I.
Ustalmy jedno: jestem jednostką, która w żadnym przypadku nie może być stawiana jako wzór do naśladowania. Nic równie głupiego nie można by wymyśleć. Jedyne, co mi się nasuwa (rozsuń wreszcie te zasłony, niech trochę światła wpadnie), to porównanie na jakie wpadłem tuż przed zaśnięciem pewnej nocy. Otóż czuję się jak zdewaluowany pieniądz, którego nie można już wymienić na taki z mniejszą liczbą zer na końcu.
Aha, przypomniałem sobie. Wczoraj wieczorem rozdeptałem z premedytacją swój telefon komórkowy. To żadne osiągnięcie, bo uczyniłem to w indywidualnym akcie niewidocznej dla nikogo desperacji. Gdybym postarał się o nagłośnienie tego haniebnego wydarzenia, z pewnością przybrałoby ono kształt symbolu z całą wielobarwną paletą jego wieloznaczności.
Rozsuwam zasłony. Polecenie to wydałem samemu sobie, bo jestem sam, sam żyję i nieład jaki po sobie pozostawiam wyczołgując się z pościeli może trwać cały boży dzień, i nawet nie próbuję tego zmienić, bo po co. Dobrze mi z tym bałaganem, a odrobina światła staje się luksusem, lecz z drugiej strony obnaża moją bezczynność i przejaskrawia nieporządek, jaki sobie gotuję każdego dnia.
Wdziewam na siebie stary szlafrok, w którym wyglądam zabawnie: taki długi, po kostki, granatowy jak zmrok, atłasowy w dotyku, lejący w formie, chłodny przy włożeniu na siebie, a jednak chroniący przed zimnem z zewnątrz.
Ryzykuję. Otwieram okno i cała ta miękka, galaretowata, poranna mgła wpełza do pokoju, uderza w nie do końca zakryty tors i czołgając się po dywanie chłodzi moje stopy i łydki. Łapią mnie dreszcze, ale wytrzymuję. Zaciągam się stojącym, rześkim powietrzem i automatycznie wzrasta we mnie pragnienie wypicia porannej kawy.
Jak to ona powiedziała? „Nadajesz się na czasy, które wyznaczają przemianę. Takie czasy jak po wojnie, po katastrofie, kiedy nadchodzi czas wielkiej przebudowy. W tych obecnych, gdy życie jest już uporządkowane, kiedy nikt nie żąda od ciebie poświęceń dla s p r a w y, giniesz w tłumie.” Młoda, uparta, przeraźliwie inteligentna i przenikliwa wypowiada się jak doświadczona interpretatorka karcianych pasjansów. Nie wiem, czy dla mężczyzny takie rozszyfrowanie jego osobowości to powód do posiadania dobrego samopoczucia. Chciałoby się wymagać więcej tajemniczości, niedopowiedzeń, tymczasem ta jak obuchem tłucze mnie po głowie i ma mnie jak na widelcu. Ale zastanówmy się poważnie, czy w moim wieku wypada jeszcze marzyć o życiu w czasach przełomu. Komu mógłbym być teraz potrzebny?
Wczoraj z kolei sąsiadka z parteru aż wybiegła za mną na ulicę, nie mogąc się nadziwić, że po zamieceniu całego pionu od trzeciego piętra, zszedłem przed dom i zacząłem obmiatać chodnik przed frontowym wejściem.
- Co pan, na litość boską, robi? Od tego jest gospodarz domu.
- Do diabła z gospodarzem domu – odparłem poruszony. – Gdyby tak każdy z lokatorów choć raz w miesiącu … - przerwałem w pół słowa, bo znów odezwał się we mnie człowiek, przesiąknięty dydaktyzmem, zmierzający prostą drogą do ratowania świata.
W gruncie rzeczy sąsiadka nie była mi nieprzychylna i jeszcze tego samego popołudnia umyła trzy okna na klatce schodowej, bo, jak powiedziała, „nie może ścierpieć tego brudu przylepionego do szyb, spoza których w takim gdy są stanie, świata nie widać.”
Jest więc poranna kawa, pita przy uchylonym oknie, lecz dla równowagi, ubrany jestem w ciepły wełniany sweter; trzymana w dłoni, a całość mej niezgrabnej postaci wtapia się w miękkość fotela. Kilka łyków i już lepiej, i można sięgnąć po papierosa (to z kolei dla równowagi ze świeżym, wilgotnym powietrzem, dostającym się do środka pomieszczenia przez uchylone okno). Kilka dymków i błogość rozlewa się po całym ciele. Gdzieś w rogu pokoju, między oknem a biblioteczką, na podłodze, rozczłonkowane fragmenty telefonu komórkowego szpecą atmosferę wnętrza.
- Jest mi dobrze – mówię do siebie i puszczając wodze fantazji wyobrażam sobie, że takie chwile towarzyszyć mi będą już do końca.
I nagle ten błogostan brutalnie przerywa dzwonek telefonu. Uświadomiłem sobie, że do zniszczenia pozostał jeszcze ten stacjonarny. Muszę więc przejść do przedpokoju, podnieść słuchawkę i wrócić na fotel (telefon stacjonarny jest przenośny i w gruncie rzeczy jest bardzo podobny do komórki). Ileż czasu to trwa! A ten dzwoni i dzwoni. W chwili gdy naciskam właściwy przycisk, ręce zaczynają mi drżeć. Opadam w fotel. Przykra konieczność zmusza mnie do powiedzenia:
- Tak, słucham?
- Nareszcie… dlaczego się nie odzywasz? – słyszę i pozwalam tamtemu głosowi na dalszy ciąg monologu. W rozmowie z nią, bo to o n a, poznałem ten głos, zwykle bywam słuchaczem, co potrafi bezlitośnie wykorzystać. Swoją drogą zastanawiam się, skąd ona bierze pieniądze na rozmowy.
– Wiesz, że miałam bardzo przykre myśli? Martwiłam się o ciebie. Po tym, co cię spotkało, to chyba zrozumiałe, nie sądzisz? Tylko proszę cię, nie oponuj, szczerze mówię, że jest to sytuacja, która mnie przygnębia. Zaprosiłabym cię do siebie, a właściwie do leśniczówki mojego stryja, lecz zapewniam cię, że nie ma drugiego takiego miejsca na świecie, gdzie mógłbyś lepiej wypocząć.
Przecież nie odezwałem się ani słowem i na dobrą sprawę powinna się zastanowić do kogo kieruje te słowa. Z jednej strony nie zwykliśmy rozmawiać z sobą zbyt często o sprawach osobistych; z drugiej musi w końcu wiedzieć, że pozostałem wciąż silnym facetem, którego nie są w stanie upokorzyć byle niepowodzenia.
- A powiesz mi, jak się czujesz?
- Było mi zimno, gdy wstałem, ale teraz, po wypiciu paru łyków kawy, czuję się znacznie lepiej.
- Właściwie to chodziło mi bardziej o to, jak sobie dajesz radę po t y m wszystkim.
- Śpię dłużej, co tylko poprawia moje samopoczucie - odpowiadam jednym ciągiem, aby dać jej do zrozumienia, że bagatelizuję całą sprawę.
- Zbywasz mnie, jak zwykle.
- Nie mam chęci o tym rozmawiać, jeszcze nie teraz – odpieram zarzut, utrzymując pozycję, jeśli nie napastnika, to kogoś, kto tylko czeka na ostrzał z drugiej strony, aby móc dać odpór temu atakowi.
- Wiem, że jeszcze za wcześnie na analizę wydarzeń (co za akademicki, pompatyczny ton), lecz zlituj się nade mną i pozwól mi przynajmniej interesować się twoimi sprawami.
- Chciałaś powiedzieć: współczuć.
- Czy to coś złego?
- Nie jestem przygotowany na współczucie.
- Czy także na skorzystanie z propozycji wyjazdu do leśniczówki?
- Akurat nad tym mógłbym się zastanowić - powiadam bardziej w celu rozładowania pełnej obojętności atmosfery, jaką sam stworzyłem, odpowiadając automatycznie na jej pytania.
- Okres świąteczny byłby znakomitą okazją, aby wypocząć… porozmawiać.
- Rozumiem, że wybierasz się do stryja na święta.
- Masz coś przeciwko temu?
- Skądże. Mówiłaś, że często spędzałaś tam święta. Skojarzyłem.
- Mogłabym ci obiecać, że nie będę cię zanudzać rozmowami. Miałbyś innych, ciekawszych ode mnie, świeżych rozmówców.
- Jakoś trudno mi uwierzyć, abyś mogła zrezygnować z rozmów ze mną.
- Nie z rozmów, a z zanudzania rozmowami. To dwie różne sprawy.
- Już lepiej.
- Musisz być taki?
- Jaki?
- Musisz udawać? Przecież wiem, że myślisz inaczej i sam wiesz najlepiej, jak nierozsądne jest zamykanie się przed światem.
- Wczoraj rozbiłem telefon komórkowy - zmieniam temat.
- Co ty mówisz? Jaki telefon?
- Mój telefon. Rzuciłem go o ścianę i rozdeptałem. Nie wyobrażasz sobie ile numerów i połączeń pozbawiłem życia, a jak wiesz, nie mam pamięci do numerów. I bardzo dobrze - krótko podsumowałem swą wypowiedź.
- Jeśli już chciałeś się odizolować, wystarczyło wyjąć baterię… co ci zawinił telefon?
- Czasami trzeba podejmować radykalne decyzje.
- Możliwe., byleby były mądre. Ale wracając do tematu, w leśniczówce miałbyś swój własny pokój, na poddaszu, z widokiem na las, na brzozowy zagajnik. Masz pojęcie, jak te drzewa uspokajają?
- Coś wiem o tym. Kusisz mnie. Jestem ciekaw, czy ta propozycja to kwestia przypadku, czy też dowiedziałaś się od kogoś o tej mojej słabości.
- Wyczytałam to z twoich tekstów.
- Prawda, byłaś najlepszą na roku eseistką i interpretatorką prozy Faulknera i Steinbecka, ale nie sądziłem, że i mnie czytasz tak dokładnie.
- Zawsze staram się czytać uważnie. No dobrze, pogadamy o tym wieczorem. Wpadnę do ciebie. Nie wstawiłeś jeszcze krat do drzwi?
- Zastanawiam się nad tym. Jeszcze tym razem pewnie zdążysz wejść bez przeszkód.
- I bez przeszkód chciałabym wyjść.
- Masz to jak w banku.
- Roztkliwia mnie twoja szczerość. Bywaj więc i czekaj niespokojnie.
- Czekam.
Odłożyłem słuchawkę i dopiero po tym fakcie uświadomiłem sobie, że zapomniałem powiedzieć jej, aby spodziewała się zastać u mnie nieporządek, z którym z pewnością sobie nie poradzę, więcej, nie zamierzam sobie poradzić. [...]
[24.06.2022, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz