WIĘŹ [1]
Przyjechał około szóstej przed wieczorem. Staszek, najstarszy syn pani Genowefy, tej która pierwsza zdecydowała się na przeprowadzkę na nowe osiedle, wyszedł nawet z auta, otworzył Adamowi drzwi, wyciągnął do niego rękę i pomógł mu wyjść ze swojej nowej renówki, następnie podprowadził go do wąskiej, na wpół otwartej bramy łączącej dwie lichutkie na tej ulicy kamieniczki.
- Dziękuję panu, dam radę. Niestety nie zaproponuję panu wejścia do środka, bo chyba nie miałbym go czym poczęstować.
- Najważniejsze, proszę pana, że wyszedł pan z tego szpitala o własnych siłach.
Odjechał,
Adam przebywał w szpitalu trzy dni. Odwiedziły go panie Genowefa, Stefania i Jadwiga. Pamięta, że kiedy dostał ataku kolki nerkowej Jadwiga, najmłodsza z nich, która zaledwie dwa lata temu przekroczyła sześćdziesiątkę, zadzwoniła na pogotowie, gdyż szczęśliwie się stało, że akurat chwilę wcześniej zapukała do jego mieszkania przynosząc zerwane ze swojego ogródeczka truskawki, no i zaraz zobaczyła, jak jej sąsiad wije się z bólu. Nie czekając na reakcję Adama, natychmiast zadzwoniła na pogotowie z jego telefonu, a zaraz potem wszczęła raban. Przybiegł Jadwigi mąż, potem samotna, najstarsza w kamienicy Stefania i tak towarzyszyli we trójkę konającemu – wydawało im się, że dni Adama zostały właśnie policzone - a kostucha czeka na niego pod progiem ukryta tymczasem za starą dębową szafą, która od wieków stała na korytarzu.
Panowie w białych kitlach sprawili się jednak na medal i Adam przestał umierać po zastrzyku jaki mu dano, choć wszyscy zebrani zaczęli podejrzewać, że ten nagły odwrót bólu spowodowany został alergią Adama na szpital, do którego widocznie dostać się nie chciał i zasymulował szybkie wyzdrowienie, ale w końcu nie od niego to już zależało, czy podda się twardym sugestiom panów z pogotowia czy nie.
- Ile pan ma lat, panie Pagaczewski – zapytał w pewnej chwili doktor, który przed momentem uzgodnił już z ratownikiem medycznym kwestię zabrania pacjenta do szpitala.
- Sześćdziesiąt sześć, ale nie rozumiem, dlaczego pan doktor… no chyba, że chodzi o… ale ma pan już mój dowód.
- Dożywszy takiego wieku musi pan przecież wiedzieć, że bez solidnych badań w szpitalu się nie obejdzie, chyba że panu życie do cna zbrzydło.
Ta krótka wymiana zdań zainicjowana przez doktora, rozmowa pomiędzy nim a Pagaczewskim miała swoje uzasadnienie – Adam nie był jeszcze skłonny poddać się i odbyć podróż karetką w wiadome miejsce, więc trzeba było go do tego wyjazdu przymusić.
- Jedź pan, jedź pan – poparł doktora mąż pani Jadwigi. - My tu już zatroszczymy się o pańskie mieszkania i o koty też.
Mówiąc o kotach, nie do końca radował się, gdyż te niecnoty często zaglądały przez metalową siatkę do gołębnika znajdującego się w podwórzu i należącego do pana Wacława, a ich intencje były podejrzane. Ale przecież tu chodziło o zdrowie i nawet życie pana Adama, więc zaopiekuje się jego kocurami.
Na odjezdnym pan Adam zostawił przyjaciołom klucz, choć traktować to należy pro forma z uwagi na to, że i tak zostawiał mieszkanie otwarte, kiedy wybierał się na przechadzkę, choćby z Grzegorzem, z którym pogrywali w bule w pobliskim parku, albo siadali do gry w szachy przy jednym ze stoliczków z namalowaną na ich blacie szachownicą.
W szpitalu wzięto Pagaczewskiego na prześwietlenie, dano jakieś leki, ale wobec tego, że zdjęcia rentgenowskie nie dawały pełnego obrazu stanu nerek, pęcherza i naczyń, pacjenta przygotowano na urografię, która miała się odbyć nazajutrz rano zaraz po obchodzie.
- Dużo pan pije? - zapytała go lekarka, która analizowała w swoim gabinecie stan zdrowia Adama, spoglądając co chwila na ekran komputera, gdzie pojawiały się zdjęcia rentgenowskie.
Speszył się, mylnie sądząc, że pani doktor ma na myśli ilość wypijanego przez niego alkoholu. Wzruszył ramionami, a wtedy ona uspokajająco pouczyła go:
- W przypadku skłonności organizmu do osadzania się złogów w układzie moczowym, należy pić dużo wody, zwykłej, niegazowanej wody – minimum dwa litry dziennie. Na podstawie tych zdjęć nie stwierdziłam złogów. Podejrzewam, że schodzi panu piasek, gdyż przewody moczowe wykazują niewielką niedrożność, ale o tym przekona nas jutrzejsza urografia. Siostra przełożona powie panu, jak ma się pan przygotować do tego zabiegu. Niezależnie od zaordynowanych panu leków, zalecam pić jak najwięcej i dużo ruchu. Niech pan sobie pochodzi energicznie po schodach. Dostał pan leki rozkurczające, więc podczas intensywnego chodzenia i picia wody, bardzo możliwe, że to błoto jakie zalega w przewodzie moczowym ulegnie samoistnego wydaleniu.
Nawet ucieszyła go usłyszana diagnoza. Przed laty miał wprawdzie kłopoty z prawą nerką (piasek), ale skończyło się na wizycie urologa, pyralginie i środkach rozkurczających oraz litrach destylowanej wody, i chyba na trzeci dzień po wizycie u lekarza poczuł taką ulgę, że mógłby tańczyć aż do rana. Miał nadzieję, że i w tym ostatnim przypadku będzie podobnie.
Urografia nie wykazała ani złogów, ani zatorów w przepływie moczu, na co lekarka zareagowała:
- Widocznie podczas tego ataku zszedł panu cały ten brud, co musiało pana boleć, ale przynajmniej pozbył się pan piasku, a może i malutkich kamieni. Potrzymamy pana do piątku, aby się jeszcze upewnić, czy wszystko będzie w porządku. Zaordynujemy jeszcze parę zastrzyków i… pić, jak najwięcej pić.
Pił naprawdę dużo.
[...]
[10.07.2022, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz