CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

23 sierpnia 2024

PRZEDRUKI - LUDZIE FILMU I TEATRU - ANNA POLONY

 


Jedna z najznakomitszych polskich aktorek, uwielbiana przeze mnie między innymi za kreacje w „Z biegiem lat, z biegiem dni”, „Dziadach” Swinarskiego; później Laco Adamika, w „Domu kobiet” czy filmie „Dwa księżyce”

W wywiadzie jaki udzieliła „Twojemu Stylowi” wypowiada szereg ważnych słów, które jednocześnie są przykre dla dzisiejszego świata.

Na podstawie wywiadu w "Twoim Stylu."

Wielka dama polskiego teatru. Właśnie świętowała 65-lecie pracy artystycznej. Nam mówi: - Umówiłam się na ten wywiad tylko po to, żeby powiedzieć: - Wystarczy, odchodzę bez żalu. Mamy nadzieję, że to jednak nieprawda!

Anna Polony: - Starość jest dla wszystkich utrapieniem . Zawsze istniał konflikt pokoleń, ale tego nowego pokolenia to ja nie rozumiem. Mam tyle lat, że teraz mogę smakować i opowiadać. Mówiłam pani przez telefon, że nienawidzę udzielać wywiadów. Nie mam zaufania do dziennikarzy. Już kilkakrotnie zdarzyło mi się, że włożono w moje usta słowa, których nie powiedziałam. Często w żartach, kiedy jestem zła, używam cytatu ze sztuki Gombrowicza: „Małgorzato, jak cię palnę, a palnąć cię mogę, bo grzechy mam”. Jeden z dziennikarzy napisał, że lubię lutnąć, a ja nawet nie znałam tego słowa! Jest w nim przemoc, której nienawidzę. Owszem, czasem zdarzało mi się uderzyć studenta, jak się garbił albo nie wiedział, co zrobić z rękami. Pytałam: „Boli?”. „Boli”. „To teraz zrób coś z tym bólem”. Ale to wszystko było, proszę pani…

- Jan Nowicki powiedział mi w ostatnim wywiadzie: „Starość nie jest dla mięczaków”.

- Starość jest dla wszystkich utrapieniem, Beatko. Janek walczył ze starością. Ja także walczę. On czuł, że jest potrzebny kobiecie, z którą się ożenił, ja czuję, że jestem potrzebna mojej rodzinie. Gdybym nie miała dla kogo żyć, to… No, lepiej nie dywagujmy, co by było. Dla mnie Janek, Jurek, który dzisiaj odszedł (chodzi o Jerzego Stuhra - przyp. red.), wszystkie moje koleżanki - byli uosobieniem życia. Cudownym wspomnieniem naszej młodości, naszego wspaniałego teatru, w którym razem pracowaliśmy. Wokół mnie coraz mniej bliskich ludzi, poumierali, poodchodzili. Czasami nie mam już sił, żeby walczyć, bo tak mnie męczą dolegliwości, które niesie ze sobą starość: choroby, brak sprawności, brak pamięci i niemożność przystosowania się do współczesnego świata. Starość jest po to, żeby lżej się odchodziło, żeby człowiek tak strasznie nie żałował, że zbliża się koniec. Powiedziałam ci przez telefon: „Odchodzę bez żalu”. To będzie tytuł naszego wywiadu. Mam już dość tego świata, który tak się śpieszy, że po drodze gubi wszystkie wartości.

- A chciałaby pani za nim nadążyć?

- Nie, bo nie podoba mi się to, co widzę. Wszystko się mechanizuje, staje się elektroniczne, dalekie od natury. Często jeżdżę tramwajami, bo nie prowadzę samochodu, a w tych tramwajach patrzę na młodzież, która tonie w telefonach. Internet zawładnął ich wyobraźnią, ich sposobem myślenia, ich życiem. Młodzi przestają być ludźmi, stają się robotami. I nawet tego nie zauważają. Ja takiego świata nie chcę! Kocham naturę, kocham człowieka z jego psychiką, cielesnością, odmiennością, oryginalnością. „I bóstwo i zwierzęctwo na świat mnie wywiodło” - jak napisała w swoim wierszu pewna prawosławna zakonnica. Jestem już zmęczona tym, co się dzieje. Również wiszącym nad nami widmem wojny, która jest dla mnie czymś makabrycznym. Raz ją przeżyłam i zbyt dobrze pamiętam. Zawsze istniał konflikt pokoleń, ale tego nowego pokolenia to ja nie rozumiem.

- Wielka dama polskiego teatru – tak o pani mówią. Role u największych: Jarockiego, Wajdy, Lupy i przede wszystkim Konrada Swinarskiego. Parafrazując tytuł filmu „I Bóg stworzył kobietę”, który zrobił gwiazdę z Brigitte Bardot, zapytam: i Konrad Swinarski stworzył Annę Polony?

- Tylko nie rób z Kondzia Boga! On był mistrzem, przyjacielem, aniołem mojego aktorskiego życia. Zakochałam się w nim wielką, duchową – i nie tylko - miłością. Śmiało mogę powiedzieć, że ukształtował mnie jako aktorkę i jako kobietę: moją świadomość, psychikę, mój gust, osobowość. Konrad chodził ze mną i na nowo pokazywał mi Kraków, miejsca, których ja nie zauważałam, choć się tutaj urodziłam, a on znał, bo jego guwernantka zakochana w Krakowie mu pokazywała. „Patrz jakie to jest piękne miasto i pełne tajemnic”, mówił i objaśniał mi Wawel. Uważał, że aktorowi bardzo potrzebna jest wyobraźnia, a równocześnie musi być świetnym obserwatorem. Godzinami siedzieliśmy w kawiarniach i nie odzywaliśmy się do siebie, tylko uprawialiśmy podglądactwo. Dopiero potem wymienialiśmy się wrażeniami. Konrad nauczył mnie patrzeć na ludzi, na świat. Miał niezwykłą umiejętność poruszania takich strun w aktorze, o których sam aktor nie wiedział, że je posiada.

- Zagrała pani w 12 przedstawieniach Swinarskiego, część z nich przeszła do legendy teatru, m.in. „Nie-Boska komedia”, gdzie stworzyła pani genialnego Orcia.

- Konrad powtarzał: „Nie opowiadaj ludziom o swoich przeżyciach, doznaniach, dramatach. Zawrzyj je w rolach, które tworzysz”. Ale teraz się zwierzam i opowiadam, bo nie mam już szansy zawrzeć tego w nowych rolach. Współcześni reżyserzy, realizując klasykę, nie liczą się z tym, o czym pisze autor. Dla mnie i mojego pokolenia literatura była fundamentem, na którym wspiera się istota spektaklu. Konrad był teatralnym rewolucjonistą. Często przekraczał granice, ale jego awangardowe rozwiązania zawsze wynikały z głębokiej analizy tekstu dramatycznego i z doświadczeń człowieka XX wieku, ze znajomości historii. To był teatr nowoczesny w formie, ale zrozumiały w treści. Przemawiający do widza prawdą psychologiczną. Dzisiejsze pokolenia, które weszły do teatru, są potwornie zarozumiałe, pewne siebie, roszczeniowe. Wydaje im się, że posiedli wszystkie mądrości świata. Z lubością pastwią się nad literaturą, a nie przeczytali porządnie Platona. A niechby przeczytali przynajmniej św. Augustyna i zobaczyli, jak się poszukuje punktu odniesienia. Bo św. Augustyn, szukając Boga, szukał punktu odniesienia do sensu życia. Zawsze istniał konflikt pokoleń, ale tego nowego pokolenia to ja nie rozumiem. Dla młodych liczy się efekciarstwo. Im większe dziwactwo w teatrze, im większa brutalność w postępowaniu z wielkimi dramatami, im większa bezczelność, im bardziej szokujące środki, tym lepiej. A mnie się to nie podoba, bo jest powierzchowne i głupie.

- Jako profesor krakowskiej szkoły teatralnej wychowała pani plejadę wspaniałych aktorów: m.in. Cielecką, Bohosiewicz, Globisza. Co dzisiaj powiedziałaby pani młodym?

- Jesteście zakleszczeni w myśleniu o sobie, skupieni na sobie i na telefonie. W gruncie rzeczy jesteście przerażeni. I dopóki będziecie dalej w taki sposób skupieni na swoich sprawach, krzywdach, doznaniach, bólu, nie będziecie mogli wyjść naprzeciw światu. Nie będziecie umieli walczyć, pokonywać przeciwności, które przyniesie wam życie, bo nie ma wątpliwości, że przyniesie. Świat nie jest po to, żeby go zniszczyć. Świat trzeba zrozumieć i próbować go przebudować w dobrym sensie, zgodnie z naturą, a nie dziwactwami, które będą wam podsuwać reżyserzy. Nie ufajcie reżyserom. Ani krytykom teatralnym, bo oni są nastawieni na tę pogoń za oryginalnością, która szokuje, i oczekują podziwu. Nie słuchajcie tych, którzy wam mówią, że psychologia w teatrze jest niepotrzebna i głupia. Głupi jest ten, kto ją odrzuca!

- Przyjaciel Józef Żuk Opalski powiedział o pani: „Hania jest aktorką szalenie nowoczesną. Ekscentryczną w tym sensie, że potrafi tak zanalizować zdanie tekstu, tak je powiedzieć, że otwiera się przed nami inny świat. Precyzja słowa i niezwykły diapazon emocji. Czym zapełniła pani pustkę po teatrze?

- Wspomnieniami. Cieszę się z tego, co udało mi się zrobić, nie myślę o tym, czego już nie zrobię. Mam tyle lat, że teraz mogę smakować i opowiadać. Ponieważ mieszkam sama, czasami – nie mając interlokutora - dyskutuję sama ze sobą. Opowiadam sobie o swojej przeszłości, która była tak barwna, tak urozmaicona, tak dramatyczna, a równocześnie tak wspaniała, że samo wspomnienie jest spełnieniem. No i widzisz, Beatko, umówiłam się z tobą na ten wywiad tylko po to, żeby powiedzieć: „Wystarczy, odchodzę bez żalu”.


Anna Polony - Urodziła się 21 stycznia 1939 r. w Krakowie. Aktorka teatralna i filmowa, reżyserka, profesor krakowskiej Akademii Teatralnej. Absolwentka wydziału aktorskiego oraz wydziału reżyserii dramatu PWST w Krakowie. Zadebiutowała rolą Małej Polikseny w przedstawieniu „Wojny trojańskiej nie będzie” J. Giradoux w reż. J. Kaliszewskiego na deskach Starego Teatru. Przez ponad 50 lat na tej scenie stworzyła genialne role u najlepszych: Grzegorzewskiego, Jarockiego, Wajdy i przede wszystkim Konrada Swinarskiego. Grała w serialach i filmach. Niezapomnianą rolę stworzyła w „Rewersie” B. Lankosza.



[23.08.2024, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz