[...]
Dopiero kiedy wracali z zakupów Jadwiga powiedziała Pagaczewskiego, że po południu Karpiakowie zapraszają ich wszystkich, a właściwie z okazji powrotu ze szpitala Adama na swoją działkę na grilla, ściślej mówiąc na uroczystą wieczerzę. Karpiak tłumaczył, że skoro nie odwiedził cierpiącego na nerki sąsiada w szpitalu, to przynajmniej ugości go pod tymi jabłoniami. Piwo, powiadał, też będzie, bo na nerki jak znalazł.
- Właściwie, panie Adamie, miało do być tajemnicą – wyjaśniła Jadwiga, a Wacław, jej mąż, aż pokiwał z dezaprobatą głową, gdyż rzeczywiście miała to być tajemnica, a tu tymczasem żona zdradza sekret tej części kamienicy, w której mieszkają.
- Za chwilę zdradzisz więcej – wytknął Jadzi mąż i wcale się nie pomylił, albowiem Jadwiga oznajmiła, że wprawdzie główne danie mięsne i zupa to zasługa Karpiaków, ale i inni przygotowali a to sałatki, to znów napoje czy desery.
- Będziemy my, pan – kontynuowała Jadwiga – Stefa, Karpiakowie, Młoda Różycka z mężem i Zawiślakowie, cała czwórka starych, młodych i dwoje dzieci. Roman powiedział, że zaprasza Zawiślaków, bo najcieniej przędą i dobre by było ich podłączyć do naszego grona.
Wieści rozgłoszone przez Jadwigę uradowały Pagaczewskiego, chociaż przykro mu było, że sam się nie dołożył do imprezy i na nic mu to chorobowe rozgrzeszenie. Pragnął się jeszcze dowiedzieć czego o Karpiaku… czyżby nagle się wzbogacił organizując taki festyn?
- A jakże – potwierdziła Jadwiga. - Naszemu panu stolarzowi trafiła się niezła robota za niewidziane dotąd pieniądze. Dlatego czasu nie miał na odwiedziny w szpitalu. Robią coś szczególnego z pomocnikiem dla jakiejś osobistości z wojewódzkiego miasta. Przedpłatę dostali, więc teraz z tego korzysta.
- To i dobrze, bo Karpiakowie są bardzo pracowici, a on dodatkowo zdolny, a jeżeli się martwię to tym, że sam niewiele potrafię, prócz tych książek i znaczków nic nie mam, także brak mi zdolności, które przydałyby się na emeryturze.
- A tu nie zgodzę się z tobą – zaoponował Wacław. A ten stół, który pan z Karpiakiem zbijał i polerował, to co? A to, że tak przepięknie kopiesz ogródek i że wszystko się w nim udaje, tak jakby rośliny lubiły cię niemal tak bardzo jak koty.
- A ja jeszcze dodam to, że potrafisz pan, panie Adamie, tak pięknie przykuwać uwagę swoją rozmową, swoimi planami, jakbyś jakąś ideologię przed nami wszystkimi roztaczał.
Szli powoli, a że sąsiednie kamienice mijali, przy których na ławeczkach starsi i młódź siedziała beztrosko, to przystawali przy każdej ławce i wszczynali rozmowy.
Jadwiga miała rację odnośnie tej, jak to się wyraziła, „ideologii” którą Pagaczewski roztaczał. Otóż ujawniła się ona nie tak dawno, kiedy poszła fama, że na miejscu tych sześciu kamienic, zwanych tu i ówdzie familokami, zbuduje się nowe osiedle. Zamiast sześciu, włodarze miasta postawią dwa czteropiętrowe bloki, zaoszczędzą miejsca na dwa następne, no i infrastrukturę unowocześnią. Rok temu tak mówiono, a Pagaczewski, który akurat uwolnił się od pracy w przedsiębiorstwie oczyszczania miasta przechodząc na emeryturę, miał sporo wolnego czasu, który zamiarował poświęcić na zbadanie nastrojów mieszkańców tychże kamienic, co też mają do powiedzenia w kwestii szykującej się przeprowadzki. Adam podszedł do swej misji z powagą i opanowaniem. Okazało się (tu trzeba nadmienić, że żadnej presji ani choćby sugestii w rozmowach z ludźmi nie stosował), że kolosalna większość obywatelstwa wolałaby pozostać w swoich domach, nawet pomimo tego, że bloki miałyby być podłączone do sieci grzewczej miasta, co było właściwie jedynym argumentem za przeprowadzką. Decydowano się zatem na pozostanie w kamienicach podnosząc argumenty następujące:
- stan fizyczny kamienic przedstawiał się całkiem przyzwoicie, a co niektórzy mieszkańcy zainwestowali przecież w nowe okna, elewacje wszystkich kamienic były odnowione i w ogóle zamiast tańszym kosztem podłączyć je do miejskiej sieci, czemu budować nowe, burząc stare;
- ludzie przywykli do mieszkania w swoich kamienicach, mają działki, komórki, dużo zieleni, która musiałaby paść pod gąsienicami buldożerów i spychaczy;
- ileż to lat ciągnąć się będzie ta nieokrzesana inwestycja, a tu przecież żyją ludzie starzy, którym należy się odpoczynek po życiowej tułaczce, a nie życie w niepewności;
- nowe mieszkania zapewne będą droższe i wielu nie będzie na nie stać.
Adam zbierał te opinie i wraz z dwoma chłopami spod trójki i szóstki przedstawił burmistrzowi, doradzając przy tym, aby miasto pomogło raczej we wpięciu miejskie sieci grzewczej do sieci jaka funkcjonuje przecież na starym osiedlu. Nie uzyskano wtedy jednoznacznej odpowiedzi, co będzie robione; tłumaczono się napiętym harmonogramem prac, koniecznością opracowania planów, ograniczonymi możliwościami finansowymi miasta, problemami z dofinansowaniem. Pagaczewski wiedział, że będzie trudno, jednakowoż nie ustępował i był częstym gościem burmistrza. No i w końcu zmieniono plany, ale nie poczyniono żadnych wobec starego osiedla na Lipowej. „Trzeba będzie ponownie dać znać o sobie” – myślał Adam.
Ale nie tylko z powodu kontaktów z burmistrzem Pagaczewskiego Jadwiga uważała Adama za tego, kto posiada idee. Otóż zebrawszy raz całą społeczność sześciu kamienic na boisku sportowym położonym za ostatnim budynkiem, dodał ludziom wiary, wypowiadając słowa o konieczności współdziałania wszystkich mieszkańców osiedla, współdziałania takiego, jakie już stało się udziałem młodych, którzy właśnie założyli drużynę piłkarską składającą się bez wyjątku z chłopaków z osiedla, która uczestniczy z powodzeniem w rozgrywkach amatorskiej ligi piłkarskiej.
- Tak i my wszyscy – prawił Pagaczewski – powinniśmy wzorem naszych chłopców trzymać się razem i pomagać sobie w potrzebie, bo czasy idą ciężkie, a pieniędzy w naszych ogródkach nie wyhodujemy. Kto co może, niech pomaga, a już najbardziej naszych starzykom, ba nawet węgla przynieść z piwnicy, zakupy zrobić albo gdy taka potrzeba nastanie, zawieźć do lekarza, do kościoła, po większe sprawunki. Marzy mi się zbudowanie takiej długiej ławy przed oknami naszych kamienic, abyśmy siedli na niej, porozmawiali z sobą lub też – w tym momencie Adam skupił wzrok na Karpiaku – zbijmy drewnianą platformę na tańce.
Tak powiedział i nie tylko o tym mówił, a cisza była przy tym wystąpieniu i ogólne poruszenie. Wprawdzie to, co powiedział o długiej na sześć kamienic ławce było tylko metaforą, to Karpiak i paru jeszcze innych powiedziało, że z nastaniem wiosny taneczna platforma powstanie… i powstała, i nawet już dwa razy w maju była w użyciu.
[...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz