PEDRO
Słaniał się na nogach, więc usiadł z flaszką Ribera del Duero, a za każdym skonsumowanym łykiem czuł się gorzej jak zdewastowany jaszczur. Ale nie o jaszczura tu szło, a o królika, który co i rusz podbiegał do niego i mówił: - spróbuj mnie upolować, nie pożałujesz. Więc Pedro wstał, powłócząc nogami dotarł kuchni, w której Dolores sączyła słodką Malagę też sporo wstawiona, bo po każdym spotkaniu z prawdziwym mężczyzną jakim był Pedro, wspomagała się jeszcze albo drinkami, albo malagą właśnie – chciała przedłużyć w nieskończoność ten stan nieważkości w jaki wprowadzał ją kochliwy Pedro.
- Ten królik aż zachęca do tego, aby go upolować, obedrzeć z futra, przyrządzić go w śmietanie. Dawno nie jadłem takich pyszności.
Chwilę potem, zanim Dolores zdążyła zareagować byle słowem, królik doszusował do nich i dał sobie odciąć łeb, a ten łeb to przemówił do Pedra i krzyknął:
- Niech ona zrobi mnie najsmaczniejszego na świecie.
Nie miała wyboru. Choć huczało w jej głowie – wciąż była pod wpływem poczynionej - miłości zrobiła królika w śmietanie, podzieliła go na dwie porcje, a kiedy jedli, królicze mięso, a szczególnie comber aż roześmiał się do nich, tak bardzo dobrze czuł się w tym sosie śmietanowym.
Pedro do końca dopił Ribera del Duero i ostatecznie stracił kontrolę nad nogami, i jak na złość zamierzał przekroczyć drogę, ot chciał przejść na drugą stronę drogi gdzie wzdłuż niej płynął strumyk, a zachciało mu się wykąpać w nim, bo lubił zimną kąpiel. Trzeba trafu, że właśnie nadjeżdżał tą asfaltową drogą prezydent Adolfo de Jurno Dudales, przed przejazdem którego wojska wewnętrzne komandora Antonio Macho Guano trzymały straż, żeby najjaśniejszemu żaden włos z jego łysawej głowy nie spadł i nie pomknął z wiatrem ku Ebro.
Zatem strażnicy niepodległości pilnowali, aby don Adolfo, który tyle razy nie mógł wyleczyć się z schizofrenii, nie popadł w kolejne urojenie, gdyby zobaczył, że na jego drodze stanie nieodpowiedzialny osobnik, którego gdy tylko wdarł się na pobocze spałowali porządnie. Rzecz jasna był nim Pedro, który zwrócił przy okazji zawartość żołądka, bo uderzenia pałek nie tylko wybiły lewe oko chłopakowi, nie tylko obili obie nerki i wątrobę, ale nie pożałowali żołądka.
Ale od czego są króliki. Te, poważnie zaniepokojone przedśmiertnym stanem Pedra, ale też cierpieniem zbiorowo zgwałconej Dolores – chłopaki z wojsk wewnętrznych dowodzonych przez Antonia Macho Guano musieli się wyżyć, bo homoseksualne stosunki jakie uprawiali za pozwoleństwem Antonia już im się znudziły, a komandor miał swoich pataszonów do zabawy, więc nie kochał się ze strażnikami.
Powiedziało się o królikach, więc ciągnijmy ten ważny wątek. One zatem namieszały bardzo – otóż zameldowały krukom i psom stepowym o nieszczęściu jakie spotkało Pedra i jego kochankę; ci z kolei powiadomili teścia byka Fernando, który przybył niezwłocznie ze stadem największych oprychów jakie kiedykolwiek znała hiszpańska ziemia i ci dzielni kopytarze nadziali strażników na rogi i osadzili na grillu, gdzie jeden z byków obyty w przyrządzaniu posiłków z ludzkiego ścierwa, przypiekał półumarlych wojaków, aby dla hien, kruków i sępów pustynnych stali się zjadliwymi.
Nareszcie nadjechał wóz z prezydentem don Adolfo de Jurno Dudalesem i ów teść łagodnego jak cały świat wie byczka Fernando wbił swoje rogi w kosmiczne auto prezydenta i popędził z nim aż po Saragossę, gdzie strącił prezydenckiego pancernika w przepaść, a ponieważ bentley roztrzaskując się o denną skałę stanął w płomieniach don Adolfo spiekł na śmierć raka.
Mówią, że Pedro wyzdrowiał, lecz mniej był hardy niż uprzednie i rzadziej sączył Ribera del Duero. Dolores choć obolała po przykrościach jakich zaznała od tych nędzników, których już sępy do cna objadły pozostawiając szkielet, doszła do siebie i, zważcie co piszę, całą noc z Pedrem kochała się zawzięcie, aż oboje pomdleli z rozkoszy.
[20.08.2024, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz