wszystkie najważniejsze tematy modernizmu: filozofia, niszcząca miłość, kobieta, Tatry, dola twórcy, sztuka zagrożona przez cywilizację.
W prezentowanych poniżej sonetach Kazimierz Przerwa-Tetmajer opisuje Tatry, krainę z racji swego miejsca urodzenia bardzo mu bliską, opisuje swój pełen melancholii nastrój wydobyty z piękna tatrzańskiej przyrody, która zawsze i wciąż poetę zachwycała.
Pod Rysami
Ciemno. W powietrzu wilgoć. W Rysach potok huczy,
Staw uderza o brzegi, bulkota i pluszcze;
Wiatr błądzi przez nadwodne, puste, głuche puszcze,
I gwiżdżąc, po upłazach i turniach się włóczy.
W ciemni blask czasem zalśni metaliczny, kruczy
Na wodzie, którą lekki wiatr marszczy i muszcze;
Zaczernią się na brzegu kosodrzewu kuszcze,
Lub skała się w cień blady, posępny obłóczy.
Ciemno — wtem gdzieś w przepastnej nieprzejrzanej dali
Zabłysło —czy to spadła na brzegi odmętu
Gwiazda o promienistym blasku diamentu?
Już błysła druga, trzecia, już dziesięć się pali —
Rzekłbyś, że się gwiazdami podnóże gór złoci —
A księżyc wyszedł mgławo w powietrznej wilgoci.
W Kościeliskach w nocy
I.
Cisza. Noc. Na zaćmioną dolinę Kościelisk
Idą z gór lasem zrosłych, z upłazów i jarów
Tajemnicze milczenia w mgławicach oparów,
Wznoszących się po cichu z wodnych oparzelisk.
Głucho warczą strumienie po głazach swych ścielisk,
Las śpi. Na nieruchomą, czarną toń konarów
Padł, wschodząc przez wyrwany wśród wapieni parów,
Miesięcznego przedświatła srebrzysty obelisk.
Fosforyczną białością powlekły się ściany
Nagich, skrzesanych turni; wielka cieniu rzeka
Ogarnia je i niesie w mroku oceany.
Wszedł księżyc: na wierzchołku zaczepił się smreka,
Rozdarł się na olbrzymich dwóch gwiazd błyskawice
I kiście świetlnych kolców wbił w nieba ciemnicę.
II.
Jaka cisza! Jak dziwnie wyglądają drzewa —
Jaki dziwny szum wody — coś, co niepokoi,
Snuje się po dolinie, wśród gęstwin się roi —
Lęk ciche mgły swych skrzydeł w powietrzu rozwiewa...
Jakie dziwne niewidny księżyc światło zlewa —
Jaki dziwny, posępny, wielki cień tam stoi —
Zda się, widmo u groty głębokich podwoi —
Jak dziwnych głosów echo skądś wśród gór pobrzmiewa...
Zda się, że coś zawodzi, skowyczy i płacze —
Cicho!... Jaki dreszcz szybko przemknął się gęstwiną
Gdzieś w lesie zajęczały ponuro puchacze...
Tu — mogiła pod stosem chrustu i smreczyną —
Zwierzę jakieś ze stosu w ciemną gęstwę skacze —
Jaki dziwny czar idzie Kościelisk doliną...
[13.06.2022, Toruń]
Chyba się domyślasz ze uwielbiam Tetmajera....
OdpowiedzUsuń