CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

20 sierpnia 2023

PROFESOR TUTKA (9) MELONIK PROFESORA TUTKI



MELONIK PROFESORA TUTKI

Mecenas, człowiek solidny, ale — powiedzmy szczerze — trochę snob, opowiadał, jak będąc w Londynie, poszedł do pierwszorzędnego krawca, zamówił sobie ubranie, zapłacił za to dużo i — wyglądał jak król. A królował w tym ubraniu nie rok, nie dwa, ale siedem lat. A siedem dlatego, że w roku ósmym skradli mu walizkę, w której znajdowała się kreacja londyńskiego krawca. Mecenas, nosząc to ubranie, czuł się w nim po prostu wspaniale. Był pewny siebie, drwił z mody: różne franty dokoła nosiły marynarki to długie, to krótkie, to szerokie, to wcięte: ubrania ich wyglądały elegancko, ale tylko do tej pory, dopóki nie spotkały się z ubraniem mecenasa: wtedy — bladły, gasły, stawały się zażenowane, smutne.

Profesor Tutka, słuchając tego, powiedział:

Istotnie. Kupić rzecz dobrą, solidną, zawsze się opłaci. Ale nie trzeba po to jechać do Londynu. «Cudze chwalicie, swego nie znacie» — powiedział niegdyś rodakom poeta. A po tym poecie jeszcze paru innych karciło ziomków za to, że we Francji czy zamorskich krajach szukają rzeczy jakoby lepszych niż u nas. Opowiem panom o moim meloniku. Z góry mówię, że to wyrób krajowy. Melonik ten noszę już jedenaście lat. Jedenaście lat pada nań deszcz, śnieg, lub bębni w niego grad. Nie traci fasonu. Już w pierwszym roku po kupnie miał on niemiłą przygodę: zostawiłem go na krześle; do pokoju weszła rozdrażniona dama, mówiąc, że jest w położeniu rozpaczliwym: «Tylko siąść i płakać». Tak się wyraziła. Siadła i zapłakała. Panowie! — na moim meloniku! Pomyślałem— «źle»... Ale to nic!... Podbiłem kułakiem melonik ode dna i znów miał fason, i znów miał swój szyk.

Kiedyś zatrzymałem się w gromadce przyglądającej się ulicznemu kuglarzowi. Artysta poprosił uprzejmie, abym dał mu na chwilę melonik. Pokazał zebranym, że jest pusty. Nakrył go chusteczką, zabrał chusteczkę i wyjął trzy gołębie. Z mego melonika!

Przypomniało mi się w tej chwili, że ja sam pokazywałem raz sztuczkę swoim melonikiem: jechałem koleją, naprzeciw mnie w przedziale siedziała pani z małą dziewczynką. Dziewczynka czegoś grymasiła i płakała. Oczy miała jak szparki, a z tych szparek ciekły łzy. Rondkiem z tyłu mego melonika dotykałem z lekka oparcia nad plecami, uniosłem oczy, jak bym obserwował przód mego melonika i zacząłem dmuchać ku górze. Melonik nad czołem zaczął się unosić, a gdy mniej dmuchałem — opadał. Dziecko przestało płakać, a jego oczy jak szparki zaczęły się ze zdziwienia rozszerzać, rozszerzać i stały się okrągłe jak młyńskie kamienie. I mamie się to podobało: prosiła, żeby jeszcze raz. Więc jeszcze raz pokazałem sztuczkę.

Ale kiedyś z moim melonikiem było naprawdę źle. Nagły wiatr powiał i zdmuchnął kapelusz. Widziały to dwa psy. Psy tylko czekają na taką okazję: zaczęły gonić. Złapały. Jeden chciał sobie przywłaszczyć kapelusz i — drugi. Chwyciły za rondo i zaczęły się z sobą mocować. Staram się być zawsze grzeczny, więc zacząłem prosić uprzejmie: «ładne pieski, miłe pieski, oddajcie kapelusz, nie będziecie przecież chodziły w meloniku!» Oddały. I jak panowie myślicie? Łachman? Strzęp? Nie. Melonik dalej sztywny, elegancki, do twarzy, szyk!

Tak, proszę panów — mówił Profesor Tutka — opowiedziałem wypadki tylko niektóre. Ale życie człowieka, jak życie melonika, nie składa się z wypadków tylko, mniej lub więcej efektownych; człowiek, jak też jego melonik, zużywają się w trudzie codziennym. Codziennie tym melonikiem kłaniam się kobietom, mężczyznom, starcom i dzieciom. Kłaniam się przyjaciołom i ludziom nieżyczliwym; żegnam nim lądy, gdy płynę na morze, i witam nowe ziemie. Poza tym pod tym melonikiem falują, krążą, rodzą się moje myśli; układają się w zdania, które zamykam niekiedy zdecydowaną kropką i zatrzymuję w galopie albo każę im płynąć dalej, stosując wielokropek... Często również się zjawia znak zapytania. Pytajnik ten czasami jest twórczy, czekający na odpowiedź, czasem ma w sobie zarodek wahań. Ale za to wykrzyknik jest radosny, to znów gniewny, bojowy. Przy tym ma intencje, jak by chciał wylecieć w górę i przebić mój melonik. Tak, proszę panów! Pod moim melonikiem toczą się myśli, czasem, przyznaję, poziome, przyziemne, ale czasem wybuchają myśli płomienne, podniebne, myśli — wulkany! To wszystko musi wytrzymać mój melonik. I zawsze jest sztywny, elegancki, do twarzy — szyk. A wyrób krajowy.


[20.08.2023, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz