Z CZWORAKÓW
Modrzewiowy, podmurowany dworek
wychowywał mnie od poczęcia.
Myślałem, że jestem szlacheckim dzieckiem.
Nic z tego.
W parafialnych księgach odnotowano,
że pochodzę z czworaków.
Jestem chłopem z dziada pradziada,
nie mam błękitnej krwi,
niebieskie niebo nade mną.
Nie ma we mnie złotych lichtarzy,
pszeniczne kłosy moja aureolą.
Nigdy nie zostałem wywłaszczony,
nikt nie odbierze mi dnia i nocy.
To co mam jest tak ogromne,
że nie ma na to ceny.
Niczego nie żałuję
[przed rokiem dwutysięcznym]
STRZECHA
Strzecha nie jest taka zła
w tym kuliku
pomiędzy rozdzielonymi snopkami
uwiła gniazdo para jaskółek
od samego rana świszczą piosenki
Babcia stara nagotowała klusek
łyżką kładzionych
sypie tłusty twaróg z krasulego mleka
Łapa z Mruczkiem z jednej misy
chlipią to schłodzone studzienne
Strzecha jest niczego sobie
raz pewnej nocy
na samym szczycie przysiadła mądra sowa
podniosła rozhukany rwetes
za chwilę dziadek przegnał lisa
Kiedy dziadek był wnuczkiem
przy ogarku komunijnej świecy
czytał mądre bajki Krasickiego
babcia do dzisiaj ma całą stertę
powieści w odcinkach z gazety
Strzecha jest całkiem znośna
nie przecieka
i można sobie wyobrazić
dworek w Soplicowie
czytany na głos przed snem.
[20.07.2022, Toruń]
Bardzo przytulny klimat mają te wiersze, jakby wracało się do domu po podróży...
OdpowiedzUsuńa, dziękuję, przy czym ten drugi napisany został niejako a'propos strzechy pani Olgi ;-)
UsuńPięknie...
OdpowiedzUsuńTez miałam taką babcię mieszkająca pod strzecha...