ROZDZIAŁ 60. BRYDŻOWA ROZGRYWKA
(w którym dowiemy się o porażce pana mecenasa Szydełki i jego sympatycznej żony, Janeczki w szlachetną grę w brydża; zasłużonej tej porażki doświadczyli z kart trzymanych w dłoniach przez młodych, dopiero co upieczonych maturzystów, Grzesia i Tomka)
Przy stoliku walka zażarta trwała, a już przed północą było. Naprzeciwko siebie do pojedynku zasiedli pan mecenas Szydełko z żoną swoją - Janeczką oraz tegoroczni maturzyści, którzy wyjątkowo w ów wieczór niewiasty swoje – już pełnoletnie - w pieleszach domowych pozostawiali, podejmując brydżową rękawicę.
Pan Szydełko, dzisiaj sławny na cały powiat adwokat, wielce zasłużony kawiarenki gość, członek szacownego towarzystwa różanowskiego swego czasu na studiach prawniczych pierwszym był brydżowym graczem i wraz ze swoim przyjacielem, niejakim Kowalskim, co dzisiaj ponoć urzędnikiem jest państwowym, niemiłosiernie ogrywali takich potentatów jak znane na cały powiat (i nie tylko) profesorskie małżeństwo Wiskickich. Co ciekawe, ze swoją przyszłą żoną, Janeczką, spotkał się właśnie w brydżowej sali. Nie wiedzieć czemu pani Janeczka, studentka drugiego roku socjologii, wciągnięta została w tę pierwszorzędną karcianą zabawę i później, po studiach i ślubie, państwo Szydełkowie, rzadko, bo rzadko, ale sobie w dobrym towarzystwie w brydża pogrywali.
W miasteczku natomiast wśród młodych adeptów brydżowej dwóch młodzianów szczególnie się wyróżniało. Byli to obecni maturzyści: Tomek - zawołany matematyk i Grześ - znakomicie się zapowiadający informatyk - zatem te dwa młode, ścisłe umysły podjęły, jako się rzekło, pojedynkową rękawicę, bo oczywiście gdy tylko pan mecenas dowiedział się o sławnych juniorskich dokonaniach tej nierozłącznej pary graczy, zażądał satysfakcji w brydżowym pojedynku.
I stało się. Któregoś wczesnego wieczora zagarnęli dla siebie jeden z kawiarnianych stolików.
Mecenasostwu szło jednak nietęgo - ulegali potędze przebiegłości i sprytu młodym. Po czterech godzinach rozgrywki widzieli jednak szansę w ostatnim rozdaniu. A rozdawał tym razem, w wielkim skupieniu pan mecenas.
Zaczęło się.
Pan mecenas spojrzał w karty, uporządkował je po swojemu, czarne kolory z lewej, od pików poczynając, lewą stronę oddając w posiadanie czerwieni.
- Jedno karo - wyrzekł pan Szydełko.
„Zobaczę, jak zachowa się Janeczka. Jeśli zgłosi dwa kara, znaczy się, że mogę kontynuować. Jeśli spasuje, poczekamy, co oni powiedzą.”
Grześ podwyższył na dwa trefelki.
„Delikatnie - pomyślał pan mecenas - założę się, że to blef. Szuka zrozumienia.”
Janeczka zmieniła na dwa kiery.
„Tu cię mam. Widzę, że obfitujesz w kiery. Szkoda, że mam tylko króla z dziesiątką.”
Tomek wistuje trzy trefelki.
„Ależ skupiony. Przesadnie skupiony. Tu cię mam, bratku. Mówisz „trefl” a myślisz o pikach, a może pytasz o pikowego asa?”
Mecenas zapodał trzy kiery.
„Niech i ja się zabawię. Janeczka pewnie oczekuje u mnie więcej czerwieni i ten król z dziesiątką nie wystarczą. Ale, moi młodzi panowie, na waszą kontrę jest stanowczo za wcześnie”
Grześ wistuje trzy bez atu.
„A niech mnie!!! Widać, że mają silny sekwens w pikach, albo się sekwensami uzupełniają. Co na to Janeczka?”
Janeczka mówi pas i wzrok jej opada. Zniechęcona.
„Czarowała i ona. Czarował. To kto ma w końcu najsilniejsze kiery?”
Tomek uniósł z kolei wzrok, cos tam medytował, myślał o czymś zawile, zastanawiał się przesadnie długo i wreszcie spasował.
„To już koniec. Nie dogadaliśmy się, co do kiera. Może byłoby lepiej pociągnąć karo?”
- Pas
A Grześ, ten informatycznie sterowany umysł, widać, że to on prowadzi w tej licytacji grę, a państwo Szydełków wyprowadzając przy okazji w pole powiedział śmiało: - Cztery bez atu.
„Potwierdza się, że mają mocne piki i to bez atu to pikami pociągną. Sześć lew nimi wezmą, parę wziątek z trefla i z kara. Dalibóg wygrają ten kontrakt. Chyba, że Janeczka skontruje…”
Janeczka, przygaszona, przygryza wargi, a znaczy to, że do powiedzenia nie ma nic i mówi: - pas.
„Tomek z kolei, chyba z litości nad nami, nie podwyższa i pasuje; więc i ja niczego nie wskóram i rzeknę: - pas.”
A potem rozgrywka. Grześ bierze sprawy w swoje ręce. I jak on gra… jak gra! A pan mecenas aż zapomniał chronić kierowego króla dziesiątką. Wyrzucił ją wcześniej bez potrzeby i nawet na tego króla lewy nie dostał. Jedynie pani Janeczka na marnego karowego waleta miała wziątkę, ostatnie, nieistotne blotki zbierając. A młodzi dwanaście lew zainkasowali - w cuglach.
- Panowie, tak być nie może - zakomunikował pan mecenas. - Rewanż nam się należy.
- Z przyjemnością - odparł Grześ, sromotnej klęski państwa Szydełków animator.
- Z przyjemnością się z panami grało - wyrzekła pani Janeczka Szydełko, gdy już ochłonęła. - To co, może jeszcze po ciasteczku i kawie? - zaproponowała, a pan mecenas kazał sobie podać najmocniejszą z mocnych "kolumbijek", jakich jeszcze w życiu nie pijał. To dla ochłonięcia.
[zagrano dnia 21.czerwca 2016 roku w „Dobrzelinie”]
[25.08.2022, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz