ROZDZIAŁ 55. CO WYCZYNIA PAN KORFANTY
(w którym poznamy plany pana Korfantego – nowego dyrektora Domu Kultury w Różanowie, plany, dodajmy, cieszące się wielkim zainteresowaniem i aprobatą ze strony kawiarenkowego obywatelstwa)
W samym rogu sali, pod oknem, rozsiadł się pan redaktor Pokorski, będący w towarzystwie Starego Pisarza i inżyniera Beka. Później do stolika trzech przyjaciół podszedł też pan Adam Kawiarennik, korzystając z tej okazji, że kelnerka, panna Basia, zjawiła się w kawiarence na kwadrans przed wyznaczonym dla niej dyżurem.
W sąsiedniej, letniej sali pokazywano akurat film pana Korfantego zrobiony podczas majówki. Ponieważ wśród kawiarnianych gości znajdowali się głównie ci, którzy w majówce uczestniczyli, z tym większym zaciekawieniem oglądali filmowy dokument dyrektora domu kultury. Co i rusz słychać było kąśliwe a dosadne oraz ucieszne i szczere okrzyki albo z powodu niedostatków aktorskich majówkowiczów, albo też wręcz przeciwnie - śmiano się z siebie nawzajem, ale też operatorskie umiejętności pana Korfantego nie na żarty podziwiano.
Tam cieszono się filmem, a tu, w rogu tej bardziej dostojnej sali pan redaktor Pokorski porządkował swoje karteluszki - fiszki, i miał tego produktu sporo. A robił to na tyle zręcznie, aby przypadkiem nie naruszyć postawionych na stole szklanic z chłodnym piwem i kubkiem mleka Starego Pisarza, przy których beztrosko ucztowano.
- Nie ma to jak w kawiarence zajmować się takimi sprawami, prawda? - odezwał się pan inżynier. - Rozumiem, że wszystkie te notatki znajdą swoje miejsce w najnowszym numerze naszego pisma.
- Oczywiście, przyjacielu - potwierdził pan redaktor. - Następny numer poświęcony będzie w lwiej części majówce i planom pana Korfantego.
- Widać, że nasz nowy dyrektor domu kultury bardzo się rozochocił - wmieszał się w rozmowę Stary Pisarz. - I bardzo dobrze - skonkludował. - Ma ten człowiek głowę utkaną pomysłami.
- To trzeba mu przyznać - dodał inżynier Bek. - Małżonka opowiadała mi, że przyjął należycie nasze panie i, słowo do słowa, ich propozycje nie dość, że przyjął, ale je wzbogacił. Będzie o tym w gazetce?
Pan redaktor raz jeszcze przewertował karki, po czym wymienił ciurkiem:
- Co my tu mamy? Zajęcia tańca towarzyskiego… odhaczone, wystawa fotograficzna z majówki - lada dzień, aerobik dla dzieciaków, szachy, koło brydżowe, w przyszłą niedzielę zespół brydżowy, spotkanie z aktorem z Krakowa, zapisy do kółka teatralnego - pani Zofia może wiedzieć coś więcej, stworzenie jakiejś grupy plastycznej - o tym później, w kolejnym numerze, bo to temat jeszcze nie dopracowany, czyli montowanie orkiestry dętej… a to jeszcze nie wszystko.
- A to mnie pan zaskoczył - wyrzekł Kawiarennik. - Co z ta orkiestra dętą?
- Już wyjaśniam, przyjacielu. Jak pan wie, działała kiedyś w naszym mieście orkiestra dęta przy straży. Dzisiaj jej nie ma, choć instrumenty zostały, a paru jeszcze strażaków i innych grać nie zapomniało i są oni w mieście. Pan Korfanty jakimś sposobem dowiedział się, ze w nieodległej cukrowni, która produkcją cukru się zajmuje, też taka orkiestra działała i również instrumenty w pakamerach niszczeją, a muzykantów ponoć nie brak. Umyślił sobie pan dyrektor, aby te dwie instytucje złączyć w jedną, dać jej miejsce do grania i niech pochwali się miastu.
- Ciekawe, bardzo ciekawe. Z rozrzewnieniem wspominam naszą strażacka orkiestrę - pochwalił Kawiarennik.
- A skoro jesteśmy przy muzyce, panowie - kontynuował pan redaktor - to muszę koniecznie dodać (szkoda, że pan doktor Koteńko jest nieobecny), że pan Korfanty wystąpił także z propozycją otwarcia chóru.
- Chóru? To być nie może i nie bywało w naszym mieście od przedwojnia - zapewnił pan inżynier.
- A któż taki chór poprowadzi? - zapytał skwapliwie stary pisarz.
Pan redaktor Pokorski objął swoich rozmówców spojrzeniem tak dostojnym, tak szerokim, tak wielce znaczącym i władczym, jakby za chwilę miał wygłosić przez przyjaciółmi teorię nie mniej ważką, niż ta, którą sam Kopernik zaproponował światu.
- Nie uwierzą panowie, ale zaręczam uroczyście, że to, co powiem, nie jest przysłowiową dziennikarską kaczką, ani też chorym moim wymysłem…
- Na Boga, skracaj swoje myśli - upomniał przyjaciela Stary Pisarz.
Ten jednak, choć ponaglony, nie poddawał się tak łatwo.
- Muszę wam powiedzieć, przyjaciele, że propozycja utworzenia i objęcia chóru podjęta została w rozmowie, której się przysłuchiwałem. Prowadził ją pan dyrektor, nie uwierzą panowie, z jedną z rodzonych sióstr zakonnych, Rozalią.
- To interesujące - przyznał Kwiarennik - ale jaki był tej rozmowy finał?
- Otóż, przyjaciele, ta jedna z bliźniaczek, siostra Rozalia, ta starsza o kilkanaście minut, dysponuje rzadkim muzycznym talentem.
- Czyżby? - w pytaniu inżyniera Beka czuć było powątpiewanie. - Czemu nikt z nas o tym nie wiedział?
- Czemu? Czemu? Tego i ja nie wiem. A wyobraźcie sobie panowie, że jej niewiele młodsza siostra Gabriela, całkowicie tego daru jest pozbawiona.
- Znaczy się, jak rozumiem, to siostra Rozalia chór poprowadzi? - skonkludował Stary Pisarz.
- Nie inaczej. A sam pan Korfanty na fortepianie akompaniował chórowi będzie, aczkolwiek wśród młodzieży jest też niewiasta (znacie ją panowie, bo czasami grywa w kawiarence dżezowe kawałeczki), którą pan Korfanty zechce jako akompaniatorkę chóru wykorzystać.
Tak oto z ust pana redaktora dowiedziano się o zacnych planach dyrektora Korfantego, planach, z którymi niebawem zapoznają się czytelnicy „Naszego Głosu”.
I kiedy tak przyjaciele rozmawiali zawzięcie o coraz to bardziej okazale kwitnącej kulturze w miasteczku, o przedsięwzięciach, którym wypada przyklasnąć, do kawiarenki dziarskim krokiem wmaszerował pan radca Krach, jak zwykle w przednim humorze.
Ledwie tylko rzucił okiem w stronę stolika zajmowanego przez przyjaciół, podszedł do nich, porywając z sobą najbliżej stojące krzesło, przysiadł się i po gorącym przywitaniu się zakomunikował znacząco:
- Panowie, mam dla was wielce interesującą wiadomość!
[pisane dnia 22.maja roku 2016. w Digne les Bains, we Francji]
[18.07.2022, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz